Kalisz planszówkowym imperium? K. Doruch: To możliwe!
A co gdyby ktoś powiedział Ci, że planszówki nie skończyły się na grze w Chińczyka i wejście w ich świat może stać się dla kogoś prawdziwą pasją? Marzeniem Klaudii Doruch, jednej z inicjatorek projektu „Kalisz gra w planszówki”, jest budowanie lokalnej społeczności zapalonych graczy, a przede wszystkim tworzenie przestrzeni, w której każdy będzie mógł poczuć się „jak u siebie”.
Wiktoria Pliszek: Na początek chciałabym przede wszystkim poruszyć temat planszówek, a konkretnie projektu, którego jesteś inicjatorką, czyli wydarzenia „Kalisz gra w planszówki”. Jak zrodził się ten pomysł?
Klaudia Doruch: Tak naprawdę „Kalisz gra w planszówki” ma dwóch koordynatorów. Jestem to właśnie ja i jest jeszcze Przemek. Stworzenie takiej inicjatywy było moim marzeniem od zawsze, bo sama interesowałam się grami planszowymi i grami RPG. Wiedziałam też, że nie jestem jedyną osobą z takimi zainteresowaniami, choć wielu może uważać je za dość nietypowe. Od kiedy pamiętam problemem było znalezienie kompana do gry, więc pewnego razu, wraz obecnym współinicjatorem, wywiązała się między nami rozmowa, od której właśnie wszystko się zaczęło. Później skontaktowałam się z moim przyjacielem – Robertem Gajorem, który pchnął temat dalej, no i ruszyliśmy.
Rozumiem, że głównym założeniem projektu było umożliwienie osobom lubiącym planszówki wspólną grę, ale czy przyświecają temu jeszcze jakieś inne cele?
Tak naprawdę celem była i jest integracja ludzi, którzy znają ten „planszówkowy” świat. Chodzi o to, by dać im, ale również i sobie, możliwość na spotkanie. Chodzi też o to, by zachęcić do tego nowych ludzi, pokazać alternatywę od technologicznego zgiełku. Żyjemy w czasach, gdzie technologia jest wszechobecna – każdy ma telefon czy komputer w domu. Chcemy również pokazać osobom starszym, że gry planszowe nie kończą się na Chińczyku i Monopoly, a młodym, że to fajna odskocznia, gdy nie mają już nic ciekawego do obejrzenia na Netflixie.
Jeśli o wieku mowa, to czy posiadacie jakieś kryteria w tym względzie, ale również i w kwestii „umiejętności”? A może na spotkanie może przyjść tak naprawdę każdy?
Jesteśmy otwarci na każdego. Przychodzą do nas grupy znajomych, jak i pojedyncze osoby. Bywa, że odwiedzają nas całe rodziny, czy nierzadko osoby z małymi dziećmi, ponieważ dysponujemy grami również dostosowanymi do nich. Wszyscy razem bawimy się naprawdę świetnie.
Potrafiłabyś oszacować ile lat miał najmłodszy i najstarszy uczestnik Waszych spotkań?
Najstarszy uczestnik, który nas odwiedził mógł mieć około 60 lat i ten pan rzeczywiście prężnie i aktywnie uczestniczył w całym wydarzeniu. Najmłodszy gracz mógł mieć około 5 lat. Często też odwiedzają nas dzieci wieku 10 lat i w ogóle nie odstają od starszych grup. Bywa też tak, że biją nasze rekordy.
Obserwujecie na przestrzeni kolejnych edycji wzrost zainteresowania?
Tak, zdecydowanie bardzo widać dużą różnicę względem tego, kiedy zaczynaliśmy. Mimo, że pierwsze planszówki, które organizowaliśmy były również dla nas wielkim zaskoczeniem, bo przyszło naprawdę wielu ludzi. Wiadomo, że czasami frekwencja bywa mniejsza, ale rzeczywiście można powiedzieć, że ze spotkania na spotkanie zainteresowanych przybywa.
Zdarzały się już takie sytuacje, że te osoby dość ciężko było pomieścić?
Właściwie to mieliśmy raz już taką sytuację, gdzie przyszedł moment, kiedy wszystkie stoły były zapełnione. Ogromnym plusem jest to, że na spotkania przychodzą sami pozytywnie nastawieni ludzie, bo planszówki naprawdę łączą wszystkich. Z tego względu nie było problemu, żeby rozłożyć jakiś koc i po prostu wykorzystać miejsce znajdujące się gdzieś na scenie w Akceleratorze Kultury.
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że „Kalisz to pustynia planszowa i niestety niewiele się tutaj dzieje”. Uważasz, że Wasza inicjatywa przyczyniła się do pozytywnej zmiany? Czy jesteś zdania, że mimo tych pozytywów, jest jednak wiele do zrobienia?
Zdecydowanie w Kaliszu jest z tym problem. Oprócz nas kojarzę tylko jeden klub planszowy, który tu funkcjonuje. Poza tym rzeczywiście można powiedzieć, że jest posucha, ale my staramy się to zmienić. Zaczynamy od jednego spotkania w miesiącu. Gracze, którzy do nas przychodzą, twierdzą, że to nawet za mało i zgadzam się z tym w pełni. Z tego względu będziemy robić w przyszłości wszystko co się da, żeby było tego więcej. Myślę, że jest to taki krok naprzód, że rzeczywiście ludzie, którzy są gdzieś tam zabiegani w tym naszym świecie, zyskają dodatkową alternatywę.
Macie jakieś plany dotyczące zwiększenia częstotliwości spotkań, czy póki co są to raczej głośne myśli?
Część z naszych planów to właśnie głośne myśli, natomiast to nad czym obecnie pracujemy, musi jeszcze zaczekać do momentu, aż wszystkiego nie potwierdzimy.
Kalisz jest jedynym miastem, w którym organizujecie grę w planszówki?
W Kaliszu organizujemy planszówki regularnie, a zaraz minie nawet rok od pierwszej edycji. Zdarzyło nam się jednak organizować je w innych miastach, przykładowo w Katowicach, Łodzi, a nawet Ostrowie Mazowieckim.
Czy do innych miast przyjeżdżacie z własnej inwencji, czy odbywa się to na czyjeś zaproszenie? Jeśli ta druga opcja, to jak dane osoby do Was docierają?
Na razie wszystko odbywa się za pomocą poczty pantoflowej. Jak wspomniałam, planszówki naprawdę łączą ludzi, więc zawsze ktoś zainteresuje się tym tematem. Nieraz nagle okazuje się, że otrzymujemy zaproszenie do miejsca, które jest oddalone 700 kilometrów od Kalisza. No i co? Jedziemy, bo lubimy to robić!
Chcecie rozwijać swój projekt również o nowe, być może zgoła inne rzeczy, czy planujecie jednak w pełni skupić się na grach planszowych?
Obecnie pracujemy nad projektem związanym z grami fabularnymi. Chcemy również w tę stronę poruszyć Kalisz, ponieważ w większych miastach jest to w tym momencie naprawdę popularne. Z pewnością chcemy też tworzyć większe eventy, może nie na skale Pyrkonu, natomiast intensywnie myślimy nad organizacją jakiegoś kaliskiego festiwalu w niedalekiej przyszłości.
Myślisz, że Miasto względem takich inicjatyw byłoby otwarte na współpracę z Wami? Organizacje tego typu wydarzeń z pewnością niosą za sobą niemałe koszty.
Sądzę, że raczej liczylibyśmy na jakieś dofinansowanie. Nawet jeżeli Miasto nie mogłoby w tym prężnie uczestniczyć, to być może ze strony innych firm wywiązałaby się jakaś pomoc.
Czyli jesteście nastawieni na to, że większą pomoc możecie uzyskać od zewnętrznych firm, aniżeli od Miasta?
Jest to na tyle nietypowy obszar zainteresowań, że to raczej firmy związane tematyką z naszymi działaniami, chyba chętniej zdecydują się wesprzeć taką inicjatywę. Nie mieliśmy okazji współpracować z Miastem, ale to wszystko może się zmienić w przyszłości.
Odbiegając nieco od tematu – czy sama masz jakąś ulubioną planszówkę?
Ulubioną grą jest „Ekosystem”, grafiki znajdujące się na kartach w rzeczywistości są małymi obrazami. Drugim tytułem jest cała seria gier „Sen”, składająca się z kilku gier. Kiedy zastanawiam się w co by zagrać, to najczęściej pada właśnie na te tytuły.
Ile przeciętnie zajmuje taka rozgrywka? Planszówki bywają przeróżne – jedną można skończyć w niespełna godzinę, a w przypadku innych nawet dzień może okazać się niewystarczający.
Te konkretnie są dość krótkie, czyli do pół godziny, choć ostatnio wybieramy gry, które trwają 4-5 godzin, żeby, gdy się spotkamy, posiedzieć dłużej nad tym doświadczeniem. Przykładem może tu być gra „Ankh bogowie Egiptu”.
Uczestnicy Waszych spotkań chętniej wybierają krótsze rozgrywki czy jednak ciężko ich „wypędzić”?
Zdarza się, że przychodzi do nas grupa, której członkowie grają od otwarcia aż do samego końca. Zawsze w takich przypadkach możemy liczyć na pomoc w rozłożeniu stołów czy późniejszym uprzątnięciu wszystkiego. Nierzadko natomiast odwiedzają nas osoby, które mają przykładowo jedynie godzinę i bardzo chcą spróbować czegoś nowego. Często w takich przypadkach pomagamy też w wyborze czegoś, co spełni ich wymagania.
Planszówki to chyba nie jedyna Twoja pasja. Masz już na swoim koncie całkiem imponujące osiągnięcia filmowe. Wspólnie z koleżankami, dzięki projekcji na temat Kalisza, zostałyście laureatkami Konkursu Wielkopolskiego. Skąd w ogóle wziął się pomysł na to, żeby przedstawić konkretnie walory naszego miasta?
Wraz z koleżankami od zawsze interesowałyśmy się filmem. Tak naprawdę było to moim hobby, które w miarę upływu czasu przerodziło się w prawdziwą pasję. Wspólnie szukałyśmy różnych konkursów, żeby rzeczywiście już nie nagrywać filmów tylko dla siebie i pójść z tym dalej. Któregoś razu trafiłyśmy na projekt związany z regionem. Spośród wszystkich projektów ten wydał nam się najciekawszy, bo pomyślałyśmy, że mimo stwierdzenia, że w Kaliszu nic się nie dzieje, to jest to miasto, gdzie tak naprawdę można wiele pokazać i ma duży, często niewykorzystany potencjał.
Co rozumiesz przez to stwierdzenie? W Kaliszu łatwo zaobserwować dwa obozy – jeden, składający się z samych krytyków, i drugi, który robi wszystko, by nie było na co narzekać.
Przez długi czas miałam wrażenie, że ciężko znaleźć tutaj coś dla siebie, ale teraz wiem, że tylko do momentu, kiedy rzeczywiście nie chce się nic znaleźć. Jeśli chce się rzeczywiście coś porobić, czymś się zająć, to okazuje się, że w Kaliszu jest mnóstwo aktywności. Za przykład podam chociażby Akcelerator Kultury, w którym często odbywają się różne małe koncerty. Jest też ogrom różnych aktywności, nawet takich drobnych, darmowych, gdzie można wyjść i spędzić czas z innymi ludźmi.
Wracając jeszcze do filmów, planujesz bądź planujecie jeszcze jakieś produkcje?
W przyszłości na pewno będziemy realizować kolejne produkcje. W jakim składzie? Nie mam tak naprawdę pewności, bo wszystko zmienia się dość dynamicznie. Na pewno chcemy wykorzystać naszą lokalną kolejkę wąskotorową, która ma naprawdę fajny potencjał. Być może to nie będzie ostatnia produkcja, która powstanie, bo z każdym kolejnym filmem okazuje się, że jest mnóstwo rzeczy, które można pokazać, nawet takich codziennych. Pozostaje tylko kwestia, żeby zauważyć coś niecodziennego w tych codziennych rzeczach.
Niebagatelną rolę w tej kwestii odgrywa sam twórca – w końcu widzimy to wszystko jego oczami. W technikum, do którego uczęszczałaś, również miałaś okazje spełniać się na tej płaszczyźnie?
W gimnazjum razem z koleżankami założyłyśmy grupę filmową, gdzie podejmowałyśmy się różnych projektów od prezentacji po referaty, zawsze w formie filmowej, co czasami wymagało przekonywania nauczycieli, którzy później już chętniej podążali naszą filmową ścieżką. Wspólnie wybrałyśmy klasę w technikum o profilu fotograficznym, gdzie z łatwością przekonałyśmy nauczycieli o wartości naszej inicjatywy. Udało nam się zorganizować klub filmowy w szkole, który, z tego co wiem, nadal funkcjonuje
Jak oceniasz samo Technikum Świętego Józefa? Wydaje się, że jest to szkoła, która cieszy się dużym uznaniem, zwłaszcza przez swoją otwartość na nowoczesne technologie i skupienie na nauce, zwłaszcza w obszarze mediów, filmu i różnych dziedzin z nimi związanych.
Szczerze powiedziawszy, gorąco polecam tę szkołę. Mam wielu młodszych znajomych lub nawet w rodzinie są osoby, które zastanawiają się, gdzie kontynuować naukę, i zawsze zachęcam ich do wyboru tego miejsca. Moje doświadczenia związane z technikum są wyłącznie pozytywne. Szkoła oferuje naprawdę szeroki wybór kierunków, a atmosfera jest fantastyczna. Owszem, czas nauki jest nieco dłuższy niż w innych szkołach średnich, ale uważam, że warto, ponieważ doświadczenia, które zdobyłam w technikum były naprawdę świetne.
Co jeszcze Cię interesuje? Wiem, że również w dziedzinie recytatorskiej udało Ci się zdobyć pewne osiągnięcia. To również jedna z Twoich pasji, czy potraktowałaś to raczej jako przygodę?
To zdecydowanie można nazwać przygodą. O konkursie recytatorskim dowiedziałam się tydzień przed jego rozpoczęciem, gdy polonista ogłosił tę informację. Bez wcześniejszych planów czy oczekiwań co do uczestnictwa, zdecydowałam się na recytację twórczości Grzegorza Turnaua, którego osobiście uwielbiam. Wszystko znałam na pamięć, więc postanowiłam spróbować. Chociaż było to spontaniczne, udało mi się zdobyć trzecie miejsce. Warto zauważyć, że podejście z pasją i zainteresowaniem może naprawdę przynieść pozytywne rezultaty. Oprócz tego, rysunek to kolejne z moich zainteresowań. Uwielbiam rysować, szczególnie fotorealizm, aby oddać dokładnie to, co widzę na fotografii. Rysowanie w skali 1:1, zwłaszcza prezentów dla bliskich, pozwala mi wyrazić to, co czuję wobec danej osoby. Wierzę, że nikt nie zna kogoś tak dobrze jak ten, kto spędza godziny rysując czyjąś twarz.
Uczęszczasz do jakiejś szkoły, aby rozwijać swoje umiejętności w tej dziedzinie, czy jesteś samoukiem?
Można powiedzieć, że jestem raczej samoukiem. Nigdy nie uczyłam się tego w żadnej szkole. Czasami sięgnę po jakieś tutoriale na YouTube. Jeśli rzeczywiście chcę coś opanować, to spędzam kilka godzin próbując do skutku. Często wracam do tego, co już robiłam. Kiedyś natknęłam się na stwierdzenie, że życie jest zbyt krótkie, aby opanować wszystkie umiejętności w stu procentach, więc trzeba się skupić na jednej. Ja jednak nie potrafiłabym wybrać jednej rzeczy, więc kontynuuję rozwijanie się w kilku dziedzinach jednocześnie. To coś, co robię hobbystycznie, aby sobie pozwolić na oderwanie od codzienności.
Skąd wziął się pomysł na rysowanie? Ktoś z Twoich rodziców również jest bardzo uzdolniony w tej dziedzinie, czy to raczej był Twój indywidualny pomysł?
Pomysł na rysowanie pojawił się w pewien sposób samoistnie. Zawsze podziwiałam, jak moja ciocia rysuje. Kiedy jeździliśmy na wakacje do kuzynów, w ich pokojach znajdowały się ręcznie narysowane postacie z bajek i różne inne rzeczy. Bardzo mi się to podobało, i postanowiłam, że też chce spróbować.
Myślisz w przyszłości o studiach czy planujesz dla siebie inną ścieżkę kariery?
Co do studiów, jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji. Rozważałam kierunek związany z grafiką komputerową, ale również interesuje mnie behawioryzm zwierząt, zwłaszcza psów. To trochę walka między dwoma zupełnie różnymi obszarami. Na razie wstrzymuję się z tym wyborem, ponieważ mam jeszcze całe życie przed sobą, aby się na coś zdecydować. Aktualnie rozwijam się również w dziedzinie planszówek, korzystając z młodości na eksplorację różnych pasji i popełnianie błędów.
W dzisiejszych czasach można eksplorować wiele obszarów i próbować różnych rzeczy przez całe życie. Skąd jednak wzięły się Twoje zainteresowania, zwłaszcza te graficzne i behawiorystyczne?
W szkole dużo uczyliśmy się na temat grafiki, choć ja osobiście byłam do tego z początku nieco sceptycznie nastawiona. Jednak po zapoznaniu się z techniczną stroną grafiki okazało się, że jest to coś przyjemnego i całkiem łatwego. Co do behawioryzmu, zainteresowanie to wynikło z mojego doświadczenia z psem, który okazał się być bardzo pojętny, a jego nietypowe zachowania zainspirowały mnie do zgłębienia tej dziedziny.
Swoją przyszłość chcesz wiązać z Kaliszem?
Przy organizacji eventów często podróżujemy, co sprawia, że trudno jest przewidzieć, gdzie będziemy za kilka miesięcy. Kalisz jest miejscem, gdzie wszystko się zaczęło, i zawsze będzie specjalnym miejscem, do którego się wraca. Jak to się mówi – „home, sweet home”.
Ciężko się z tym nie zgodzić. Dziękuję Ci za rozmowę!
Również serdecznie dziękuję!