Kaliszobranie pod górkę. Relacja i fotorelacja
Udało się. Kolejne Kaliszobranie można uznać za zakończone sukcesem. Jak przyznaje sam Piotr Sobolewski, było to ok. 150 spotkanie. – Trudno znaleźć obszary, w których nie byliśmy – mówił przewodnik i autor cyklu Kaliszobranie. Tym razem spacer rozpoczęty został przy moście bernardyńskim, a następnie w górę ulicą Garncarską, do Winiarskiej, Łódzkiej, a skończywszy na dawnym „moście czerwonym” w Parku Miejskim.
– Proszę pani, tu jest ulica Garncarska, tam jest Gliniana, tam Ceramiczna. Tu na Chmielniku ciągle gliną pachniało – tłumaczył jednej z uczestniczek Piotr Sobolewski. Przed wejściem w ulicę Garncarską Kaliszobranie minęło budynek znajdujący się na skrzyżowaniu ze Stawiszyńską, w którym mieściła się siedziba niemieckiej żandarmerii w czasie II wojny światowej. Jego mała dobudówka wysunięta w stronę ulicy została postawiona przez Niemców.
W tych okolicach dochodziło także do wybijania psów znajdujących się w mieście. Niemcy płacili polskim dzieciom za przyprowadzanie owczarków, które były przydatne dla wojska. Kiedy jednak chłopcy zobaczyli, jak niemieccy żołnierze szczują psa, a następnie go zabijają, przestali przyprowadzać zwierzęta. Tę historię opowiedział napotkany w czasie Kaliszobrania jeden z mieszkańców, właściciel budynku nazywanego popularnie „Szagówką” (ze względu na jego kształt). Niestety jest to już budynek do rozbiórki, w którym od ponad 10 lat nikt nie mieszka. To właśnie tam swoje CKM-y rozstawili Sowieci, którzy odbijali Kalisz z rąk Niemców w 1945 roku. Jak wskazywał Piotr Sobolewski, Rosjanom udało się zabić jednego z uciekających Niemców, który przez długi czas stał oparty o jeden z filarów, walcząc o życie.
Ze stromej Garncarskiej uczestnicy trafili w nieco mniej stromą ulicę Warszawską. Niegdyś była ona znacznie bardziej nachylona (o czym świadczą schodki prowadzące do tamtejszych budynków), lecz złagodzono tę krzywiznę. Wozy wyjeżdżające z Kalisza, ze względu na nachylenie, musiały być ciągnięte przez dwie pary koni, z kolei te zjeżdżające musiały być wyposażone w hamulce mechaniczne. – Szczególnie ciężko było zimą, kiedy cała droga była oblodzona – opowiadał Piotr Sobolewski. Potem Kaliszobranie podążyło ulicą Winiarską (przed powstaniem ul. Łódzkiej był to główny trakt prowadzący do miasta od wschodu), zatrzymało się przy nowej inwestycji FB Antczak przy ul. Łódzkiej 7 i zakończyło spacer na moście nad Kanałem Bernardyńskim, przez Chodyńskiego nazywanym czerwonym ze względu na czerwone barierki i fakt, że gromadziło się tam „czerwone” harcerstwo. Dziś barierki mostu są niebieskie. Pod mostem uczestnicy spostrzegli nutrię, która na moment przejęła zainteresowanie gawiedzi – dopiero po chwili Piotr Sobolewski mógł oficjalnie zakończyć kolejne już Kaliszobranie.