K. Fiszbach: Schronisko to prawdziwa szkoła życia, miejsce uczące empatii jak żadne inne
Radość, przyjaźń, smutek, szczęście – takich emocji dostarcza Kasi Fiszbach wolontariat w kaliskim schronisku dla zwierząt. – Schronisko to prawdziwa szkoła życia, miejsce uczące empatii jak żadne inne. Miejsce, które pełne jest zarówno smutku jak i radości. Każdy psiak zamknięty w boksie, dziesiątki par błagających oczu. Każdy z nich marzy, żeby mieć własny dom, żeby mieć swojego człowieka – przyjaciela, żeby stać się członkiem rodziny.
Wiktoria Pliszek: Jak długo pracujesz jako wolontariuszka w kaliskim schronisku dla zwierząt i co Cię skłoniło do podjęcia tej pracy?
Kasia Fiszbach: Jako wolontariuszka pracuję w schronisku od około roku. Wcześniej przez kilka miesięcy przychodziłam do schroniska pod opieką starszych wolontariuszy oraz uczęszczałam na coniedzielne spacery, aby powoli wdrażać się w pracę wolontariatu. Mniej więcej w czerwcu 2021 roku pierwszy raz weszłam do schroniska razem ze swoim partnerem. Szukałam towarzysza dla mojej suni, jednak nie byłam w stanie zdecydować się na jednego z psiaków. Zaczęłam wtedy obserwować stronę wolontariatu oraz biura na Facebooku i tak dowiedziałam się o niedzielnych spacerach. Sama wizyta była dla mnie wstrząsająca. Jako osoba bardzo wrażliwa na cierpienie zwierząt, nie mogłam sobie wyobrazić, co te biedaki muszą czuć. Na początku spacery były dla mnie trudne – starałam się wziąć na spacer jak najwięcej psiaków, bo frekwencja była dosyć mała i nie wszystkie zwierzaki wychodziły co tydzień na spacer. Małymi krokami coraz bardziej angażowałam się ze swoim chłopakiem w pomoc.
Możesz wskazać największe wyzwania związane z pracą ze zwierzętami? Jak sobie z nimi radzisz?
Największym wyzwaniem jest początkowe przełamanie się. Wiele osób kończy przychodzenie do schroniska po maksymalnie kilku wizytach. Pomaganie jest obciążające psychicznie – patrzenie na ogrom potrzebujących pyszczków, pragnących spędzić chociaż chwilę z człowiekiem. Musiałam wyrobić sobie swojego rodzaju „odporność”, aby wyprowadzać tylko kilka psów, ale za to na wartościowy dla nich spacer. Często jednak zdarzają się sytuacje, w których ciężko opanować emocje.
Ogromnym wyzwaniem dla wolontariuszy jest praca z psami lękowymi czy problemowymi. Psiaki, które trafiają prosto z kanapy do schroniskowego kojca najczęściej nie znoszą tego dobrze. Pojawia się strach, a czasem agresja lękowa. Potrzeba czasu, aby psiak zaufał i otworzył się przed człowiekiem, przy czym trzeba mieć wiedzę na temat psiej komunikacji, aby uniknąć różnych wypadków, jak chociażby pogryzienia. Takie psiaki wymagają cierpliwości, spokoju, a w schronisku ich poczucie bezpieczeństwa jest zaburzone, co wzmacnia lęk.
Wyzwaniem są też kontakty z ludźmi. Niejednokrotnie zdarzały się osoby burzliwe, które uważały, że wszystko wiedzą najlepiej. Staramy się zawsze zachowywać spokój i cierpliwie tłumaczyć. Dla mnie ciężkie jest niekiedy wybieranie rodziny dla swojego podopiecznego. Zwłaszcza przy psach w typie rasy zdarza się, że jest naprawdę wielu chętnych do adopcji, a psiak jest tylko jeden. Wybór bywa trudny. Podobnie jest też z przekazaniem chętnym, że psiak trafi do innej rodziny. Ludzie najczęściej przyjmują to ze spokojem, ale staramy się również dojść do kompromisu i znaleźć innego psiaka, który się spodoba. Nie zawsze jednak się to udaje.
Masz może jakieś osobiste historie, związane z trudnym przypadkiem zwierzęcia, któremu udało Ci się pomóc?
Trudnym przypadkiem był Gumiś, który trafił do schroniska jesienią 2022 roku. Atakował smycz i unikał kontaktu z człowiekiem jak ognia. Nie miał wcześniej kontaktu z obrożą, dotykiem czy nawet ze spacerami na smyczy. Był całkowicie przerażony. Po ukończeniu kwarantanny, rozpoczęłam z nim pracę, która wydawała się żmudna. Regularne wizyty, siedzenie z nim w boksie, dawanie smaczków. Gumiś długo nie wychylał nawet głowy z budy, jednak w końcu zauważył, że nic złego mu się nie dzieje. Bardzo powoli zaczęliśmy pracować nad akceptacją obroży i samego dźwięku smyczy. Gumiś decydował o trudności ćwiczeń, a z czasem zaczęliśmy pracę nad dotykiem, zakładaniem obroży i chodzeniem na smyczy. Wzmacnialiśmy naszą relację i budowaliśmy zaufanie. Po kilku miesiącach Gumiś wyszedł na pierwszy spacer i zmienił boks na taki z dostępem do wybiegu. Chodzenie na smyczy dalej było dla niego trudnością i nie lubił jak plątała mu się pod nogami czy napinała się. Nie rozumiał, że czasem musi zmienić kierunek za opiekunem i wpadał w panikę. Powroty do boksu również były bardzo trudne i stresujące dla niego. Systematyczna praca nad jego lękami przyniosła jednak efekty i Gumiś zaczął coraz bardziej się otwierać. Aktualnie jest dla mnie „przytulakiem”, rozdaje buziaki i trzyma się blisko. Z radością reaguje na smycz i kolejny spacer, choć powrotów dalej nie lubi, ale nie reaguje już szałem i zachęcony jedzonkiem wraca. Ufa mi na tyle, że do basenu wszedł dopiero po tym, jak w nim przykucnęłam i mógł przejść po moich nogach. Szuka wsparcia w trudnych chwilach i lepiej reaguje na nowych ludzi. Przeszedł ogromną przemianę i do tej pory mam łzy w oczach, gdy myślę o tym, jaką drogę razem przebyliśmy i w jakim miejscu jesteśmy teraz. Gumiś przekonał się, że niektórzy ludzie są dobrzy i nie musi się bać. Poznał radość i do pełni szczęścia potrzeba mu tylko prawdziwego, kochającego i cierpliwego domu.
Jakie jest Twoje najbardziej poruszające doświadczenie związane z wolontariatem?
Poruszające są wszystkie udane adopcje lub wszystkie, nawet małe, postępy w pracy z podopiecznymi. Najbardziej utkwił mi jednak w pamięci widok mężczyzny, oddającego swojego 16-letniego „psyjaciela”. O całej sprawie było głośno i udało się Teodorowi znaleźć szybko dom. Staruszek był przerażony schroniskiem, a został oddany z powodu nietrzymania moczu. Byłam wtedy w schronisku i płakałam jak bóbr pocieszając psiaka, mimo jakiejś „odporności” na tego typu sytuacje.
W jaki sposób rozpocząć swoją przygodę z takim wolontariatem? Jakie umiejętności są pożądane u wolontariuszy?
Przede wszystkim potrzebne są chęci do pracy. Odpowiedzialność, szacunek do zwierząt, empatia, cierpliwość – to również jest niezbędne. Pozytywne nastawienie i chęć zdobywania wiedzy na temat psiaków to kolejne z ważnych elementów. Nie wyobrażam sobie wolontariusza, który nie wie nic na temat psiej komunikacji i nie potrafi odczytywać sygnałów, które psiak wysyła. Praca wolontariusza nie jest tak prosta, jak może się wydawać, a psiaki nie zawsze od razu pakują się na kolana. Aby zostać wolontariuszem, trzeba przejść szkolenia, które biuro schroniska organizuje co jakiś czas. Prowadzi je nasz behawiorysta i uważam, że można dzięki temu wiele się dowiedzieć, a wiedza przyda się nie tylko w schronisku, ale także w codziennym życiu z własnymi zwierzakami. Na szkolenia trzeba zapisać się w biurze schroniska, które jest czynne 8:00-16:00 od poniedziałku do piątku. Można przyjechać osobiście lub zadzwonić pod numer 62 7513525.
Dlaczego sama się na to zdecydowałaś?
Od zawsze kochałam psy i nie wyobrażałam sobie życia bez nich. Jednak gdyby nie mój chłopak, to nie zdecydowałabym się przekroczyć progu schroniska, a tym samym rozpocząć przygody z wolontariatem. Dzięki niemu rozpoczęłam swoją pracę z psami. Uwielbiam to, co robię i jestem bardzo mocno w to zaangażowana. Mimo początkowych trudności, niczego nie żałuję.
Czy jest jakiś szczególny przekaz lub historia, którą chciałabyś przekazać osobom, które rozważają zaangażowanie się w wolontariat w schronisku dla zwierząt?
Nie bójcie się spróbować. Ktoś może uznać, że to nie dla niego, a ktoś inny powie, że właśnie tego potrzebował. Wolontariat nie jest łatwą pracą i wymaga poświęceń, dużej cierpliwości. Według mnie zdecydowanie warto działać w ten sposób, chociażby po to, żeby zobaczyć te szczęśliwe mordki.
Co daje Ci bycie wolontariuszką? Czy doświadczenie, które zdobyłaś planujesz wykorzystać w przyszłości?
Daje mi ogromną radość! I cały pakiet innych emocji. Wolontariat nauczył mnie większej empatii, spokoju i swobody w kontaktach z ludźmi. Dzięki byciu wolontariuszką odkryłam co chcę robić w życiu – profesjonalnie pomagać psiakom i ich opiekunom. Zafascynowała mnie psia komunikacja, ich zachowania, emocje. Coraz bardziej wdrażam się w behawiorystykę psów i niedługo zaczynam kurs na trenerkę. Doświadczenie ze schroniska z chęcią wykorzystam w przyszłej pracy z psami. Najwięcej wiedzy zdobywa się w praktyce, ale teoria jest równie potrzebna do zrozumienia psów.
Chciałabyś kontynuować swoją pracę w Kaliszu czy stawiasz jednak na większe miasta?
Chcę działać na terenie Kalisza i w okolicach, a może uda się nawet otworzyć własną szkołę dla opiekunów psów i nie rezygnować przy tym z wolontariatu. Dla tych psiaków wolontariusze i pracownicy schroniska są całym światem, ostoją. Dajemy im ogrom szczęścia i pozwalamy choć na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości. Pracujemy, aby w przyszłości mogły cieszyć się własnymi rodzinami.
A jak wygląda współpraca między Wami – wolontariuszami a pracownikami schroniska? Tworzycie jeden zespół?
Osobiście mam dobre relacje z pracownikami i zawsze staram się dojść do porozumienia. Mamy ze sobą wiele wspólnego, zwłaszcza chęć pomocy psiakom i kociakom. Co jakiś czas dochodzi jednak do niepotrzebnych kłótni między tymi grupami. Uważam, że zamiast kłócić się, trzeba przede wszystkim rozmawiać i wyjaśniać, co się komuś nie podoba. Wszyscy jesteśmy ludźmi i powinniśmy traktować się z należytym szacunkiem.
Widzisz jakiekolwiek zmiany w podejściu społeczeństwa w Kaliszu do kwestii schronisk i pomocy zwierzętom w ciągu ostatnich lat?
Mam wrażenie, że ludzie coraz chętniej pomagają, ale nie chcą angażować się w wolontariat. Przynoszą dary, czasem odwiedzą schronisko podczas coniedzielnych spacerów, udostępniają posty adopcyjne w social mediach. Jest to jak najbardziej dobra informacja i bardzo się cieszę, że zainteresowanie losem zwierząt jest coraz większe. Sama frekwencja podczas spacerów zwiększyła się wielokrotnie w porównaniu z tą, która była jeszcze w 2021 roku. Mam nadzieję, że świadomość wśród ludzi dalej będzie się powiększać i idziemy w dobrą stronę.
A zauważasz różnice w podejściu do zwierząt między młodszymi i starszymi ludźmi?
Młodzi ludzie są często bardziej świadomi od tych starszych. U młodych zanika przekonanie o „wdzięczności” adopciaków, a pojawia się chęć zdobywania wiedzy, kształcenia się na temat psów, chęć zrozumienia ich emocji. Starsi jednak również coraz częściej dają się przekonać do tego, że teoria dominacji została obalona, że pies ma swoje potrzeby i nie jest zabawką dla dzieci. Coraz większą popularność zyskują różne profile na temat psiaków, gdzie omawiane są kwestie ich potrzeb i emocji. Jeszcze wiele jednak w podejściu ludzi do zwierząt powinno się zmienić.
Czy liczba porzuconych zwierząt w schronisku zwiększa się, zmniejsza, a może utrzymuje na stałym poziomie? Jakie czynniki – Twoim zdaniem – mogą wpływać na tę tendencję?
Liczba psów i kotów w schronisku stale się zmienia. Najwięcej zwierzaków trafia najczęściej w okolicach świąt, ferii czy wakacji. Wszystko „idzie falami”, zdarzają się okresy, gdzie i adopcji jest sporo, i nowych podopiecznych, a także takie, gdzie chętnych jest mało podobnie jak nowych psów i kotów.
Czy spotykasz się z sytuacjami, w których właściciele zwierząt rezygnują z opieki nad nimi i oddają je do schroniska? Jakie są najczęstsze powody takich decyzji?
Niestety często dochodzi do takich sytuacji. Ludzie oddają psiaki z wielu powodów – brak możliwości dalszej opieki, choroba itp. Często słyszymy też o alergii dziecka lub agresji psa w stosunku do dzieci. Również przeprowadzki są częstym powodem oddania psa. Zdarzają się różne sytuacje, których nie jesteśmy czasem w stanie przewidzieć, jednak odnoszę wrażenie, że najwięcej psów i kotów, które zostają oddane do schroniska, było przygarnianych czy kupowanych pod wpływem chwili, bez myślenia co dalej. Nie miały one odpowiedniej opieki, nie były socjalizowane. Skutkami nieodpowiedzialnych adopcji są porzucenia zwierzaków i ich powroty do schroniska, a w rezultacie trauma dla nich. Niektórzy wciąż nie zdają sobie sprawy z tego, że pies to odpowiedzialność nawet na kilkanaście lat i jest to żywa, czująca istota.
Dziękuję za rozmowę!