Katastrofa demograficzna Kalisza – czy wreszcie przejrzymy na oczy?
Wyludniamy się. Liczba mieszkańców Kalisza spada 10 razy szybciej w porównaniu do Ostrowa Wielkopolskiego. Kalisz, miasto z piękną historią, wyjątkową architekturą i niezłą gospodarką przegrywa w tej rywalizacji z kretesem z mniejszym sąsiadem. W latach 2008-2018 ubyło niemal 6% kaliszan, a ostrowian jedynie 0,43%[1]. Postaram się spojrzeć na to, jak obiektywnie wygląda sytuacja demograficzna naszego regionu. Zobaczmy, co mówią liczby, a także różne teorie ekonomiczne.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że spadek w przypadku Kalisza może być jeszcze wyższy. A to dlatego, że od kilku lat dane raportowane przez GUS i przez Urząd Miasta Kalisza zaczęły się „rozjeżdżać”. W niniejszej analizie skupiam się na latach 2008-2018 z uwagi na pełną dostępność danych z tego okresu, natomiast istnieją już informacje dotyczące liczby ludności dla 2020 roku. I są one zatrważające. Wg GUS w latach 2008-2020 liczba kaliszan spadła co prawda o 6,89%, ale już według Urzędu Miasta jest to… 10,5%! W ciągu 12 lat straciliśmy co dziesiątego mieszkańca! W liczbach bezwzględnych jest to spadek ze 107 023 w 2008 roku do 95 799 osób w 2020 roku[2].
Rys. 1. Ludność Kalisza i Ostrowa Wielkopolskiego w latach 1995 – 2018 wg danych GUS
Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Banku Danych Lokalnych GUS
Ktoś może powiedzieć – no tak, ale liczba mieszkańców Polski też się kurczy. Cóż, dane GUS-u dotyczące ogólnej populacji naszego kraju nie są do końca wiarygodne z uwagi na zmianę metodologii w 2010 roku, lecz i tak wskazują one, że między 2008 a 2020 r. populacja naszego kraju nie zmieniła się tak radykalnie, jak populacja Kalisza. Wciąż oscylujemy wokół 38 mln mieszkańców – gdyby ich liczba spadała w tempie „kaliskim” to już teraz w Polsce mieszkałoby 35 mln osób, a tak źle jeszcze nie jest. Dlatego musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: co składa się na tak znaczący spadek liczby kaliszan?
Oczywiście trzeba spojrzeć na urodzenia, zgony i migracje. Przede wszystkim widzimy wyższy odsetek zgonów na 1000 mieszkańców w Kaliszu w porównaniu do Ostrowa Wielkopolskiego. W latach 2008-2018 wartości te wynosiły średnio 11,3 dla Kalisza wobec 9,6 dla Ostrowa. Nie jest to dziwne z uwagi na fakt, że odsetek ludności w wieku poprodukcyjnym w Kaliszu był w badanym okresie wyższy niż w Ostrowie, czyli mieszkało u nas wówczas relatywnie więcej osób starszych[3]. Widzimy więc, że zgony odpowiadają za istotną część spadku populacji naszego miasta, lecz niestety swoje trzy grosze dokładają także urodzenia i niższa płodność kaliszanek, rozumiana jako parametr demograficzny, nie biologiczny. Płodność oblicza się poprzez podzielenie urodzeń żywych przez liczbę kobiet w wieku rozrodczym (15-49 lat) – stałą przewagę ostrowianek ilustruje Rys. 2.
Rys. 2. Płodność kobiet z Kalisza i Ostrowa Wlkp. w latach 2008 – 2018
Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Banku Danych Lokalnych GUS
To wszystko składa się na różnicę w przyroście naturalnym (urodzenia minus zgony). W latach 2008-2018 przyrost naturalny w Kaliszu wyniósł łącznie -2732, czyli znacznie poniżej zera, a dla odmiany w Ostrowie był dodatni (więcej osób się urodziło niż zmarło) i wyniósł ok. 163. Te dane mogą wynikać z faktu różnej struktury piramidy wieku. W przypadku osób starszych wspomniałem już, że w Kaliszu ten odsetek jest wyższy, stąd odkryliśmy tajemnicę większej liczby zgonów. Co jednak z tajemnicą wskaźnika płodności? Jeśli wśród kobiet w wieku rozrodczym (15-49 lat) w Kaliszu przeważają kobiety starsze bądź bardzo młode to niższy wskaźnik płodności może wynikać z faktu, że takie kobiety rodzą mniej dzieci niż kobiety w wieku 25-34 lat. Dane Eurostatu wskazują na to, że mediana wieku rodzenia pierwszego dziecka przez Polkę wynosiła w 2014 roku 29,5 roku[4]. Spojrzałem zatem na odsetek liczby kobiet w wieku 25-34 w populacji kobiet w wieku 15-49 lat w Kaliszu i w Ostrowie, aby sprawdzić, czy w Ostrowie ten odsetek w latach 2008-2018 rzeczywiście był wyższy – to mogłoby tłumaczyć wyższy wskaźnik demograficznej płodności, o którym wspomniałem wcześniej. Rzeczywiście jest on minimalnie wyższy, bo o 5%, natomiast wskaźnik płodności jest wyższy aż o 10%! Czyli tylko w części wyjaśnia on istniejącą różnicę – w latach 2010-2014 w Polsce 2/3 dzieci było rodzonych przez kobiety w wieku 25-34 lata[5]. Zatem 5-procentowa różnica w odsetku kobiet 25-34 lat doprowadziłaby do 3,3-procentowej różnicy we wskaźniku płodności, przyjmując najprostszą estymację. Rzeczywista różnica jest jednak 3 razy wyższa i wynosi 10%, stąd do określenia, dlaczego jest ona tak duża, konieczne jest wejście na chwilę w sferę subiektywizmu.
Bardzo trudno jest jednoznacznie powiedzieć, skąd wynika niższa płodność kaliszanek, ale myślę sobie, że jakiś wpływ, choćby nieduży, może mieć na to historia obu miast i jej rezonowanie także na dzisiejszy charakter obu społeczeństw. Kalisz znajdował się w zaborze rosyjskim, gdzie szerszy był wpływ emancypacji kobiet, z kolei w zaborze pruskim (Ostrów) dominował bardziej tradycyjny model[6]. Myślę, że nie trzeba dowodów naukowych na to, aby stwierdzić, iż kobiety bardziej wyemancypowane mają mniej dzieci względem kobiet utożsamiających się z bardziej tradycyjnymi wzorcami rodziny. Pewną podporą dla tej tezy jest liczba zawieranych małżeństw – w badanym okresie w Ostrowie zawierano średnio o 14% więcej małżeństw niż w Kaliszu. A małżeństwa z reguły mają więcej dzieci – aż 76% dzieci rodzi się w małżeństwach[7]! Oczywiście ciężko stwierdzić, na ile tak odległe wydarzenia historyczne wciąż mogą mieć wpływ na naszą tożsamość, lecz ja myślę, że takowy w jakimś zakresie istnieje.
Przejdźmy teraz do migracji. Migracje odpowiadają za około połowę spadku liczby ludności Kalisza. Niestety jest to strata, która będzie bolała nas także w przyszłości, ponieważ te osoby nie urodzą w naszym mieście dzieci, nie będą tu płacić podatków ani budować naszej gospodarki. Wg GUS w latach 2008-2018 z Kalisza na stałe wymeldowało się ponad 3000 osób więcej niż zameldowało. W przypadku Ostrowa saldo migracyjne jest tylko ok. 1000 osób na minusie.
Sprawdziłem, jaka część z osób, która wymeldowała się z Kalisza, zdecydowała się na wyprowadzkę do okolicznych gmin sąsiadujących z Kaliszem, które można uznać za obszar funkcjonalny naszego miasta – ich strata jest stratą połowiczną, ponieważ wciąż są oni nierozerwalnie związani z Kaliszem i naszą gospodarką. Co prawda nie płacą tu podatków, ale często robią zakupy w Kaliszu czy wykonują pracę dla kaliskich firm. Niestety dodatnie saldo migracyjne w gminach sąsiadujących z Kaliszem wynosi tylko ok. 1100 osób, co odpowiada tylko za ok. 35% całości całej emigracji z Kalisza. Pozostałe 65% wyjechało zatem daleko poza Kalisz – najpewniej w większości do dużych miast. Co ciekawe, dla Ostrowa te dane są bardziej optymistyczne, gdyż okoliczne gminy w latach 2008-2018 posiadały saldo migracyjne na poziomie ok. 700-800 osób na plusie, co stanowi 70-80% ubytku ludności z miasta Ostrowa Wielkopolskiego. To powoduje, że obszar funkcjonalny Ostrowa Wielkopolskiego prawie nie uległ osłabieniu. Widać zatem, że nie tylko w przypadku przyrostu naturalnego Ostrów wygrywa – przewaga jest także widoczna przy migracjach.
Podstawowym wyzwaniem dla obu miast jest zatrzymywanie młodych mieszkańców, którzy wyjeżdżają na studia i już niestety często nie wracają. To zazwyczaj osoby najbardziej przedsiębiorcze i wykształcone, stąd ich strata jest niepowetowana. Tabela nr 1 świetnie ilustruje, co dzieje się z młodzieżą wyjeżdżającą z małych i średnich miejscowości. Ogromne przyrosty dla roczników ’89, ’90 i ’91 są widoczne głównie w metropoliach okalających Aglomerację Kalisko-Ostrowską oraz w stolicy. Zauważalny jest jednak zastój, gdy spojrzymy na Łódź – zapewne wynika to z bliskości Warszawy. Niestety poniższa tabela jest idealnym dowodem na to, że model polaryzacyjno-dyfuzyjny, który mówi o tym, że rozwój metropolii w wyniku dyfuzji będzie wpływał także na rozwój okolicznych miejscowości[8], niekoniecznie sprawdza się w omawianym przypadku. AKO znajduje się na tyle blisko Poznania, Łodzi i Wrocławia, aby być przez nie drenowaną poprzez naturalne tendencje gospodarcze czy społeczne (np. akademicki „drenaż mózgów”), ale na tyle daleko, aby nie odczuwać pozytywnych skutków bodźców ekonomicznych. Osłabienie Kalisza i całej Aglomeracji oddala także perspektywę powstania województwa kalisko-ostrowsko-konińskiego, które jest uznawane za pożądane na podstawie powstałych analiz grawitacyjnych[9]. Oczywiście taki rozwój wypadków nie byłby na rękę stolicy województwa wielkopolskiego, stąd niekoniecznie w jej politycznym interesie jest umacnianie naszego regionu.
Tabela 1. Zmiana procentowa liczby mieszkańców z roczników 1989, 1990, 1991 wybranych miast Polski w latach 2008-2018
Źródło: Opracowanie i obliczenia własne na podstawie Banku Danych Lokalnych GUS
Nie jestem jednak zwolennikiem narzekania i „niedasizmu”. Najprościej jest zrzucić winę na złą wolę władz województwa czy na niesprzyjające tendencje ekonomiczne, które za moment opiszę, lecz niezależnie od nich należy dążyć do szukania własnej drogi endogennego rozwoju. Oczywiście jest wiele przeszkód stojących na tej drodze, natomiast powinniśmy mieć ambicje niezależnie od tego, jakie są ogólnopolskie trendy. A te rzeczywiście są takie, że z reguły średnie miasta wyludniają się na rzecz metropolii i gmin wiejskich[10]. „Koncentracja (w metropoliach – przyp. red.) odbywa się niezależnie od woli decydentów czy polityków. (…) wynika to z tego, że takie są współczesne globalne siły rozwoju”[11]. Na czym one polegają?
Wykres 1. Populacja zamieszkała na małych obszarach miejskich (50-250 tys. mieszkańców) w krajach OECD w 2015 roku
Źródło: Trzeciakowski R., 2019, Deglomeracja – kosztowna redystrybucja prestiżu, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Warszawa, s. 3
Jedną z koncepcji, która wyjaśnia szybszy rozwój wielkich ośrodków miejskich, jest koncepcja rozwoju spolaryzowanego. Mówi ona o tym, że rozwój pojawia się przede wszystkim w tych miejscach, gdzie obserwujemy duży wysyp innowacji. W wyniku pojawiania się innowacji występują tzw. „bieguny wzrostu”, które faworyzują poszczególne wysoko rozwinięte technologicznie miasta ponad miejscowości technologicznie zapóźnione[12]. Tak się składa, że w epoce wiedzy i informacji szczególnie preferowane rozwojowo są miasta z wysokim odsetkiem osób z wyższym wykształceniem. W wyniku głębokich rynków pracy, czyli lepszego dopasowania pracowników do miejsc pracy (duża liczba pracowników i miejsc pracy pozwalająca na „przebieranie” w ofertach), szybkiego rozprzestrzeniania się innowacji oraz rynkowej konkurencji, wielkie miasta przodują w rozwoju gospodarczym[13]. Dobrze widać to w Tabeli 2., która jednak ilustruje również to, że do poziomu zarobków obowiązujących w 7-krotnie większej Łodzi nie brakuje nam wcale tak wiele.
Tabela 2. Mediana wynagrodzeń w poszczególnych miastach Polski w 2017 r.
Źródło: Opracowanie własne na podstawie Banku Danych Lokalnych GUS oraz monitor.miasta.pl
Oprócz tego, że w wielkich miastach kotłuje się gospodarczo, to kotłuje się również pod względem liczby atrakcji. Według części badaczy „wzmocnienie lokalnego nurtu wydarzeń znajduje się w samym sercu miejskiej konkurencyjności”[14], a tutaj również wyższy potencjał mają metropolie – po prostu z uwagi na wyższą liczbę mieszkańców. Niestety młodzież często ma dzisiaj poczucie, że prawdziwe życie jest tylko w wielkich miastach. Kwestie sentymentalnej więzi z rodzinnym Kaliszem odstawia się na drugi plan. Zresztą cóż to za więź, skoro po obserwacji internetowych forów wydaje się, że ulubioną rozrywką kaliszan jest nieustanne narzekanie na nasze miasto. Oczywiście pod względem gospodarki czy liczby atrakcji będziemy zawsze odstawać, co wynika z efektu skali, ale osobiście, po trzyletniej bytności w Warszawie na studiach, mam poczucie przesytu. W metropoliach dzieje się dużo, ale liczba bodźców jest czasami przytłaczająca.
Szansą dla średnich miast mogą być założenia koncepcji nowej geografii ekonomicznej, która analizuje także koszty transakcyjne[15], takie jak koszty transportu czy czas poświęcony na dojazd do pracy bądź na spotkanie ze znajomymi. Nie da się ukryć, że w wielkich miastach te koszty są spore. Przykładowo w Warszawie koszty transportu wynoszą 26% średniej krajowej (przy zarobkach rzędu 178% średniej krajowej), a w skali kraju jest to 12% średniej krajowej[16]. W skrócie: nadmierna koncentracja ogranicza dostępność. Dodając do tego wysokie koszty nieruchomości, rozłąkę z rodziną, znajomymi i rodzinnymi stronami, a także popularny „wyścig szczurów” w wielkich korporacjach, stała emigracja do metropolii nie dla wszystkich jest optymalnym rozwiązaniem.
Temat wyludniania się Kalisza jest bardzo szeroki. W niniejszej analizie opisałem stan faktyczny. Zawierała ona dużo danych i wiele liczb, co mogło utrudniać jej odbiór. Te liczby są jednak obiektywnym opisem katastrofy demograficznej, z którą zmaga się miasto Kalisz. Czy oznacza to jednak, że powinniśmy teraz usiąść i zapłakać nad stanem demografii naszego miasta? A może powinniśmy zacząć się śmiać i narzekać na forach internetowych? Jestem przekonany, że nie. Historia nigdy nie jest zdeterminowana. To od nas zależy, jaki nabierze kształt. Ostrów Wielkopolski pokazuje, że można demograficznie zdziałać więcej. Jak on to robi? Dlaczego ostrowianie chcą zostawać w swoim mieście chętniej? Ja częściowo (!) na te pytania jestem już w stanie odpowiedzieć, ponieważ w mojej pracy licencjackiej szczegółowo pochyliłem się nad badanym tematem. Ale na te odpowiedzi przyjdzie czas w kolejnych moich tekstach, do przeczytania których serdecznie zachęcam.
Fot. K. Simiłowska
[1]Główny Urząd Statystyczny, Bank Danych Lokalnych
[2]Urząd Miasta Kalisza, dane z rejestru mieszkańców, https://www.bip.kalisz.pl/index.php?id=40&s=41&file=li_miesz_obsz_kalisza.htm (dostęp 01.12.2020)
[3]Główny Urząd Statystyczny, Bank Danych Lokalnych – jeśli nie podano inaczej, dane pochodzą BDL GUS
[4]Główny Urząd Statystyczny, Dzieci w Polsce w 2014 roku. Charakterystyka demograficzna, 2015, s. 6
[5]Ibidem
[6]Sierakowska K., Ruchy emancypacyjne kobiet były najbardziej aktywne w zaborze rosyjskim (rozm. przepr. Replewicz M.), https://dzieje.pl/aktualnosci/dr-sierakowska-ruchy-emancypacyjne-kobiet-byly-najbardziej-aktywne-w-zaborze-rosyjskim
(dostęp 30.11.2020)
[7]Główny Urząd Statystyczny, Dzieci…, op. cit., 2015, s. 6
[8]Gorzelak G., Smętkowski M., Rozwój regionalny, polityka regionalna, Forum Obywatelskiego Rozwoju, 2019, s. 9
[9]Śleszyński P., Polska średnich miast. Założenia i koncepcja deglomeracji w Polsce, Klub Jagielloński, Kraków 2018, s. 98
[10]Ibidem, s. 54
[11]Gorzelak G., Smętkowski M., op. cit., s. 44
[12]Ibidem
[13]Trzeciakowski R., Deglomeracja – kosztowna redystrybucja prestiżu, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Warszawa 2019, s. 2
[14]Chmieliński K., 2018, Gdy miasto przestaje być duże. Przypadek Torunia, Klub Jagielloński, https://klubjagiellonski.pl/2018/04/16/gdy-miasto-przestaje-byc-duze-przypadek-torunia/, dostęp 30.11.2020
[15]Gorzelak G., Smętkowski M., op. cit., s. 6
[16]Gorzelak G., Smętkowski M., op. cit., s. 32
nie rozumiem dlaczego Kościelna Wieś czy Szałe nie są włączone w granice Kalisza? Miasto ma małą powierzchnie. Zobaczcie jak duży obszar ma Piła czy Konin albo Jaworzno- które są mniejsze ludnościowo od Kalisza. Miasto powinno się powiększyć.
też mnie to dziwi, ponieważ mieszkańcy podkaliskich wioch po prostu pasożytują na mieście, nie dając nic w zamian
Na wyższą liczbę urodzeń w Ostrowie Wlkp w stosunku do Kalisza wpływ może mieć również – poza czynnikami wymienionymi w tekście – kwestia opinii o kaliskim oddziale położniczo-ginekologicznym. Kaliszanki bardzo często na miejsce porodu wybierają Ostrów lub Pleszew.
Do Andrzeja: myślę, że to akurat nie ma wpływu, ponieważ dane GUS-u opierają się na danych meldunkowych, a dziecko otrzymuje meldunek tożsamy z meldunkiem rodziców bądź jednego z rodziców. Także jeśli rodzice są zameldowani w Kaliszu to nie ma znaczenia, czy dziecko się urodzi w Warszawie, Ostrowie czy Łodzi – w danych GUS będzie zaliczane jako przyrost ludności w Kaliszu.
Pozdrawiam
Maciej Antczak
Bardzo ciekawe
Zawsze powtarzałem, ze lepiej być częścią dużego miasta niż jakąś wsią „pod Kaliszem”.