Stokado
baner_FBAnt
Baner AWS
Michniewicz

Iwona Michniewicz: „Każde wyzwanie coś wnosi, czegoś uczy, powoduje, że rozumiemy nieco więcej tego, co nas otacza”

Iwona Michniewicz, Burmistrz Gminy Koźminek, była pierwszym gościem nowego cyklu Latarnika Kaliskiego „Światło na gminy”. Zapraszając ciekawe osoby z powiatu kaliskiego (i nie tylko) chcemy skupić uwagę na gminy w okolicy Kalisza, ich mieszkańców, działania, pasje. Pani Burmistrz opowiedziała nam, jak się czuje w swojej roli – włodarza najmłodszego miasta w Polsce oraz jak znalazła się na swoim stanowisku. Rozmawialiśmy także o sukcesach i porażkach obecnej kadencji samorządu oraz o problemach, jak choćby rosnących cenach za śmieci czy niedoborach wody. Na koniec spytaliśmy o to, czy będzie ubiegała się o reelekcję na swoim stanowisku? Zapraszam do lektury!

Mateusz Walczak: Jak się czuje burmistrz najmłodszego miasta w Polsce? Jak się Pani czuje w tej starej-nowej roli włodarza gminy Koźminek? Czy widzi Pani zmiany, odkąd Koźminek odzyskał prawa miejskie?

Iwona Michniewicz: Dla mnie osobiście zmiana jest raczej kosmetyczna lub jak ktoś woli – formalna. Urząd, gmina, miasteczko – zostały takie, jakie były. Zauważyłam jednak, że bardzo wiele osób czuje dyskomfort, nazywając mnie wójtem i poprawiając na burmistrza (śmiech). To chyba najczęściej odczuwalna różnica. Mnie to zupełnie obojętne, bo startowałam na wójta, a dopiero w trakcie kadencji „stałam się” burmistrzem. Ale na pewno odczuje to kolejna osoba w tym fotelu, która będzie od początku ubiegać się o tę funkcję.

Jak znalazła się Pani na tym stanowisku? Dla wielu obserwatorów lokalnej polityki samorządowej Pani start na wójta był zaskoczeniem, tym bardziej, że jest Pani zdecydowanie bardziej związana z Kaliszem niż z Koźminkiem.

Było zapytanie od osób, które tworzyły komitet, ale nie miały kandydata na wójta. Powstał pomysł, żeby zaproponować kogoś zupełnie nieoczywistego. Tym bardziej, że miałam pewne związki z Koźminkiem: wcześniej byłam pełnomocnikiem wójta ds. profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych, miałam też swoje stowarzyszenie, które opiekowało się dziećmi, realizowało szereg inicjatyw. Znałam wielu mieszkańców gminy Koźminek.

Za to jestem pewna, że 98 % urzędników nie zagłosowało na mnie, gdyż się mnie zwyczajnie bali (śmiech). Pracownicy urzędu obawiali się zmian – co jest absolutnie naturalne. Nie dziwi mnie obawa przed tak radykalną zamianą szefa. Moja kandydatura była dość „egzotyczna”. Myślę też, że mną straszono, snując scenariusze, że będę zmieniać, zwalniać, wymienię wszystkich urzędników. Jestem szaloną osobą, dość niestandardową, ale bardzo zdroworozsądkową. Dobrych pracowników się nie zwalnia i nie wymienia.

Byłam nie tylko jedyną kobietą, ubiegającą się o stanowisko wójta, ale też jedyną spośród 5 kandydatów, która nie mieszkała i nie pochodziła z tej gminy. Postawienie na taką propozycję – tak nieoczywistą, nieznaną i inną od pozostałych – z pewnością budziło mnóstwo emocji wśród mieszkańców Gminy Koźminek. Pewnie wielu z nich nigdy o mnie nie słyszało i nigdy nie widziało. Do dzisiaj słyszę, że niektórzy mówią o mnie Yeti, to znaczy: wszyscy słyszeli, ale niewielu widziało (śmiech). Od początku kampanii słyszałam, że nie mam szans, ale nie o to chodziło. Nie szanse wygrywają, tylko ludzie. W pierwszej turze otrzymałam najwięcej głosów, a wynik drugiej tury zapewnił wygraną. Szczerze mówiąc, sama byłam mocno zaskoczona takim obrotem sprawy. Jak widać preferencje wyborcze Polaków są nieodgadnione. Nie można nikogo stawiać na straconej pozycji, bo czasem zdarzają się takie historie jak moja.

Jak odnajduje się Pani w roli włodarza podkaliskiej gminy? Jest Pani nauczycielem akademickim, osobą zaangażowaną w działania wielu organizacji, ma Pani wiele pasji, a jednak chciała Pani spróbować w samorządzie. Dlaczego?

Różne rzeczy w życiu robiłam i nie unikam wyzwań. Lubię, jak się dużo dzieje wokół mnie. Życie jest genialne. Każde wyzwanie coś wnosi, czegoś uczy, powoduje, że rozumiemy nieco więcej tego, co nas otacza. Zbliżenie się do samorządu jest niezwykłym doświadczeniem, które pozwala inaczej spojrzeć na decyzje zapadające na takim szczeblu. Przeciętny obywatel ma zupełnie inne wyobrażenie, świadomość tego, czym jest samorząd. Dopiero zafunkcjonowanie wewnątrz tej machiny, powoduje zrozumienie tej przestrzeni, niezależnie, czy wchodzi się do samorządu jako wójt, burmistrz, prezydent, czy to jako urzędnik, czy jako pracownik innego „kawałka” samorządu – mam tu na myśli instytucje podległe samorządowi, takie jak szkoła czy zakład komunalny. Dopiero wtedy rozumiemy, czym ten samorząd jest, jakie ma możliwości, czym się zajmuje, jak wygląda to z tej perspektywy. Będąc zwykłym, przeciętnym obywatelem, mamy absolutnie błędne wyobrażenie o tej materii.

Jesteśmy już za półmetkiem obecnej kadencji w samorządzie. Jak Pani podsumuje miniony czas? Jak układa się współpraca z radą gminy? Nie jest tajemnicą, że nie ma Pani większości w radzie, zresztą często dzieliła się Pani w mediach społecznościowych, że współpraca z radą nie jest łatwa.

Na szczęście z mediów się wycofałam, co poczytuję sobie za dużą dozę zdrowego rozsądku. Starałam się nie narzekać, raczej nie zgadzałam się po prostu z częścią niezrozumiałych dla mnie decyzji. Wiem, że nie będąc mieszkanką gminy, na niektóre sprawy patrzę zupełnie inaczej, niż część rady. Z większym dystansem, bez emocji i bez obciążenia, jakim jest ocena i komentarze sąsiadów, znajomych, czy przyjaciół. Wszystkie moje decyzje, poprzedzone są głębokim przemyśleniem, absolutnie bezstronnie, patrząc na dobro ogółu, a nie przez wzgląd na osobiste zależności od tego środowiska. Ja bardziej niż radni mogę pozwolić sobie także na to, aby proponować czasem także niepopularne rozwiązania. Na przykład, nie mam skrupułów w intensywnym poszukiwaniu środków, które pozostają w portfelach mieszkańców, a są zobowiązaniami wobec gminy. Mieszkańcy zalegają z ogromną liczbą płatności, za różne dobra publiczne, które otrzymują. Myślę, że nie tylko w Koźminku, ale wielu innych samorządach, jest grupa mieszkańców, która nie płaci za wodę, śmieci, mieszkania komunalne – a pozostali muszą udźwignąć cały „system”. Nie ma we mnie zgody na tolerowanie takiego stanu. Jeśli ktoś może zapłacić za nc+, za komórkę, stać go na wyjazdy na wczasy czy niezły samochód – to dlaczego inni mają pokrywać jego koszty związane z wywozem śmieci, zużytej wody czy opłatami za czynsz? Dla mnie musi być pewna sprawiedliwość, gdyż dopiero wówczas można mówić o współodpowiedzialności społecznej za dobrostan gminy.

Im gmina skromniejsza (a taką jest Gmina Koźminek) tym mniej powinno być rozdawania i rozdrabniania każdego, wspólnego dobra. Samorząd powinien zajmować się ważnymi sprawami, a nie zadość czynieniem pojedynczym potrzebom niewielkich grup. W moim przekonaniu takim dobrem ogólnospołecznym, jest np. woda w gminie – większość gmin w Wielkopolsce ma niedobory wody. W związku z tym, musimy inwestować ogromne pieniądze w infrastrukturę wodociągową – i to jest priorytet dla samorządu. Radni mają z tym o tyle problem, że są poddani ocenie natychmiastowej. Wracają po sesji i sąsiad przez płot pyta: „co tam wymyślacie w tej radzie? Czemu głosowaliście w taki sposób? Taka decyzja jest przeciwko ludziom, a my Wam to przypomnimy przy kolejnych wyborach”. Myślę, że potrzeba unikania tych przykrości powoduje, że radni są skłonni do głosowania wedle woli mieszkańców, czasem mimo braku logicznego uzasadnienia. Oczywiście, jeśli ma się duży budżet, wtedy można angażować się także w wiele tych drobniejszych działań i projektów.

A jak podsumuję ten czas? Niemal połowa tej kadencji, przebiegała wyznaczana rytmem i rozwojem pandemii. Mieliśmy też ptasią grypę, z setkami tysięcy wybitego drobiu na terenie gminy, czy też afrykański pomór świń (ASF), na których ucierpieli producenci. Mieliśmy także strajki nauczycieli, suszę, wybory prezydenckie i wielkie z nimi zamieszanie, spis powszechny i spis rolników, budowę wielkiej nitki kanalizacji, kapitalny remont dworku – słowem: mnóstwo takich wydarzeń, które czasem nie zdarzają się przez dziesięciolecia!

Nie jest to łatwy czas, a kolejne kadencje wcale nie będą łatwiejsze, bo trzeba będzie podnosić się z gruzów, które zostaną po tym globalnym załamaniu. Pewne jest bowiem, że popandemiczną rzeczywistość trzeba będzie odbudowywać pokoleniami.

Co by uznała Pani za jeden największy sukces tej kadencji?

Myślę, że gmina Koźminek była i jest dobrze zarządzana i jest gminą zwyczajną – taką, w której nie ma katastrofy w jakimś obszarze.

Trudno wskazać mi jeden sukces. Może być nim to, że udało się wrócić do praw miejskich. Zrealizowaliśmy także masę fajnych inwestycji. Jedną z nich jest wspomniany dworek w Koźminku, gdzie powstanie Gminne Centrum Kultury, którego wcześniej nie było. Z drugiej strony, społecznym sukcesem jest to, że mimo, iż z częścią radnych pozostajemy w innym spojrzeniu na wiele kwestii, to jednak umiemy sięporozumieć, w imię dobrze pojętego interesu gminy. Łatwo jest bowiem jednogłośnie stawać do wyzwań. Wyzwaniem jest jednak nie zgadzać się, ale decydować ponad tym podziałem, w sposób dojrzały i odpowiedzialny. I to się nam ciągle udaje. Zawsze tłumaczę, dlaczego o czymś myślę w taki, czy inny sposób. Każdą decyzję czy prośbę mocno uzasadniam, pokazuję opinie ekspertów, prezentuję dane i statystyki. Przedstawiam swój punkt widzenia, ale też podpieram się opiniami specjalistów, dzięki czemu radni wiedzą, co ja chcę zrobić i dlaczego.

Z przymrużeniem oka mogę powiedzieć, że już sam fakt, iż ja jestem osobą z zewnątrz, nigdy nie pełniłam takiej roli, nasza rada składa się z wielu osób, które pierwszy raz zasiadają w tym gronie, a jak do tej pory niczego nie zepsuliśmy – to już jest sukces.

A największa porażka? Co uważa Pani za największą potrzebę czy problem w gminie?

Zdecydowanie woda! Woda jest pierwotną potrzebą człowieka. Bez wody nie ma życia. Jeśli nic nie zrobimy w tej materii, a znam stan wodociągów i stacji uzdatniania wody, to np. w razie awarii jednej z trzech stacji uzdatniania, gmina byłaby w części sparaliżowana. To mnie przeraża i dlatego było to od początku kadencji moim priorytetem. Jeśli coś przestanie działać, a ma prawo, gdyż jest to przestarzała infrastruktura i wymaga dużych nakładów inwestycyjnych – ludzie pozostaną bez tego podstawowego dobra w domach. Nieuniknione jest, że stare rury azbestowe pękają – nie można ich „łatać”, niezbędna jest wymiana całych nitek sieci, co pociąga ogromne wydatki. Ubytki wody są ogromne, straty też. Niestety, nie mając środków na tak duże inwestycje, jakim bez wątpienia są nowe wodociągi, nie mogę tego zrealizować.

Czy uważa Pani, że jest ważna rola rządu i innych instytucji, żeby wsparł te kluczowe kierunki inwestycyjne, np. związane z siecią wodociągową? Są ogłaszane nowe programy rządowe czy marszałkowskie, a to daje szanse na realizację tych dużych inwestycji.

Z całą pewnością kluczowa jest rola rządu czy choćby Urzędu Marszałkowskiego. Ta ostatnia instytucja wsparła nas w dwóch ostatnich projektach związanych z modernizacją wodociągów. Żadna gmina nie udźwignie tych wszystkich zobowiązań własnym budżetem. Gminy mają ogromny wachlarz zadań: drogi, szkoły, pomoc społeczną, gospodarkę odpadami i wiele innych. Przyszłość jest czarna, gdyż coraz więcej zadań trafia do samorządu, ale bez pokrycia w środkach finansowych. Subwencja oświatowa nie wystarcza na pokrycie wszystkich wydatków edukacyjnych w gminach. Mamy coraz więcej dzieci z orzeczeniami, ze specjalnymi potrzebami, obiekty wymagają remontów, starzeje się infrastruktura, podnoszone są wymagania sprzętowe, rosną wynagrodzenia nauczycieli, a to wymaga włączania się finansowego gmin.

Ten ostatni rok pokazał, że gdy pandemia zmusiła nas do pracy na dwie zmiany, to musieliśmy dopłacić do transportu dzieci. Na wsiach to ogromny problem i koszty wzrastają dwukrotnie. Nikt o tym nie myśli w kategoriach dowozu – narzucono obowiązek dwuzmianowości w związku z pandemią, a takie konsekwencje finansowe dla szkół wiejskich nie są brane pod uwagę.

Zadań jest coraz więcej, nie idzie to jednak w parze z pieniędzmi, a oczekiwania mieszkańców są wyższe. Mamy bowiem takie stereotypowe myślenie: 500+ daje rząd, ale opłatę za śmieci podnosi samorząd. To jest absurdalne, ale przeciętny obywatel widzi złych samorządowców: burmistrza, radę, urząd, którzy fundują mu podwyżki.

Więc oczywiście, że te kluczowe zadania, a takim bez wątpienia jest problem wody, powinny być wspierane. Musi to być jednak przemyślane, tego się nie robi z dnia na dzień. Nabory powinny być wystandaryzowane, by każda gmina mogła mieć takie instalacje. Byłoby wspaniale, żeby na ten cel zostały dedykowane konkretne pieniądze. Trzeba też pamiętać, że złożenie wniosku nie zawsze oznacza otrzymanie pieniędzy na dany cel. Wielkopolska jest wyjątkowo suchym miejscem, już w latach 60. poznańscy profesorowie pisali, że Wielkopolska stepowieje i będzie coraz gorzej.

Dotknęliśmy tematu podwyżek (szerzej pisaliśmy o tym), a niedawno radni gminy Koźminek podjęli decyzję, by podnieść ceny stawek za śmieci. Mieszkańcy odczują podwyżki od początku sierpnia 2021 r. Czy podwyżka była nieunikniona?

Jesteśmy jedną z nielicznych gmin, która nie dopłacała do gospodarki odpadowej. Podwyżka była nieunikniona, niestety tak funkcjonuje system, to przykre zrzucanie na nas winy. Radni podjęli decyzję o podwyżce 11 głosami za, przy 3 głosach wstrzymujących. Nie było żadnych głosów przeciwnych. Myślę, że radni rozumieją problem, choć wiadomym jest, że nie są to decyzje chętnie podejmowane przez radnych. Gdybym szacowała koszt odbioru nieczystości z posesji w oparciu o dane ze stycznia 2020 r., to proszę mi wierzyć: obniżalibyśmy stawkę o 1-2 zł. Natomiast przez rok, aż do stycznia 2021 r., a trzeba pamiętać, że w oparciu o ten okres prognozowaliśmy stawki śmieciowe – mieliśmy wzrost tonażu śmieci o 44 % – tyle więcej wyprodukowaliśmy! Tymczasem podwyżka nastąpiła o 19 %, więc tak naprawdę, urealniliśmy stawkę za odpady komunalne, żebyśmy mogli dopiąć budżet za śmieci. Radni dokładnie zrozumieli, że to nie jest ukaranie mieszkańców, a wyłącznie dopasowanie stawki do ilości oddawanych odpadów.

Wzrost produkowanych śmieci jest naprawdę ogromny. Z czego, Pani zdaniem, wynika ten gwałtowny wzrost? Czy kluczowy był to fakt pandemii, co przełożyło się na zdalną naukę i większą liczbę pracowników pracujących z domu?

Tak, wiele odpadów nie było produkowanych w miejscach, które nie są w systemie. Czyli wiele rzeczy nie zadziało się tam, gdzie śmieci są produkowane, a weszły do systemu. Np. dzieci jadły obiady w szkole – teraz jadły w domach, częściej jadaliśmy w restauracjach – teraz kupowaliśmy w restauracji posiłek w opakowaniu, który zabieraliśmy do domu, a odpady lądowały w naszych koszach. Zamawialiśmy mnóstwo dóbr przez Internet. Kupowaliśmy meble, obuwie, odzież. Wszystko to otrzymujemy w grubych opakowaniach dodatkowych, których nie mamy kupując w sklepie. To wszystko powoduje więcej folii, kartonów, pudełek, opakowań, które wyrzucamy do domowych pojemników na śmieci.

Idąc dalej: mieliśmy oszczędności, choćby w wyniku ograniczeń wyjazdów na wczasy, gdzie normalnie zostawialiśmy wiele śmieci. Brak wyjazdów i konieczność lockdownu spowodowała, że wielu mieszkańców remontowało mieszkania czy domy. Sklepy budowlane były otwarte, więc ludzie z tego korzystali. To także spowodowało wzrost wyrzucanych śmieci. Po tych remontach wiele rzeczy było wypychanych z domów: stare meble i inne odpady poremontowe trafiały na PSZOKi. Zwykle tego typu sytuacje są rozłożone na lata, w okresie pandemii mieliśmy teraz kumulację takich zdarzeń.

Pisaliśmy na naszym portalu o zmodernizowanym dworku w Koźminku, tymczasem w ślad za tą inwestycją powstała także nowa jednostka, czyli wspomniane Gminne Centrum Kultury. Jakie są plany związane z tą instytucją?

Dotychczas sprawy kultury były w gminie rozproszone: mamy gminną bibliotekę, zaś pozostałe sprawy w tej dziedzinie prowadził urząd gminy, przy wsparciu szkół czy organizacji. Teraz chcemy skupić to w jednym miejscu oraz nadać temu bardziej zorganizowany i formalny charakter. Dworek został wyremontowany ze środków unijnych. Odwlekamy moment otwarcia, uruchomienia tej instytucji ze względu na finanse, które muszą się od razu pojawić. Związane to jest z obowiązkiem zatrudnienia kilku osób, wyposażenia i przekazania znacznej kwoty na funkcjonowanie takiej placówki. Do końca roku mamy na to czas, więc pewnie w trzecim kwartale tego roku, oficjalnie zainaugurujemy działalność naszej placówki kultury – w pięknym dworku.

Natomiast już teraz część tej działalności społecznej i kulturalnej przenieśliśmy do odnowionego obiektu. Jeden z pracowników urzędu został oddelegowany do zadań kulturalnych i jest gospodarzem tego miejsca – pod jego skrzydłami odbywa się szereg aktywności, wcześniej rozproszonych w gminie. Spotykają się tam seniorzy, zespół śpiewaczy, orkiestra dęta, grupy samopomocowe; w dworku prowadzone są zajęcia jogi, a także przyjmują tam psycholog, logopeda, pedagog, terapeuci. Do dworku przenieśliśmy także salę ślubów, dzięki czemu nasi mieszkańcy zawierają związki małżeńskie w eleganckim anturażu. Zatem – przez nasz dworek już przetacza się życie, snute codziennymi spotkaniami i wydarzeniami.

Z czasem będzie to kontynuowane w ramach Gminnego Centrum Kultury. Jak wspomniałam, na początku września mamy zaplanowany piknik rodzinny, połączony z narodowym czytaniem i oficjalnym otwarciem Centrum. Dworek po rewitalizacji jest uroczym miejscem z przepiękną okolicą. Liczymy, że wiele osób odwiedzi nas przy okazji tego i kolejnych wydarzeń. Powoli wszystko tu się rozkręca i jestem przekonana, że niebawem dworek i Centrum będą bijącym, kulturalnym sercem naszej gminy.

W ostatnich miesiącach doszło do zmiany Pani zastępcy. Choć w realiach miejskich często dochodzi do tarć partyjnych czy politycznych i zmian wśród zastępców włodarza, to jednak w środowiskach wiejskich czy podmiejskich to dość rzadka sytuacja.

Przyczyną było to, że mój poprzedni zastępca – Karol Matczak – jest doskonałym kandydatem do pracy w GCK. To osoba o ogromnym zaangażowaniu w sprawy kultury, historii. Mająca świetne predyspozycje komunikacyjne, potrafiąca dogadać się z ludźmi. Stąd też ta decyzja, by przesunąć pana Karola na ten ważny odcinek i dać mu zadanie, by tworzył tę przestrzeń. W GCK Karol będzie robił genialne rzeczy i będzie w przestrzeni, którą kocha.

Natomiast nie chciałam zatrudniać zupełnie nowej osoby – przecież do końca kadencji zostało raptem nieco ponad dwa lata. Musiałabym albo ściągnąć kogoś z doświadczeniem, zapewne za niemałe pieniądze, albo zatrudnić kogoś młodego i przez co najmniej pół roku przygotowywać go do pracy. Wielce prawdopodobne jest także, iż ten człowiek jako pierwszy straciłby swoje stanowisko. Nieczęsto następujący włodarz pozostawia zastępcę swojego poprzednika. Dlatego też poprosiłam o współpracę poprzedniego zastępcę. Pan Henryk Muszyński to osoba, która zjadła przysłowiowe zęby na samorządzie. Nie wymagał ani szkolenia, ani innej formy przygotowania do pracy. Po prostu wszedł w swoją wieloletnią rolę – po raz kolejny. Zespół bardzo ceni i szanuje pana Henryka – więc gdy tylko wrócił do urzędu, stał się bardzo wartościowym ogniwem naszej „urzędowej rodziny”. Dodam, że swoją funkcję pełni na pół etatu – to także wielce korzystny układ, z uwzględnieniem kosztów dla gminy.

Wszystko wskazuje na to, że pan Karol pozostanie w dworku jako gospodarz tego miejsca i to będzie rewelacyjny człowiek na tym miejscu.

Nie boi się Pani powołania zastępcy poprzedniego wójta na swoje dawne stanowisko? Postawmy sprawę jasno: jest to decyzja w naszych realiach dosyć nietypowa. Jak przyjęli to mieszkańcy?

Nie nasłuchiwałam głosów środowiska w tej sprawie. Mojego pierwszego zastępcę znałam słabo. Przypuszczam, że nie wiedział nawet jak wyglądam przed spotkaniem ze mną, w kontekście zamysłu nawiązania tej współpracy. Natomiast była to osoba, o której zasięgnęłam „internetowego języka”, porozmawiałam też z wieloma osobami, i pan Karol wydawał mi się dobrym kandydatem z kilku powodów. Po pierwsze, pracował w obszarze samorządowym, gdyż był kierownikiem ZAZ „Swoboda”. Po drugie, była to osoba o dużym zaangażowaniu społecznym – bardzo lubię społeczników, ludzi, którzy mają pasje, którzy potrafią się dzielić z otoczeniem swoim czasem, energią, pomysłami. Po trzecie – ma wykształcenie ogrodnicze, ja nie mam żadnego wykształcenia ani doświadczenia w zakresie rolno-ogrodniczym, a przecież Koźminek to gmina o takim właśnie charakterze. Pomyślałam, że to ciekawe uzupełnienie tego, co ja mogę wnieść do samorządu. I po czwarte: Karol jest „stąd”, dużo bardziej niż ja, bowiem mieszka na pograniczu gminy Koźminek i gminy Lisków. Zna gminę prawie jak własną. Stwierdziłam, że to będzie świetna osoba do zarządzania tak zacnym miejscem.

Podsumowując – dokonałam, w mojej ocenie, bardzo dobrych wyborów – dla dobra tej gminy. Te dwa ruchy kadrowe zapewniają optymalne wykorzystanie potencjałów, jakie miałam do dyspozycji.

Będzie się Pani starała o reelekcję?

Nie! (śmiech)

Mamy przecież jeszcze ponad dwa lata do wyborów… Czy to ostateczna decyzja?

Zdecydowanie tak. Nie zamierzam walczyć o to stanowisko w kolejnych wyborach. Jestem wdzięczna mieszkańcom za to, że mnie wybrali, dali mi szansę na poznanie tego kawałka polskiej rzeczywistości. Nie chodzi mi o gminę, tylko o to, że tak blisko samorządu nigdy nie byłam. Nie rozumiałam pewnych rzeczy. Miałam co prawda epizod, gdyż byłam radną w Kaliszu, ale inaczej się patrzy na to z tego poziomu. Zrobię tyle, ile będę mogła w tej przestrzeni, w której się znalazłam, ale absolutnie nie biorę pod uwagę ponownego startu na urząd włodarza w Koźminku. Prawdopodobnie wrócę do swoich pasji i do mojego życia, które miałam wcześniej.

Czy to będzie powrót do Kalisza i kaliskich spraw?

Chodzi mi bardziej o powrót do moich spraw, ponieważ nie jest to powiązane z samym Kaliszem. To co robię mogłabym robić w każdym innym miejscu, natomiast mieszkam w Kaliszu, niedawno zbudowałam dom i właśnie się do niego przeniosłam. To kolejny mój dom w Kaliszu. Jestem tu szczęśliwa i jest mi tu dobrze. Myślę, że być może jest to miejsce, gdzie zostanę do końca życia.

Wskaże Pani swojego następcę?

Nie jest moją rolą namaszczenie kogokolwiek i zostawiam tę kwestię mieszkańcom gminy. Nie czuję też takiego przyzwolenia społecznego, by kogoś promować. Może gdybym była mieszkanką gminy, albo też była związana z jakąś opcją polityczną, środowiskiem Koźminka, które miałoby takie aspiracje – być może wówczas moje zaangażowanie w tej materii byłoby większe. Niech mieszkańcy wybiorą nowego burmistrza zgodnie z własną wolą i przekonaniami.

A widzi Pani takiego potencjalnego kandydata, lidera tej społeczności?

Nie wiem, ale myślę, że jest kilku chętnych i widzę, że powoli zaczyna się kampania wyborcza. Z pewnością są osoby, które widziałyby siebie w tym miejscu. Trzymam kciuki, gdyż będą walczyli o sympatię i zaufanie mieszkańców. Mam nadzieję, że mój następca będzie osobą, która będzie kochała ten kawałek Polski. Ja lubię to miejsce. Byłam zaproszona do akcji „Kalisz w sercu” i nie mogę powiedzieć, że kocham Kalisz, ale też nie powiem, że kocham Koźminek. Kocham męża, swoje dziecko, uwielbiam Mazury. Lubię Kalisz, lubię też i szanuję Koźminek, tak jak wiele miejsc w Polsce. Bardzo jestem wdzięczna, że gdzieś moje życie splotło się z Koźminkiem.

Czy widzi się Pani dalej w samorządzie? W Kaliszu, w powiecie kaliskim?

Dwa pierwsze lata poświęciłam na edukację. Nie boję się przepisów, prawa. Dwa lata studiowałam prawo samorządowe, zamówienia publiczne, edukację, inwestycje. Każdy wójt, który poświęci swoją uwagę na doedukowanie, wygrywa. Przecież na początku każdy jest „zielony” – bez względu na to, co robiło się wcześniej, przed pracą na stanowisku wójta czy burmistrza. Jak się temu nie poświęci chwili, by się pewnych spraw nauczyć, to można przejść przez pięć kadencji i nadal nie rozumieć podstawowych zasad czy relacji, można nie poczuć idei samorządu.

Mogę stwierdzić, że „skończyłam studia z zakresu samorządu” i chętnie wykorzystałabym to gdzieś. Czy jako radna? Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Musiałbym usłyszeć pomysł, spotkać się z ludźmi, którzy mają powód by pracować dla miasta i skonfrontować moje widzenie wartości z tym, co oni proponują. Lubię plany, ale nie lubię rozmawiać bijąc pianę w powietrze. Jest jeszcze dużo czasu. Obym dożyła do kolejnych wyborów (śmiech).

Za to myślę, że mogłabym wyjechać na Mazury i zostać tam wójtem w maleńkiej, spokojnej gminie.

Czy na końcu można tego Pani życzyć?

Nie! Można za to życzyć powrotu do mojego szczęśliwego życia oraz tego, żeby z gminy Koźminek wyjść szczęśliwszą, wzmocnioną o to doświadczenie, a nie poturbowaną, bo bardzo łatwo jest człowiek zniszczyć wieloma, nieusprawiedliwionymi atakami. Choćby jak atak w kontekście bezpańskich psów.

Nie bójmy się tego nazwać po imieniu – spotkała się Pani z ogromną falą hejtu w Internecie.

To było coś strasznego. Nie miałam z tą sprawą nic wspólnego! A grupa „zwierzolubów” kazała mnie zamordować, wysyłając do obozu koncentracyjnego, życząc śmierci, tortur … Przerażające, ile w ludziach jest nieusprawiedliwionej agresji. Dlatego m.in. wyłączyłam się z Internetu, bo nie mogłam na to patrzeć. Nigdy nie spotkałam się z taką falą nienawiści. Wpis z moim nazwiskiem na Facebooku był udostępniony ponad 500 razy! Komentarzy także były setki, a większość z nich z intencją uczynienia mi krzywdy za coś, co w żaden sposób nie było ze mną powiązane! Ci ludzie mnie nie znali, nic o mnie nie wiedzieli – kim jestem, co robię, co myślę o zwierzętach i opiekowaniu się nimi. Nie wiedzieli nawet co jest powodem ataku na mnie – a jednak to robili. Hejt stał się naszą codzienną rzeczywistością. Bardzo smutne i nie napawające optymizmem na przyszłość.

Ale i tak zapisała się Pani w historii Koźminka jako osoba, pod rządami której miejscowość odzyskała prawa miejskie.

Na pewno kilka rzeczy się zadziałało, w których miałam swój udział. Mieliśmy jubileusz 650-lecia – od chwili, gdy nazwa Koźminka pojawiła się w dokumentach historycznych. Kolejny taki jubileusz będzie za 50 lat! Mamy prawa miejskie. Zrealizowaliśmy masę inwestycji: od kanalizacji, wodociągów, dróg, kaplicy, placów zabaw, remontów stacji uzdatniania wody i wielu innych, na dworku kończąc.

Udało mi się „po swojemu” ułożyć urząd. Dokonałam wraz z pracownikami, istotnej reorganizacji całej instytucji. Jako ciekawostkę powiem, że tylko jeden urzędnik został w swoim dotychczasowym biurze. Udało się też wykonać zauważalny remont budynku. Wszystko to z myślą o komforcie obsługi mieszkańców i poprawie warunków pracy kadry. To już nie jest „jakiś tam urząd” (śmiech) – to Urząd Miejski Gminy Koźminek. To wizytówka miasteczka.

Podsumowując ten czas, jestem bardzo dumna i cieszę się, że sprawuję funkcję Burmistrza Gminy Koźminek, a mieszkańcom tego miejsca życzę absolutnie wszystkiego, co najlepsze.

Dziękuję za rozmowę.

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze