Wybory w 2002 – rok nieznanego jeszcze przełomu, czyli kaliskie elekcje – cz. 1
Ze względu na terminową zbieżność wielu utożsamia bezpośredni wybór prezydentów, burmistrzów i wójtów z reformą administracyjną z 1999 roku, wprowadzoną przez rząd koalicji AWS-UW kierowany przez Jerzego Buzka. Nic bardziej mylnego. Przypadkowo złożyło się jedynie tak, że pierwsze bezpośrednie wybory były także pierwszymi po wprowadzeniu reformy. Bezpośrednie wybory to już pomysł koalicji SLD-PSL, rządzącej w Polsce od 2001 roku. Trzeba jednak przyznać, że był on poparty przez szeroki konsensus formacji obecnych na ówczesnej scenie politycznej. Z partii sejmowych przeciwko zmianie w tym zakresie występowała jedynie Liga Polskich Rodzin.
Ciężko powiedzieć czy głosujący nad tą zmianą parlamentarzyści zdawali sobie sprawę jak czynnik ten „zabetonuje” scenę samorządowych w wielu miejscach w kraju. Wszak poza zwiększeniem prestiżu prezydenta miasta, poprzez wybranie go bezpośrednio przez lokalny suweren likwidowano także zarząd gminy, jako ciało kolegialne. Miastem zarządzać miał od tej pory jednoosobowo włodarz i ludzie przez niego dobrani. Bardzo krytycznie o bezpośrednim wyborze władz samorządowych po latach wypowiadał się jeden z twórców reformy samorządowej a zarazem były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień:
„Bezpośrednie wybory na burmistrzów, prezydentów miast i wójtów wzmocniły wschodni model zarządzania. W dużych miastach doszło zaś do wzmocnienia wpływów partyjnych. Można wygrać wybory, tylko wtedy kiedy ma się poparcie dużej partii.” – wspomniał w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej w 2015 roku.[1]
„W naszym modelu wójt miał być powoływany przez radę, być jej przewodniczącym, a jednostką wykonawczą miał być dyrektor miasta, sekretarz gminy – powoływani w konkursie. Niestety, Sejm kontraktowy nam to uniemożliwił, na dodatek wójt stał się wtedy szefem urzędu, a jak został wprowadzony mechanizm bezpośrednich wyborów, to stał się już politykiem niezależnym od rady, a jednocześnie jest szefem urzędu. To połącznie w jednym ręku polityki i administracji tworzy bardzo silną władzę” – dodał Stępień.
Wybory w 2002 roku ukształtowały scenę samorządową w wielu miastach na lata. W kilku samorządach wybór mieszkańców był zgodny z wcześniejszymi układankami samorządowymi i prezydentem zostawał dotychczasowy włodarz. Tak prezydentem został po raz kolejny prezydent Poznania Ryszard Grobelny czy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Rządzenie jednak w starym systemie nie gwarantowało reelekcji. Właściwie we wszystkich dużych ośrodkach dochodziło do drugiej tury. Jak pokażą lata następne, po pierwszej elekcji wyborczej, zwycięstwo w kolejnych przychodzić już będzie łatwiej.
Były też ważne ośrodki miejskie, gdzie bezpośrednie wybory spowodowały przeorientowanie lokalnej polityki. Tak w rządzonej w latach 90-tych przez postkomunistów Łodzi, wybory wygrał prawicowy Jerzy Kropiwnicki, a w uznanym za konserwatywny Kraków, wygranym okazał się kojarzony z lewicą Jacek Majchrowski. W podobnym kierunku potoczyły się sprawy w Kaliszu.
W pierwszych bezpośrednim wyścigu o fotel Prezydenta Kalisza w szranki stanęło 9 kandydatów. Faworytem wyborów był rządzący od 1998 roku Prezydent Zbigniew Włodarek z SLD. Startował też prezydent Kalisza z lat 1990-1998, kojarzony z centroprawicą Wojciech Bachor ze swoim komitetem „Naprzód Kalisz”. Nie był to jednak jedyny kandydat na prawo od SLD. Rzecz by można, że w 2002 roku kaliska prawica mocno do serca wzięła sobie nagraną rok wcześniej piosenkę w satyrycznym programie Ale Plama przez Janusza Rewińskiego – „Prawica razem, ale nie tym razem”. Poza Bachorem kandydował także Wincenty Pawlaczyk i Józef Rogacki.
Kaliskie rozdrobnienie było o tyle zaskakujące, że w całym kraju partie parlamentarne ówcześnie określające się jako centroprawicowe, czyli Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość szły do wyborów zjednoczone. Z dzisiejszej perspektywy koalicja ta wydaje się egzotyczna, wtedy jednak obu partiom było zdecydowanie bliżej do siebie. Nie było w tym związku wielkiej miłości, a raczej typowe małżeństwo z rozsądku i musu. Sam Jarosław Kaczyński po latach wspominał, że wspólny start spowodowany był szczupłymi jeszcze kadrami obu partii i ordynacją samorządową, która nie sprzyjała mniejszym komitetom.
Porozumienie zawarte było tylko na poziomie wojewódzkim – na szczeblu gminnym i powiatowym pewną swobodę miały struktury lokalne. Tak np. w Warszawie o urząd prezydenta rywalizował ówczesny prezes PiS Lech Kaczyński i współzałożyciel Platformy Obywatelskiej Andrzej Olechowski. Choć już np. we Wrocławiu wspólnym kandydatem obu obozów był Rafał Dutkiewicz. W Kaliszu Platforma i PiS szły oddzielnie, ale nikt pod własnym szyldem.
Tak środowisko Platformy wystartowało w wyborach jako Wspólnota Obywatelska. W komitecie wyraźne były też wpływy Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, zrzeszonego wcześniej w ramach Akcji Wyborczej Solidarność. Z partią tą związany był Józef Rogacki –ostatni wojewoda kaliski i kandydat Wspólnoty Obywatelskiej na prezydenta. Komitet popierali posłowie klubu Platformy Obywatelskiej – Waldy Dzikowski i Andrzej Wojtyła. Kandydatem na wiceprezydenta u boku Rogackiego był obecny poseł Platformy Obywatelskiej Mariusz Witczak.
Sytuacja była o tyle zabawna, że choć Prawo i Sprawiedliwość popierało oficjalnie Wincentego Pawlaczyka z komitetu „Przymierze” to na swoich koalicyjnych listach sejmikowych, miało Józefa Rogackiego, gdyż ten zrezygnował z kandydowania do Rady Miejskiej i próbował swoich sił na szczeblu wojewódzkim. PiS więc nie popierał Rogackiego jako kandydata na prezydenta, lecz popierał jako kandydata do sejmiku. W kolejnych latach zarówno Rogackiemu jak i wspomnianemu wcześniej Andrzejowi Wojtyle bliżej już było do Prawa i Sprawiedliwości niż Platformy Obywatelskiej. Obydwaj z ramienia tej partii piastowali funkcje publiczne w swojej późniejszej karierze.
Nie można powiedzieć, że lewica była całkowicie zwarta podczas tych wyborów, chociaż o ile formacje prawicowe miały zbliżony do siebie potencjał, to na lewicy należało mówić o hegemonie SLD oraz pozostałym „planktonie”. Z komitatu „Razem dla Rozwoju” startowała Grażyna Goździkiewicz – cztery lata wcześniej wybrana do Rady Miejskiej z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Przez konflikt nie znalazła się jednak ponownie na listach Sojuszu, dlatego wystartowała samodzielnie. Podobnie uczyniła Aneta Rosiak, będąca kandydatką komitetu „Moje miasto, mój dom”. Trzonem tego komitetu byli sympatycy Unii Pracy, którzy nie załapali się na koalicyjne listy z Sojuszem. Swoją obecność próbowała także w mieście zaakcentować Samoobrona, wystawiając Grzegorza Kuświka. Środowisko tygodnika „7 dni Kalisza” wystawiło za to redaktor Ewę Bąkowską.
Warto jeszcze wspomnieć o komitecie, który mimo startu do Rady Miasta nie wystawił swojego kandydata na prezydenta. Był to komitet „Wszystko dla Kalisza” Jolanty Mancewicz, który już w pierwszej turze popierał Zbigniewa Włodarka. Jak się później okaże niewystawianie przez „Wszystko dla Kalisza” swojego kandydata na prezydenta stanie się już niejako kaliską samorządową tradycją.
Rozdrobnienie kandydatów raczej wykluczało zakończenie rywalizacji w I turze. Jednocześnie obecność w wyścigu urzędującego prezydenta Zbigniewa Włodarka, a zarazem reprezentanta najsilniejszej formacji politycznej zarówno w kraju jak i w Kaliszu stawiało go jako murowanego kandydata w II turze. Arytmetyka sympatii elektoratu kazała przypuszczać, że wraz z nim zmierzy się w niej kandydat z „prawej” strony. Największe szanse dawno mającemu dużą rozpoznawalność Wojciechowi Bachorowi. Pojedynek między sobą dwóch dotychczasowych prezydentów po przywróceniu samorządności, nie był jednak tym czego oczekiwali kaliszanie.
Pierwszą turę zgodnie z przewidywaniami wygrał Zbigniew Włodarek. Jego wynik jednak wydawał się nieco rozczarowujący. Prezydent nie zdobył nawet co czwartego głosu, uzyskując 23,99% głosów. Zaskoczeniem była natomiast druga pozycja. Minimalnie bowiem Wojciecha Bachora (16,14%) wyprzedził Janusz Pęcherz (18.60%) nieznany szerzej w światku politycznym chemik, wykładający na Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej. W latach 2000-2002 był zresztą prorektorem tej uczelni. Desygnował go komitet „Samorządny Kalisz”, który co ciekawe w stowarzyszenie przeobraził się dopiero na początku 2003 roku.
Co było powodem sukcesu Pęcherza? Na pewno bezpartyjność i poparcie środowiska akademickiego Kalisza. Pewną nieplanowaną przysługę wyświadczyła także Pęcherzowi niezwiązana z nim w żaden sposób prawica. Dla większości wyborców piątego Wincentego Pawlaczyka (8,30% w I turze) oraz czwartego Józefa Rogackiego (7,81%) bliższym kandydatem byłby zapewne Wojciech Bachor, ale przez rozdrobnienie głosy te nie zasiliły w pierwszej turze pierwsze prezydenta Kalisza w III RP.
Nie do przecenienia była też rola mediów. Szarą eminencją kampanii Pęcherza, a później także jego trzech kadencji był bowiem Andrzej Rogowski, współzałożyciel i wieloletni prezes sieci telewizji kablowej „Multimedia Polska”. Ta najpopularniejsza w Kaliszu kablówka posiadała swój własny magazyn miejski, gdzie oczywiście nie brakowało pozytywnych informacji o Januszu Pęcherzu. Kampania była przeprowadzona w rekordowym tempie, gdyż komitet swój start zapowiedział dopiero w sierpniu 2002 roku, podczas gdy I tura wyborów odbywała się 27 października.
Atutem Pęcherza przed drugą turą była łatwiejsza droga do pozyskania elektoratu konkurentów z pierwszej tury. Wsparcia udzielił mu zarówno Bachor, jak i Pawlaczyk. Elektorat trzeciej Ewy Bąkowskiej (9,82%) miał według sondaży przed drugą turą podzielić się. Wyborcy Józefa Rogackiego, choć on sam oficjalnie odciął się od popierania kogokolwiek, także skłaniali się bardziej ku Pęcherzowi. Włodarek z kandydatów, którzy zdobyli zauważalne poparcie mógł co najwyżej liczyć na wyborców Grzegorza Kuświka (7,37%).
Mimo to sondaż przedwyborczy „Gazety Kaliskiej” prognozował minimalne zwycięstwo Włodarka 50,5% do 49,5%. Jak się później okazało gazeta wraz z firmą Surfnet chybiły wyraźnie. Pęcherzowi udało się zdobyć ponad 15 tysięcy głosów, co przełożyło się na 61,74% poparcie. Włodarek mógł liczyć na pozostałe 38,26% głosów. Zmiana na stanowisku Prezydenta Miasta Kalisza stała się faktem.
Nowy system wyboru prezydenta nie przez radę, a bezpośrednio przez mieszkańców stwarzał możliwość sytuacji, w której większość w radzie miejskiej jest nieprzychylna prezydentowi. Na taki scenariusz zapowiadało się także w kadencji 2002-2006. Dotychczas rządząca koalicja SLD i Wszystko dla Kalisza zgarnęła w Radzie Miasta Kalisza aż 15 mandatów (10 – SLD, 5 – WdK). Ugrupowanie prezydenta posiadało jedynie dwóch rajców. Po trzech radnych miały także Naprzód Kalisz Bachora i Przymierze Pawlaczyka. Skład 25-osobowej rady uzupełniali jeszcze dwaj radni Samoobrony. Należy zresztą zwrócić uwagę na całkiem niezły wynik partii Andrzeja Leppera, kojarzonej przecież przede wszystkim ze wsią. O drobnym sukcesie Samoobrony w Kaliszu zaważyło spore poparcie wśród kaliskich kupców, którzy przeciwstawiali się planom powstawiania w Kaliszu kolejnych hipermarketów.
Koalicja SLD-WdK wybrała na przewodniczącego Rady Miejskiej ustępującego prezydenta Zbigniewa Włodarka. Janusz Pęcherz nominacjami wiceprezydenckimi chciał przedstawić się za to jako kandydat ponad politycznymi podziałami. Zaprosił do współpracy zarówno przedstawiciela prawicy (Wincentego Pawlaczyka), jak i lewicy (Tadeusza Krawczykowskiego). Nominacja tego drugiego była jednak przez pewien czas wstrzymana, bowiem rządząca w radzie lewica nie zaakceptowała prawicowego radnego Andrzeja Plichty na miejscu wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej.
Trzecim prezydentem był przedstawiciel obozu prezydenta w osobie Daniela Sztandary. Niedługo po nominacji zaczęły się jednak nad nim pojawiać czarne chmury. Miał sprawę sądową, dotyczącą naruszeń praw pracowniczych w swojej poprzedniej pracy. Nad Danielem Sztanderą wysiało widmo dymisji, jednakże mimo licznych procesów sądowych, utrzymał się on na stanowisku przez pełne trzy kadencje Janusza Pęcherza.
Szybko okazało się jak bardzo zmiany wprowadzone w 2002 roku wzmocniły władzę wykonawczą w samorządzie, kosztem władzy uchwałodawczej. Janusz Pęcherz suchą stopą przeszedł przez pierwszą kadencję na stanowisku prezydenta. Wiceprezydenci wyłonieni spoza „Samorządnego Kalisza” szybko stali się lojalnymi współpracownikami prezydenta, podobnie jak np. radna Przymierza Adela Przybył. Obrotowym ugrupowaniem okazało się być także „Wszystko dla Kalisza”, które zaczęło ściśle współpracować z „Samorządnym Kaliszem”.
Rok 2002 zapoczątkował nową erę w wielu samorządach w Polsce, także w Kaliszu. Wybory w 2002 okazały się też pierwszym politycznym sprawdzianem dla polityków, którzy przez kolejne lata mieli zasadniczy wpływ na kaliską scenę polityczną. W barwach SLD debiutowały dwie młode radne – Karolina Pawliczak i Kamila Majewska. W wyborczym boju sprawdziły się też takie postacie jak Grzegorz Sapiński (Wspólnota Obywatelska), Adam Rogacki (Wspólnota Obywatelska), Sławomir Chrzanowski (Wspólnota Obywatelska), Artur Dembny (Naprzód Kalisz) czy Sławomir Lasiecki (Przymierze). W 2002 w przeciwieństwie do rywalek z lewicy jeszcze nie osiągnęli oni wyborczego sukcesu, lecz ich czas miał dopiero nadejść.
Źródła:
[1]https://samorzad.pap.pl/kategoria/archiwum/za-silna-wladza-jerzy-stepien-przeciwko-bezposrednim-wyborom-szefow-gmin