Eksplozja samochodu i śledztwo. Studenci na poligonie wojskowym
Niepowtarzalną okazję odbycia praktyk na poligonie wojskowym w Kazuniu pod Warszawą, mieli studenci kierunku Bezpieczeństwo wewnętrzne Akademii Kaliskiej. Przy okazji nagrań do programu „Alarm”, wzięli udział w pionierskich badaniach związanych z przeprowadzeniem śledztwa powybuchowego po eksplozji samochodu. Przedsięwzięcie przeprowadzono w kontekście zamachów terrorystycznych, ale także dokumentowania zbrodni wojennych.
Tego dnia reportaż na poligonie przygotowywała redakcja programu Alarm” Telewizji Polskiej. – Wcześniej przeprowadziliśmy eksperyment, w którym o godz. 16.00, w pełnym słońcu zostawiliśmy walizkę na Polach Mokotowskich. Przeszło koło niej ponad 500 osób, nikt nie zareagował – mówi wydawca Magdalena Sosińska. – Zapytaliśmy ludzi, dlaczego. Część twierdziła, że nie zauważyła walizki, część, że poczucie własności jest większe niż poczucie zagrożenia. Ludzie zwracają uwagę na rzeczy pozostawione na lotniskach czy dworcach, ale w innych miejscach publicznych, jak chociażby park – już nie. Tymczasem w takiej walizce może być nawet 12-15 kg ładunku wybuchowego. Będziemy instruować, jak zachować się w takiej sytuacji, ale też pokażemy, jak realnie taki wybuch może wyglądać i jakie spustoszenie może poczynić nawet 150-160 metrów od miejsca eksplozji.
Organizatorzy przedsięwzięcia pod kierownictwem Piotra Peksy, doktoranta Akademii Kaliskiej zaaranżowali eksplozję samochodu. Ze względów bezpieczeństwa, cała operacja podlegała bardzo rygorystycznym zasadom – zarówno ekipa telewizyjna, jak i studenci musieli oddalić się od miejsca wybuchu o kilkaset metrów i zająć bezpieczne pozycje za wydmami i roślinnością. Przez cały pobyt cywilów na poligonie, obecna była również karateka pogotowia ratunkowego.
Studenci nie widzieli samej eksplozji, słyszeli jedynie huk, ale za to z blisko mogli obejrzeć spektakularne skutki działania ładunku wybuchowego. I tu zaczynało się ich zadanie. – Przyjechali na poligon, aby wziąć udział w śledztwie powybuchowym. Pracowali z wykorzystaniem geolokalizatora, który służył do lokalizowania śladów, wprowadzania opisu śladów oraz rejestrowania trasy przebytej podczas śledztwa – wyjaśnia Adam Hofman, opiekun grupy. – Ponadto studenci identyfikowali ślady, oznaczali je, mierzyli, określali materiał, z jakiego są zrobione i ich potencjalne przeznaczenie. Wcześniej nie mieli pojęcia, jakie zadania ich czekają.
Taki właśnie był cel tego zadania – aby studenci, nieprzygotowani do niego wcześniej, zaczęli całą pracę od podstaw. – Chodzi o możliwość wykorzystania osób, które nie mają styczności ani żadnego pojęcia na temat budowy ładunków wybuchowych, do śledztw wybuchowych. Sprawdzamy za pomocą prostych komend, czy są w stanie wykonywać prace, które pomogą śledczym w identyfikacji sprawców i w szybkim wykonaniu oględzin – wyjaśnia doktorant Piotr Peksa. Jak dodaje, ma to szczególne znaczenie w kontekście wojny w Ukrainie, choć pomysł na temat doktoratu zrodził się jeszcze przed rosyjską inwazją. – Wtedy nie miałem świadomości, że będzie tam trzeba dokumentować zbrodnie wojenne. Teraz mamy sytuację, że wojsko walczy na froncie, a policja oprócz zapewnienia porządku publicznego, musi jeszcze gromadzić i zabezpieczać ślady, a zwyczajnie brakuje im ludzi – wyjaśnia Piotr Peksa. W jego ocenie wsparciem dla służb mogliby być właśnie amatorzy. – Tego nikt na świecie nie robi, ale moim zdaniem to ma szanse powodzenia. Jeżeli jest ktoś w grupie, kto zna się na tym, to jest w stanie tak rozdysponować zadania, żeby ludzie niezwiązani ze służbami zabezpieczyli taki materiał, na którym specjaliści będą mogli później pracować. Oczywiście przy dużych sprawach, jak zabójstwa czy zamachy terrorystyczne, na miejsce jadą fachowcy. Jednak przy działaniach wojennych, gdzie trzeba te ślady zbierać szybko i jest tego bardzo dużo, mogliby robić to chociażby żołnierze WOT, harcerze czy właśnie studenci takich kierunków, jak bezpieczeństwo.
Mimo trudnych warunków polowych, studenci kaliskiej uczelni przez kilka godzin, z ogromnym zapałem zbierali i dokumentowali ślady po eksplozji. Wyniki śledztwa powybuchowego, które zapisane są w aplikacji Piotr Peksa będzie dopiero analizował, ale już jest pod wrażeniem uczestników eksperymentu. – Szkoliłem profesjonalistów, wojskowych, policjantów, studentów ze starszych roczników, ale wasz grupa była najbardziej zaangażowana. Poszło wam doskonale – pochwalił swoich podopiecznych.
Dla nich również zajęcia na poligonie były nie lada atrakcją, ale przede wszystkim okazją na zdobycie wyjątkowych umiejętności. Te potwierdzone zostaną certyfikatem udziału w śledztwie powybuchowym, który w przyszłości każdy z uczestników tego przedsięwzięcie będzie mógł włączyć do swojego CV.
Źródło: Akademia Kaliska