Brutalnie gwałcił psy. Czy w końcu spotka go zasłużona kara?
Wszystko wskazuje na to, że prawa zwierząt w Polsce, choć znikome i często nierespektowane, przy odpowiednich ludziach mają jednak szansę na sprawiedliwość. Dowodem na to jest zaangażowanie kaliskiego stowarzyszenia Help Animals oraz fakt, że 43-letni zoofil spod Pleszewa trafił wreszcie za kratki.
O 43-letnim mężczyźnie z gminy Dobrzyca w powiecie pleszewskim głośno zrobiło się 10 czerwca 2021 roku, kiedy kaliskie stowarzyszenie Help Animals otrzymało anonimowe zgłoszenie, po którym podjęło interwencję w miejscowości Sośnica.
– Do tej pory nie możemy się otrząsnąć. Pomimo wielu lat pracy, nigdy nie spotkaliśmy się z aktami zoofilii. Maleńka sunia, do której pojechaliśmy jest u nas bezpieczna. Na miejscu zastaliśmy psa panicznie reagującego na człowieka, wychudzonego, ze zbyt ciasną obrożą i na krótkim łańcuchu. Nie to jednak jest szokujące. Mężczyzna przyznał się do aktów zoofilii oraz zagłodzenia poprzedniego psa. Nie wiemy ile zwierząt padło jego ofiarą. Mężczyzna powiedział, że robił to też jego ojciec – czytamy we wstrząsającym wpisie stowarzyszenia Help Animals.
Anna Małecka podkreśla, że podczas pierwszej interwencji nie dowierzała, że mężczyzna przyznał się do popełnionego czynu, dokładnie opisując przy tym swoje działania. – Najbardziej wstrząsający był fakt, że dla niego było to czymś normalnym, czymś co robił ojciec, a także i on. Nie widział w tym nic złego – powiedziała Latarnikowi Kaliskiemu członkini stowarzyszenia.
– Suczka z pierwszej interwencji jest wycofanym psem, w szczególności objawia się to przy mężczyznach. Gdy na znanym jej terenie pojawia się nowa osoba, ta reaguje agresją lękową. Na zewnątrz bardzo się boi. Jej socjalizacja trwa długo, nie wiem czy do końca poradzi sobie ze swoimi lękami. Ile trwał jej horror? Nie mam pojęcia – tłumaczy Anna Małecka.
W tamtym czasie sprawą zajęła się Komenda Powiatowa Policji w Pleszewie oraz Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim. Sąd Rejonowy w Pleszewie skazał mężczyznę miesiąc później za zoofilię na pół roku więzienia oraz dziesięcioletni zakaz posiadania zwierząt. Mężczyzna przed rozprawą został przebadany przez biegłego. Na rozprawie sądowej został uznany za osobę poczytalną, choć jak podkreśla Małecka – budzi to spore wątpliwości. Wyrok uprawomocnił się 29 lipca, po czym skazany powinien trafić do więzienia. Do tego jednak nie doszło.
3 listopada bieżącego roku „Animalsi” ponownie byli świadkami makabrycznego odkrycia: – W dniu dzisiejszym nasz patrol interwencyjny udał się, po wezwaniu przez zaniepokojonych świadków, do miejscowości Sośnica. Zgodnie ze zgłoszeniem, mężczyzna, który w lipcu tego roku, został skazany prawomocnym wyrokiem za zoofilię, miał kolejnego psa. Zostawiamy bez komentarza fakt, że od lipca mężczyzna nie trafił do więzienia (został skazany na karę pozbawienia wolności). Na miejscu zastaliśmy wystraszoną i obolałą sunię. Szczególny ból sprawiał jej dotyk w okolicach ogona. Na miejsce została wezwana policja, przy której odebraliśmy interwencyjnie psa (mężczyzna ma także zakaz posiadania zwierząt). Sunia trafiła do lekarza weterynarii, gdzie przechodzi specjalistyczne badania. Na podstawie zgromadzonego materiału, składamy zawiadomienie do prokuratury – czytamy w mediach społecznościowych stowarzyszenia.
Wyszło na jaw, że zwłoka w wykonaniu wyroku spowodowana była tym, iż „zarządzenie sędziego w sprawie wykonania kary zostało wykonane z opóźnieniem przez pracownika sekretariatu II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Pleszewie” – przekazała prezes Sądu Rejonowego w Pleszewie Małgorzata Huk–Sobańska.
Stowarzyszenie poinformowało, że mężczyzna znęcał się również nad matką, wobec czego podjęto już działania pomocowe. Dopiero po interwencji „Animalsów” oraz zainteresowaniu mediów, GOPS, który od trzydziestu lat sprawuje opiekę nad rodziną, założył mężczyźnie niebieską kartę za stosowanie przemocy psychicznej wobec matki. Kobieta potwierdziła zarzuty kierowane pod adresem syna.
– Mężczyzna podczas pierwszej interwencji poinformował nas, że jego matka nie żyje. Dopiero teraz okazało się, że jest zupełnie inaczej, tym razem miałyśmy szansę na rozmowę z nią. Kobieta przyznała, że również i ona jest ofiarą syna. Nie bardzo wiem na czym przez te wszystkie lata polegała pomoc pani z GOPS-u – dodała kobieta.
Anna Małecka poinformowała nas również o tym, że pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, sprawująca pieczę nad rodziną, powiedziała, że widziała psa i wystawiła go za furtkę zaraz przy ruchliwej ulicy. – To niedopuszczalne, że urzędnik państwowy postępuje w ten sposób, łamiąc rażąco przepisy. Nie dość, że naraziła jego zdrowie i życie, to nie załatwiła sprawy – komentuje członkini stowarzyszenia.
W związku z pojawiającymi się przesłankami, Help Animals złożyło zawiadomienie z prośbą o przejęcie sprawy przez prokuraturę w Ostrowie Wielkopolskim. – Utraciliśmy zaufanie zarówno do Prokuratury, jak i Sądu w Pleszewie. W związku z tym, w dniu wczorajszym złożyliśmy zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim z wnioskiem, aby to ona pełniła nadzór nad dochodzeniem, a nie Prokuratura w Pleszewie. W dniu dzisiejszym, ku naszemu zaskoczeniu, otrzymaliśmy pismo, że sprawy trafiają do… Pleszewa – czytamy.
– 7 listopada sąd nadał klauzulę natychmiastowej wykonalności, a w międzyczasie dotarła do nas informacja o tym, że mężczyzna złapał kota, mimo, że miał świadomość kary i spoczywającej na nim odpowiedzialności – zaznacza Małecka.
10 listopada mieszkańcy Sośnicy zauważyli w rękach oprawcy poruszającą się reklamówkę. Gdy jeden ze świadków wyrwał pakunek, okazało się, że w środku znajdował się kot. – Gdyby nie szybka interwencja mieszkańców, nie chcemy myśleć co by się stało. Zaalarmowaliśmy policję i prokuraturę, aby mężczyzna natychmiast trafił do aresztu, ale obecna na miejscu policjantka nie widziała podstaw do zatrzymania – dodaje członkini stowarzyszenia.
Sąd w Pleszewie na skutek interwencji wydał nakaz o doprowadzeniu mężczyzny do więzienia 7 listopada. Dokładnie tydzień później (14 listopada) 43-letni mężczyzna został zatrzymany i doprowadzony do więzienia, gdzie odbędzie zasądzoną karę.
Sunia z drugiej interwencji przebywała u zwyrodnialca około miesiąca. Według relacji Anny Małeckiej, jej stan jest znacznie lepszy. – Początkowo panicznie bała się dotyku, szczególnie od pasa w dół. Widzę jednak, że radzi sobie dużo lepiej. Z uwagi na wiek i krótszy czas trwania tego procederu szybciej dochodzi do siebie – relacjonuje kobieta.
Moli (takie imię nadali jej członkowie stowarzyszenia) jest starszą suczką. Z wyglądu przypomina mieszańca gończego polskiego i beagla. Szukamy dla niej domu tymczasowego, a po kolejnym wyroku, stałego, gdzie może dojść do siebie. Obowiązuje wizyta przed adopcją oraz umowa.
Numer kontaktowy: 510343271.
Fot.: Help Animals