„Afrobiografia” kaliskiego malarza – Janusza Kokota
Janusz Kokot, znakomity malarz rodem z Kalisza, właśnie napisał swą pierwszą książkę. Jego „Afrobiografia” tylko po części jest artystycznym dziennikiem. W większej mierze to niezwykle ciekawa opowieść o życiu w Ugandzie, która nakłoni każdego czytelnika do zastanowienia się nad własną duchową kondycją. Książka jest prawie gotowa, ale potrzebuje jeszcze finansowego wsparcia jej druku.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu przyjęła rolę organizatora spotkania z autorem, które planuje na połowę października, a już teraz zaprasza wszystkich do współfinansowania druku niezwykle oryginalnego wydawnictwa: https://wspieram.to/afrobiografia. O „Afrobiografii” Janusza Kokota czytamy w wydawniczej nocie:
„Kiedy słyszy się o wspomnieniach spisanych przez artystę malarza, do głowy przychodzą natychmiast fotograficzne wręcz opisy, wypełnione kolorami, kształtami, wschodami i zachodami słońca. Albo namalowane słowem portrety ludzi, których tenże artysta spotkał na swojej drodze.
Czy zatem czytelnik poczuje zawód, gdy na kartach Afrobiografii nie odnajdzie takich scen, barwnych, egzotycznych, które dałyby mu przedsmak życia w kraju dla większości Europejczyków nieznanym, dalekim?
Janusz Kokot na wstępie swojej opowieści wskazuje, że na tych kilka lat spędzonych w Ugandzie niejako „odłożył na bok” bycie artystą ˗ pochłonęła go praca misjonarska, pomaganie najsłabszym, skrzywdzonym. Jego impresje afrykańskie, ugandyjskie, skupiają się więc nie na tym, jak wygląda świat wokół, ale na tym, jakie są bolączki tego świata, jakie potrzeby ludzi, którzy go zamieszkują. I na ocenie, czy i jak misjonarz z Polski mógłby pomóc. Lecz by to ogarnąć, trzeba najpierw wejść w życie mieszkańców, stać się jednym z nich, usiąść cicho i spróbować zrozumieć.
Artysta podzieli się z nami namysłem nad własną kondycją duchową, ale też kondycją europejskiej cywilizacji. Opowie o działalności misjonarskiej, próbie zmiany na nieco łatwiejszą cząstki życia ludzi wokół siebie.
Znajdziemy w tych zapiskach misyjnych radość ze spotkań z ludźmi. Ofiarowali oni bowiem autorowi i jego rodzinie bliskość w trudnym byciu „w świecie, który był nam nieznany, nielogiczny i mało komfortowy”.
Zanurzymy się w codzienność, tak bardzo zwyczajną i bliską każdemu z nas ˗ jak szukanie domu, budowa, edukacja dziecka czy zakupy ˗ a jednocześnie przedziwnie ekscytującą, bo podległą dyktatowi jakże odmiennej kultury. A przede wszystkim znajdziemy w tej lekturze spokój ˗ spokój człowieka zakorzenionego w swojej wierze, pewnego swoich korzeni, co potrafi zdefiniować w kilku zaledwie słowach, wspominając najlepsze chwile mijających i nadchodzących lat ˗ sylwestrowe noce. Pisze: „Najwięcej zadowolenia dawały mi spacery z moim buldogiem, gdy tuż przed północą, przeciskając się przez tłum zgromadzony na głównym rynku Kalisza, błogosławiłem moje miasto, władze i ludzi wokół”.
Oto opowieść o tym, co w życiu najważniejsze, najcenniejsze ˗ taka jest „Afrobiografia”.
Źródło: Urząd Miasta Kalisza