„Dobry Łotr” bez skrupułów wdziera się na kaliskie salony literackie
Od dość dawna, pochłonięty w literaturze popularno-naukowej bądź naukowej, nie miałem czasu i sił na przeżycia związane z czytaniem książek fabularnych. Tę przerwę zakończyła lektura „Dobrego Łotra” autorstwa księdza doktora Adama Kraski, który jest dyrektorem kaliskiego Technikum im. Świętego Józefa przy ulicy Złotej. Przyznam szczerze, że przeżycia były naprawdę sympatyczne i myślę, że autor pokazał, że stać go na wiele.
Szatańska jest pokusa odwetu. Skrzywdzeni szukamy zemsty, a jeżeli obiekt zemsty jest zbyt silny, szukamy istoty słabszej, aby znaleźć upust swojej poranionej duszy.
Autorem powieści jest ksiądz, doktor teologii, więc nikogo nie powinny dziwić nawiązania do filozofii czy teologii. Muszę jednak przyznać, że książka jest napisana „po ludzku”, tzn. nie mamy do czynienia z traktatem religijnym, który budowany jest na bazie abstrakcyjnych rozważań teoretycznych. W powieści jest akcja, ludzkie dramaty, a także ciekawe wątki kryminalne, na których opiera się cała fabuła. Co prawda powieść jest nasycona ideą miłości, Bogiem i rozważaniami na Jego temat, natomiast mówiąc ogólnie – jest to po prostu książka o życiu napisana przez księdza, a więc oczami świadomego katolika. Nie trzeba się z nim zgadzać, lecz punkt widzenia warto poznać. Jest to pierwszy powód, dla którego warto po „Dobrego Łotra” sięgnąć.
Drugim powodem jest oczywiście fakt, że autorem dzieła jest osoba związana z naszym regionem, urodzony w Jarocinie w 1985 roku ks. Adam Kraska, obecnie dyrektor Technikum im. Świętego Józefa przy ul. Złotej w Kaliszu. Dla mnie zawsze wszystkie lokalne „perełki” są szczególnie cenne. W ramach kultywowania lokalnego patriotyzmu powinniśmy doceniać zdolnych lokalnych artystów. Takie książki też czyta się lepiej, jeśli się wie, że autorem jest osoba żyjąca obok nas.
Człowiek zachowuje się, jakby siedział przy studni ze słodką wodą, a ciągle wyruszał w morze w poszukiwaniu picia. I na tym morzu ma mnóstwo wody, ale nie może się jej napić, bo pragnienie gasi tylko ta mała studnia, studnia na dnie serca.
Pobudzające nasze myśli rozważania narratora są chyba najmocniejszym punktem dzieła. Skłaniają do „rozkminiania” poszczególnych zdań i odnoszenia ich do własnego życia. Zdecydowanie ten element autorowi wyszedł wyśmienicie.
(…) my nikogo nie zabiliśmy, nie okradliśmy, nie zdradziliśmy, a nie potrafimy dać komuś szansy, gdy o to prosi. Plątamy się po chodnikach z dumnym mniemaniem bycia lepszymi od tych za kratkami, od tych żebrzących na ulicach, a kiedy przychodzi sprawdzian naszej dobroci, mamy serca z kamienia.
Książka nie jest jednak bez wad. Odniosłem wrażenie, że jest trochę nierówna. Momenty świetne przeplatają się z nazbyt naiwnymi bądź trochę zbyt prostymi. Zbyt nagła przemiana głównego bohatera, jak dla mnie, była zanadto naciągana. Ponadto, jako perfekcjonistę, raziły mnie w oczy błędy interpunkcyjne czy drobne gramatyczne (na przykład spacje postawione w złych miejscach), których jest sporo.
Jednak plusy zdecydowanie przeważają nad minusami, tym bardziej, że ksiądz Adam Kraska pokazał, że ma spory potencjał na jeszcze szersze rozwinięcie własnych skrzydeł literackich. Dlatego z wielką chęcią sięgnę po kolejną powieść, która wyjdzie spod pióra dyrektora „Złotej”. Mam także nadzieję, że ulica Mercades stanie się Górnośląską albo Podmiejską, a przyszłe „pościgi i wybuchy” będą miały miejsce na przykład w kaliskim Parku Miejskim – wówczas czytałoby się to z jeszcze większymi wypiekami na twarzy, choć już teraz było bardzo ciekawie.
Książkę można nabyć w internetowych księgarniach, do czego zachęcam