Ostatnie widowisko dla Gwardii Opole
Ogrom emocji, na który wszyscy liczyli jeszcze przed rozpoczęciem starcia między Energą MKS Kalisz a Gwardią Opole, przerósł z pewnością najśmielsze oczekiwania. Ostatni fragment rozgrywany po dwuminutowych karach w składach „4 na 5” oraz rozdarta koszulka trenera Strząbały to tylko część relacji na jaką zasługuje to spotkanie. Gwardia wyszła ostatecznie z meczu na własnym parkiecie zwycięsko i to ona zajmie 5 miejsce na koniec sezonu, ale o wyniku 28:26 zadecydowała głównie końcówka i świetna postawa w bramce doświadczonego Adama Malchera.
Przed meczem większa presja ciążyła na zawodnikach z Opola – to oni za wszelką cenę musieli wygrać to spotkanie. Kaliszanie w tabeli prowadzili jednym punktem, ale przy ewentualnym remisie oraz rzutach karnych i tak wyszliby z sytuacji zwycięsko z uwagi na dwumecz między drużynami i 3 punkty zgarnięte jeszcze grudniu w bezpośrednim starciu w Kaliszu (33:26). Mecz rozpoczął się w wyrównany sposób, a pojedyncze wymiany bramek pozwalały wyjść na prowadzenie raz MKS-owi, a w innym momencie Gwardii. Od samego początku dużo do powiedzenia w starciu mieli bramkarze – Mikołaj Krekora oraz po stronie gospodarzy – Adam Malcher. Ten drugi, poza Pawłem Kowalskim, był zdecydowanie najmocniejszym fundamentem Opolan, ale mimo tego, że robił między słupkami co mógł, to i tak to kaliszanie wychodzili częściej na prowadzenie. Jego skuteczność obron była momentami bliska nawet 50%. W pierwszej fazie meczu Energa MKS Kalisz dwukrotnie zdobył 3-bramkową przewagę – jedną udało się gospodarzom odrobić, a druga zadecydowała o wyniku na świetlnej tablicy w przerwie. W kaliskim zespole najbardziej widoczni byli bracia Pilitowscy, dobrze rzucający i rozdający piłki Marek Szpera czy Michał Drej, który zaliczył kilka bramek ze skrzydła. Po stronie Gwardii poza wspomnianymi, kilkakrotnie „do głosu” dochodzili jeszcze Zadura i Lemaniak w rzutach karnych, ale o ich wartości dla Opolan zadecydowała dopiero druga połowa meczu.
Po pierwszych 30 minutach i wyniku 15:12 można było przyjąć, że Kalisz ma mecz do pewnego stopnia pod kontrolą – tym bardziej, że Gwardia mimo mocnego punktu w swojej bramce, ambitnej gry i kilku skutecznych wymian, generalnie była dość nieskuteczna. Starcie było do 40 minuty wyrównane, ale nie na tyle by myśleć, że z wynikiem może wydarzyć się coś niepokojącego dla kaliszan. Kolejne minuty spotkania to bardzo dobra postawa tych zawodników, którzy już wcześniej brali na siebie największy ciężar gry. U gospodarzy w bramce niezawodnie niemal „czarował” Adam Malcher, który zdołał nawet zdobyć bramkę po rzucie przez całe boisko, gdy Energa MKS Kalisz grał w osłabieniu bez bramkarza. Im więcej „Yogi” bronił, tym częściej można było się zastanawiać ile jeszcze takich obron potrzeba by zmotywować jego kolegów. Konsekwencja „w murowaniu” bramki opłaciła się, bo od okolic 40 minuty, gdy Malcher zatrzymał piłkę na linii między słupkami, do gry przebudzili się wspomniani Zadura i Lemaniak. Przewaga wypracowana przez kaliskich szczypiornistów topniała, a emocje wzrastały, co odbyło się z zyskiem dla całego widowiska, bo trafienia obu zespołów śmiało można by nominować do rzutów sezonu. W MKS-ie takimi trafieniami popisali się zarówno Kamil Adamski jak i Marek Szpera. Ostatecznie z tej wyjątkowo zaciętej końcówki, lepiej wyszli gospodarze, a kaliszanie w nerwowej końcówce zaczęli się gubić. Niestety naszej drużynie nie pomogła również zmiana w bramce – kilka popisowych obron Łukasza Zakrety nie wystarczyło, by odrobić straty. Emocje i coraz agresywniejsza gra skutkowały zwiększoną ilością dwuminutowych kar, których i tak wcześniej nie brakowało. Końcowe 5-10 minut to także spore zamieszanie po stronie sędziów – po jednej z takich akcji trener Tomasz Strząbała otrzymał żółtą kartkę, a kolejnym razem ucierpiała jego koszulka, gdy starał się wstawiać za swoją drużyną. Finalnie nie udało się znaleźć recepty na opolan, którzy „złapali wiatr w żagle” i nie wypuścili wyniku aż do samego końca, a tym samym zapewnili sobie 5 miejsce na koniec sezonu 2020/21 PGNiG Superligi.
Gwardia Opole 28:26 Energa MKS Kalisz
Fot.: arch.