Krótka Historia Kaliskich Spotkań Teatralnych cz. 4
Spis treści:
PROLOG
Pierwsze koty za płoty – tegoroczne, 63. już Kaliskie Potkania Teatralne rozpoczęły się wyjątkowo wcześnie. Pierwsze przedstawienie odbyło się jako prolog na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach już 22 kwietnia 2023 roku. Teatromani mogli udać się na sztukę autokarem. Taka formuła mi się podoba, ponieważ wprowadza na widownię nową publiczność, a przez to KST stają się imprezą coraz bardziej znaną i jeszcze bardziej rośnie jej ranga. Myślę sobie – dlaczego by nie? Nie byłoby w tym przecież nic dziwnego, gdyby na przykład 65. z kolei „Spotkania” rozpoczynały się sztuką w Teatrze Narodowym w Warszawie, a może, z uwagi na samego Bogusławskiego i jego ogromne zasługi dla rozwoju Teatru Narodowego, nawet powinny.
„Łaskawe” to sztuka, która powstała na podstawie jednej z najbardziej kontrowersyjnych i najgłośniejszych powieści XXI wieku i to w inscenizacji Marii Kleczewskiej – jednej z najważniejszych europejskich reżyserek, nagrodzonej „Srebrnym Lwem” na biennale teatru w Wenecji.
Maximiliana Aue, byłego nazistowskiego oficera, biorącego udział w bezlitosnej eksterminacji ukraińskich Żydów, a dziś statecznego dyrektora fabryki, nawiedzają duchy przeszłości. Jak uciec przed Eryniami, antycznymi boginiami zemsty, które nie są niestety łaskawe? Zwłaszcza, gdy próbujemy je przekonać, że masowe ludobójstwo, to skomplikowany zbiór reguł prawnych, ekonomicznych i biurokratycznych, dla których życie pojedynczego człowieka ma niewielkie znaczenie. Jest to spektakl, trwający niemal cztery godziny i przywołujący miejsca, w których mordujących niemieckich faszystów zastąpili dziś rosyjscy.
No, ale cofnijmy się do początku, do samego początku.
AKT PIERWSZY
U progu historii naszego teatru miłośnicy i wielbiciele sztuk wystawianych w Kaliszu przyjeżdżali na przedstawienia z miasta i z okolicy. Przybywali tłumnie do skleconej naprędce budy, siadając na niewygodnych ławach, czasem, jak w roku 1805, wypożyczonych za dodatkową opłatą krzesłach.
Publiczność kaliska w pierwszych sezonach ubiegłego stulecia entuzjazmowała się operetką, obdarzając swoich ulubieńców wieńcami, kwiatami i prezentami. Zwolennicy wysokiej i elitarnej kultury, rzecznicy poważnego repertuaru bardzo się gorszyli takimi objawami zainteresowania lekką, podkasaną muzą. Z czasem zmieniały się obyczaje i gusta publiczności. Sztuka próbowała za tymi gustami nadążać i wydaje się, że twórcom teatralnym od samego początku w naszym mieście doskonale się to udawało, skoro przetrwał ten teatr do dzisiaj. Widać tu ogromny upór i determinację mieszkańców, żeby w Kaliszu mieć teatr. Najpierw jakikolwiek teatr, a potem dobry teatr. Czekano niecierpliwie na przyjazd trupy, kompanii, towarzystw aktorów i witano ich zawsze radośnie, by oklaskiwać przez tygodnie albo odwrócić się zaledwie po kilku przedstawieniach, fundując najwyżej wyjazd do następnego miasta. Kaliszanie okazywali to żarliwe pragnienie posiadania własnego teatru od zawsze, poczynając od Bogusławskiego, który pierwszy jak najtrafniej odgadł te piękne ambicje mieszkańców. Zamierzał się tutaj właśnie osiedlić i stąd organizować objazdy teatralne.
Urodzony 9 kwietnia 1757 roku w Glinnie pod Poznaniem, był synem Leopolda – rejenta ziemskiego i Anny z Linowskich. Kształcił się w konwikcie pijarskim w Warszawie, gdzie zetknął się z czołowym wówczas w Polsce teatrem szkolnym. Następnie, dla nabrania ogłady i nabycia dobrych manier, przebywał na dworze biskupa krakowskiego -Kajetana Sołtyka. Tam uczestniczył w przedstawieniach amatorskiego teatru dworskiego. Następnie zaciągnął się do służby w gwardii narodowej. Od roku 1778, wbrew jednak woli ojca, związał się na stałe z teatrem. Był najbardziej ceniony jako aktor, ale najważniejsze zasługi posiada w organizowaniu życia teatralnego w kraju. Przez okres 30 lat, pełniąc funkcję dyrektora teatru w Warszawie, Wilnie i we Lwowie, powołał do życia scenę polską w kilku ośrodkach i utrwalił jej byt, walcząc z konkurencją cudzoziemskich zespołów teatralnych. Do Kalisza przybył w końcu lipca 1800 roku i spotkał się wtedy z ogromnym entuzjazmem kaliszan. Od pierwszego razu rozpoczął się ciąg niemal corocznych występów zespołu Teatru Narodowego w okresie Kaliskich Jarmarków Świętojańskich (koniec czerwca). Gromadziły one bliższą i dalszą społeczność z okolic dla celów handlowych i towarzyskich. Cała Ziemia Kaliska wyznaczała sobie w tym czasie spotkania. Wśród licznych imprez największa atrakcję stanowiły spektakle teatralne. W Kaliszu występowali najwybitniejsi ówcześni aktorzy polscy, jak na przykład Józefa Ledóchowska, Agnieszka Truskolaska, Alojzy Żółkiewski czy L. A. Dmuszewski. Debiutowała tu również piętnastoletnia córka dyrektora Rozalia (1802).
Gdy W. Bogusławski po raz ostatni przyjechał do naszego miasta, „Kalisz – jak donosił Kurier Warszawski z 1823 roku – otworzył mu swe serca i w radosnych oklaskach, którymi przy pierwszym ukazaniu się na scenie został przywitany, znalazł dowód nieobojętny powszechnej wdzięczności rodaków, do której za tyloletnie zasługi ma prawo”.
Po utracie przez nasz kraj niepodległości, w trosce o atrakcyjny repertuar w języku polskim, „ojciec sceny narodowej” napisał ok. 80 utworów. W większości były to przekłady i przeróbki z literatury powszechnej. Największą popularność zdobyła opera komiczna „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” (1794) z muzyką Jana Stefaniego. Spośród innych na uwagę zasługują: „Henryk VI na łowach” (1792) – pierwsza polska komedia historyczna, napisana prozą oraz komedia satyryczna „Spazmy modne, czyli tegowieczne małżeństwo” (1797). Wprowadził on na scenę polską Szekspira. „Hamleta” przełożył sam z adaptacji niemieckiej. W. Bogusławski wywarł duży wpływ na rozwój sztuki aktorskiej. W 1811 roku założył w Warszawie pierwszą polską szkołę dramatyczną. Następnie wydał podręcznik gry aktorskiej „Dramaturgia” w dwóch częściach: 1 – „Nauka sztuki scenicznej”, 2 „Mimika”. Swój dorobek pisarski zawarł w 12 tomach „Dzieł dramatycznych”, wśród których znalazł się jego pamiętnik „Dzieje Teatru Narodowego”. Po raz ostatni artysta pojawił się na scenie 20 listopada 1827 roku. Zmarł w Warszawie 23 lipca 1829 roku. Pochowany został na Powązkach.
W 1870 roku zaczęła ukazywać się gazeta „Kaliszanin”, która prowadziła stałą rubrykę teatralną. Przyczyniało się to do podnoszenia świadomości i podtrzymywania tradycji teatralnej w Kaliszu, a dzięki wystawianym przez teatr sztukom, widzowie mieli nie tylko rozrywkę, ale też rosła ich świadomość narodowa i patriotyczna. Burzliwe wydarzenia rewolucyjne w 1905 roku przeniknęły także na salę teatralną i włączyły sztukę w nurt dziejących się wydarzeń. „Fala rewolucji rozlała się szeroko po całym Kaliszu: na przedmieściach Tyńca i Rypinku doszło do starć i demonstracji, trwały strajki w szkołach i w zakładach przemysłowych, odbywały się manifestacje”.
Oto wspomnienia organizatora kaliskiej komórki PPS Jana Michalskiego, opublikowane w „Gazecie Kaliskiej” nr 235 z 1907 roku, które Stanisław Kaszyński przytacza w swojej książce „Dzieje Sceny Kaliskiej”: „PPS potrzebowała pieniędzy, uradziliśmy przeto, ażeby celem zdobycia środków urządzać przedstawienia w miejskim teatrze. Porozumieliśmy się z dyrekcją i artyści, znając cel, ofiarowali się grać bezpłatnie. Strajkująca młodzież (musiało się to dziać z początkiem lutego 1905 roku) z nadzwyczajnym zapałem sprzedawała po domach bilety. Grano sztukę Przybyszewskiego „Śnieg”. Teatr był zapełniony ponad normę, nastrój panował uroczysty, wprost niebywały; postanowiliśmy więc z tego skorzystać i oto – przed rozpoczęciem drugiego aktu, gdy światło na widowni już zgaszono, a kurtyny jeszcze nie podniesiono – rozlega się donośny, gromki okrzyk z galerii: „Precz z caratem, niech żyje niepodległość Polski, niech żyje PPS!”, i pada z góry na wystraszoną publiczność deszcz w postaci proklamacji pepeesowskich. Zdawało się, że nastąpi panika, gdyż wiele osób zerwało się z miejsc, lecz w tym momencie jak gdyby nic podnosi się kurtyna i rozpoczyna gra”.
W czasie burzenia przez Niemców w 1914 roku Kalisza, spalono również budynek kaliskiego teatru, ale mimo braku sceny i mimo trwającej wojny, życie teatralne Kalisza nie zamarło. Do naszego miasta zjeżdżały zespoły, grające sztuki w pomniejszych lokalach. Już pod koniec 1918 roku podjęto decyzję o jego odbudowie, którą zakończono w 1936 roku. W 1920 r. rozpoczęto budowę obecnego gmachu, która trwała 16 lat. Nowy teatr otrzymał imię „Wojciecha Bogusławskiego”. Warto było poczekać na nowy teatr. Po pierwsze dlatego, że moim zdaniem obecna bryła teatru jest jedną z najpiękniejszych w Polsce, a po drugie powstałe później „Kaliskie Spotkania Teatralne” stanowią przykład, że w nawet mało znaczącym w skali kraju ośrodku miejskim, dzięki inwestycjom w kulturę i zaangażowaniu można „stworzyć” imprezę o znaczeniu ogólnopolskim, w której uczestniczyć będą mieszkańcy. I to uczestniczyć nie dlatego, że impreza jest za darmo albo dlatego, że sponsorzy rozdają upominki.
AKT DRUGI
„-Dzień dobry jesteśmy z Łodzi. Czy ktoś mógłby podbić nam delegację? Dojechało nas autokarem 13 osób. Macie dzisiaj próby?
-Tak o 18-tej i jutro o 10-tej…”
Ruszyła machina tegorocznych „Spotkań”, choć tak naprawdę kręci się ona o wiele dłużej niż czas, w którym trwa sama impreza. Tegoroczny Ogólnopolski Festiwal Sztuki Teatralnej, a tym samym 63. Kaliskie Spotkania Teatralne, rozpoczęły się oficjalnie 6 maja o godz. 18.30 na dużej scenie kaliskiego teatru.
Pierwszy dzwonek… poruszenie wśród licznie przybyłych na tę uroczystość gości, ale i organizatorzy w największym skupieniu oczekują na moment otwarcia festiwalu. Jeszcze ostatnie sprawdzanie czy wszystko jest „dopięte na ostatni guzik”, jeszcze kilka uwag organizacyjnych w stronę przedstawicieli mediów, jeszcze kilka słów do telefonu, jeszcze upewnienie się, że wszyscy i wszystko jest na swoim miejscu.
Drugi dzwonek… Widzowie zajmują miejsca, a organizatorzy rozpoczynają tegoroczne „Spotkania”. Cisza… Na deski „Bogusławskiego” wchodzi dyrektor teatru – Pan Bartosz Zaczykiewicz, po czym wita przybyłych gości, przywołując łacińską sentencję – Omne Trinum Perfectum – wszystko co potrójne jest doskonałe. „Widząc dzisiaj pełny teatr wierzę, że trud włożony w tę imprezę ma sens”. Padły słowa powitania i podziękowania dla osób i instytucji, które wspomogły to wyjątkowe wydarzenie, to święto, które odbywa się w naszym mieście już po raz 63.
Jak poinformował gospodarz kaliskich „Spotkań”, tegoroczny festiwal jest wyjątkowy, ponieważ wystawiono 16 spektakli i 20 prezentacji. Nigdy nie było tak dużego festiwalu. W tym roku ufundowano po raz pierwszy nowe wyróżnienie, a jest nim statuetka „Wojciecha” i Nagroda Honorowa Macieja Prusa dla najlepszego reżysera. Maciej Prus, oprócz ogromnych zasług dla teatru w Polsce, był w latach 1970-1972 zatrudniony jako reżyser w kaliskim teatrze, pracując wtedy u boku Izabeli Cywińskiej i – jak podkreślił Pan dyrektor – jest on najlepszym ambasadorem Kalisza w Polsce. W skład Jury tegorocznych 63. KST weszli: Jagoda Hernik-Spalińska – teatrolog, historyk teatru, krytyk, dramatolog, profesor w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie w Pracowni Teatru, a od listopada 2019 roku redaktor naczelny tygodnika–portalu „teatrologia.info”; Maja Pankiewicz – aktorka teatralna i filmowa, związana na stałe z Teatrem Studio w Warszawie, współpracująca z Teatrem Ludowym i Teatrem Starym w Krakowie, która otrzymała m.in. Grand Prix 62. Kaliskich Spotkań Teatralnych (a także nagrodę publiczności dla NajBogusławskiej Aktorki 62. KST); Janusz Majcherek – m.in. historyk teatru, nauczyciel akademicki i dramaturg, od 1986 r. jest wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, obecnie Akademii Teatralnej w Warszawie; Bogdan Tosza – m.in. absolwent krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego, dwukrotnie piastował funkcję dyrektora teatrów, pracował w teatrze i operze, w radiu i telewizji w Polsce i za granicą. Wyreżyserował ponad 60 przedstawień, wykładowca na dwóch renomowanych uczelniach.
Widać, że są to ludzie, którzy dobrze znają się na teatrze – doświadczeni profesjonaliści. Myślę, że możemy spokojnie zdać się na ich werdykt. Odegrano hymn festiwalowy, który w przeszłości skomponował Janusz Stokłosa. Zabrzmiało uroczyście, ale nie pompatycznie i w końcu… „Chciałem być” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. Opowieść o życiu Krzysztofa Krawczyka ukazana w sposób komediowy, a zaprezentowana przez Teatr Powszechny z Łodzi. 3,5 godziny bardzo dobrej rozrywki, doskonała rola Mariusza Ostrowskiego odgrywającego i wyśpiewującego główną rolę w tym przedstawieniu. Spektakl zaskakuje formą przekazu, chociaż zastosowano podobne techniki audiowizualne, jakie czasami stosuje również nasz kaliski zespół teatralny – nie były one zatem dla mnie żadnym zaskoczeniem. Muszę przyznać, że piosenki w tym przedstawieniu chwytały chwilami za serce, a to dzięki wspaniale odegranej roli nieodżałowanego Krzysztofa Krawczyka przez utalentowanego wszechstronnie aktora – Mariusza Ostrowskiego. On to właśnie, wraz z całą ekipą Teatru Powszechnego z Łodzi, „skradł show” tego wieczoru. Grę aktorów doceniła publiczność, nagradzając przedstawienie długimi, gromkimi oklaskami.
W czasie trwania festiwalu wydawana jest gazetka „Spotkalnik”, w której czytelnicy mogą dowiedzieć się czegoś więcej o aktualnie granych sztukach, poczytać wywiady z aktorami i „przelecieć” podczas antraktu felietony i ciekawostki związane z teatrem. Mogą też poczytać o plotkach, skandalach i ekscesach. Dodam, że widzowie biorą udział w wyborze NajBogusławskiego aktora i aktorki, wypełniając ankiety.
Halkę wystawił Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej z Krakowa. Sztukę wyreżyserowała Anna Smolar. Ten 3,5-godzinny spektakl, choć może kojarzyć się nam z historią, to tak naprawdę jest na wskroś współczesny, a powiedziałbym nawet, że nowoczesny, może nawet bardzo nowoczesny. Jest tak może nie w treści, ale w formie na pewno. Na scenie jest dużo ruchu, tańca, muzyki, a w ich tle rozgrywają się dramaty indywidualne, rodzinne, społeczne. Wszystko to przyprawione dowcipnym komentarzem, doskonałą sztuka aktorską, która odbywa się tutaj na wielu poziomach: merytorycznym, artystycznym, estetycznym, społecznym, politycznym czy moralnym. Każdy widz zobaczył prawdopodobnie w tej sztuce coś innego. W tle dialogów i komentarzy rozgrywa się akcja pokazana w formie nieustającej mimiki i tańca. Aktorzy mają okazję zabłysnąć wszystkimi swoimi talentami i umiejętnie z tego korzystają. Widz odnosi wrażenie, że każdy z aktorów chce maksymalnie pokazać wszystkie swoje zdolności oraz umiejętności i doskonale to wszystko się zgrywa. Chwilami zacierała mi się fikcja z rzeczywistością i tak było, gdy nagle Dziemba przerywa dialog i ogłasza, przeklinając siarczyście, że pękły mu na tyłku spodnie po czy odwraca się i schodzi ze sceny w pękniętych na tyłku spodniach.
AKT TRZECI
Po zakończonych spektaklach każdego wieczoru w klubie festiwalowym Kontrabas Club Cafe, znajdującym się na tyłach teatru, odbywają się spotkania z aktorami i reżyserami. Odkrywane są arkana sztuki aktorskiej, trwają dyskusje i polemiki, roztrząsane są dylematy. A to na przykład czy powinno się grać Płatonowa po napaści Rosji na Ukrainę? Konkluzją jednego z aktorów Teatru Śląskiego było to, że Anton Czechow nie ma nic wspólnego z tą wojną, a bohaterowie sztuki są neutralni – ani dobrzy ani źli, a poza tym w powieściach tego autora w największej nawet ciemności pojawia się promień słońca, promień nadziei. Dodam od siebie, że to właśnie ten rosyjski dramatopisarz protestował przeciwko złu. W 1889 roku pojechał na Sachalin, gdzie napisał kolejne już swoje buntownicze dzieło przeciwko nieludzkiemu traktowaniu zesłańców, a przecież zesłańcami byli również Polacy. Światowy rozgłos zyskały dramaty Czechowa, pokazujące tragizm życia zwykłych, przeciętnych ludzi.
Aktorzy wspominają jak po kilku tygodniach prób, kiedy nadeszła wiadomość o wojnie, wszyscy przeżyli szok i wcale się temu nie dziwię tym bardziej, że narracja oficjalnych mediów była wtedy taka, że należy za tę decyzję polityczną władz obciążyć całe społeczeństwo rosyjskie. Doskonale pamiętam rozmowę z 2018 roku z pewnym Rosjaninem przygodnie poznanym w Moskwie, który był już wtedy w podeszłym wieku. Siedzieliśmy na ławce i dyskutowaliśmy o polityce. Zapytałem go wtedy, co sądzi o zajęciu Krymu przez jego rodaków? Odpowiedział mi w ten sposób: „Po co oni się tam pchają? Tyle mamy ziemi na wschodzie. Popatrz – mówi do mnie – taka mała Holandia, a jaka bogata. U nas nie ma gospodarzy, a rządzącym ciągle mało i mało.”
Z ust aktorów słychać słowa wielkiego uznania dla Pani reżyser Małgorzaty Bogajewskiej. Padają stwierdzenia, że pracować z kimś takim, to dar od Boga. Pani reżyser odwzajemnia się stwierdzeniem, że uznanie należy się całemu zespołowi i podsumowuje słowami „my po prostu cholernie lubimy ze sobą pracować”. Aktorzy zdradzają tajniki warsztatu, odpowiadają na pytania, nawiązują nowe kontakty. Tak było na przykład podczas dyskusji po zakończonym spektaklu „Chciałem być”, który opowiadał o życiu i twórczości Krzysztofa Krawczyka. Toczy się kolejna rozmowa z aktorami Łódzkiego Teatru Powszechnego z Łodzi. Tak się złożyło, że niedługo przed występem w Kaliszu dwie aktorki, które miały również zagrać w „Krawczyku”, z przyczyn zdrowotnych musiały zrezygnować z występu. Zastąpiły je w ostatniej chwili dwie inne młodziutkie aktorki. Wspominają one zaraz po występie: „To był ogromny podwójny stres, bo po pierwsze nie jest łatwo grać w obcym teatrze tego rodzaju sztuki, a po drugie miałyśmy bardzo, ale to bardzo mało czasu na przygotowanie, a sztuka – jak sami państwo widzieli – jest niezwykle dynamiczna i przez to wymagająca ogromnego wysiłku i koncentracji. Stały zespół grał dzisiaj to przedstawienie prawie 50 raz, a my niestety musiałyśmy posiłkować się ściągami. Kto, gdzie, w jakim momencie ma wypowiedzieć jaką kwestię, a następnie przebiec za sceną, przebrać się, wyjść z drugiej strony i wypowiedzieć lub zagrać inną. Scenę można nagrać na video i wielokrotnie ją oglądając zapamiętać, ale za kulisami szykuj się na wojnę, bo tu jest prawdziwy Wietnam. U siebie możemy grać po ciemku, ale tu są inne odległości, w innych miejscach lub w inny sposób ustawione są rekwizyty, a w czasie trwania sztuki liczą się nawet centymetry. Tutaj samochód Krzysztofa stoi na scenie, a u nas wpuszczony jest w podłogę. To diametralnie zmienia cały układ sceniczny. Nie możemy go obejść, musimy przebiec za kulisami na drugą stronę sceny.” Młode aktorki grające w zastępstwie przyznają, że miały ściągi ukryte w staniku. W staniku, bo to jedyny fragment stroju, którego aktorka nie przebiera w czasie spektaklu. Ale co by nie mówić, była to przygoda życia.
W historii Krawczyka przegląda się cała Polska. Reżyser, aby uniknąć patosu, zdecydował się na pewien rodzaj pastiszu i przez to „spuścił trochę powietrza”. Sztuka – moim zdaniem – ma duże szanse, żeby stanąć na podium tegorocznych „Spotkań”. Dość wiernie odtworzona ścieżka dźwiękowa, co w takiej sztuce ma niebagatelne znaczenie. Poczucie humoru, dynamika akcji. Może trochę za dużo Koterskiego, a może w ogóle nie potrzebne zapożyczenia językowe z ”Dnia Świra” – to jedyny mały szczegół, który mi tu nie pasował. Na koniec zespół otrzymał niecodzienną propozycję od jednego z gości, z którym akurat siedziałem przy stoliku. Otóż sympatyczny pan okazał się dyrektorem jednego z teatrów w Chicago i tam właśnie zaprosił ekipę grającą „Chciałem być” na występy. Stwierdził, że Krzysztof Krawczyk mieszkał w Chicago, tam śpiewał i tam jest znany i lubiany. Widzi sztukę jako otwartą, mającą szansę na sukces za oceanem. Pochwalił się, że wystawiają ponad 500 przedstawień rocznie, stwierdził, że w Stanach nie ma Ministerstwa Kultury i że tam masz wszystko albo nic, ale czytelnicy Latarnika to wiedzą i potraktują tę informacje tylko jako odnotowanie faktu.
AKT CZWARTY
Kolejne rozmowy, w których uczestniczyłem dotyczyły spektaklu w reżyserii Adama Orzechowskiego pt. „Sceny z egzekucji”, który wystawiła ekipa Teatru Wybrzeże z Gdańska. Spektakl ten potwierdza słowa dyrektora naszego teatru – Pana Bartosza Zaczykiewicza, który zwracając się do czytelników Latarnika poprzez moją osobę stwierdził, że w tym roku „spotkania są bardzo mocne”, a tym samym, że słabych przedstawień nie będzie. I rzeczywiście kolejny spektakl, który miałem okazję obejrzeć opinię tę potwierdza. Podczas „spotkań” pospektaklowych, które tym razem odbyły się w teatralnej „Malarni”, aktorzy Teatru Wybrzeże stwierdzili, że dzięki zadaniom, jakie są im stawiane na co dzień, są w stanie jako zespół podołać każdemu wyzwaniu. Panuje nad tym reżyser, który dba również o to, aby aktorzy wciąż się rozwijali. „Oni dojrzewają w tym procesie i tak naprawdę stają się dzięki temu trochę innymi ludźmi. Przyglądam się tej zbiorowości jako dyrektor i jestem dumny z ich rozwoju. Sam staram się oglądać młodych aktorów w szkole aktorskiej czy reżyserskiej. Jesteśmy żywym organizmem, grupą ludzi, która chce ze sobą być i chce ze sobą pracować. Sam ciągle coś zmieniam, modyfikuję – to jest proces.” Trwa dyskusja, o czym jest ta sztuka i jaki jest jej sens, a jest to moim zdaniem sztuka z głębokim morałem, dotyczącym władzy i wykorzystywania jej do osiągania doraźnych często celów. Poza tym szokująca ze względu na zastosowane środki wyrazu. Reżyser przeciwstawia sobie ludzi reprezentujących najwyższe władze państwowe, wojskowe i duchowne z artystką, która nie chce spełnić ich oczekiwań, co do treści zamówionego obrazu. Kontrast ten wydaje się jeszcze bardziej uderzający, gdy wystrojony w uroczysty strój Doża obnaża artystkę z jej odzienia, by w ten sposób pozbawić ją godności.
Spotkania z aktorami prowadzi Jacek Wakar – krytyk teatralny, dziennikarz, publicysta, były kierownik redakcji publicystyki kulturalnej „Dwójki” Polskiego Radia oraz szef działów kultury „Dziennika Polska-Europa-Świat” i „Przekroju”, a także juror wielu krajowych i międzynarodowych festiwali teatralnych oraz Warszawskiej Premiery Literackiej. Prowadzi on autorski blog „Zdania Wakara” pod adresem jacekwakar.pl
***
Fragmenty publikacji prasowych dt. KST opublikowane w gazecie „Ziemia Kaliska”, a także na podstawie książki pt. „180 lat Sceny Narodowej w Kaliszu”, wydanej przez Państwowy Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.
Wykorzystano fragmenty książki pt. ”Dzieje Sceny Kaliskiej” autorstwa Stanisława Kaszyńskiego oraz fragmenty z publikacji „Calisiana w Filatelistyce”, autorstwa Jerzego Bielawskiego wydanej w 2000 roku.
Fot.: udostępnione czytelnikom Latarnika przez Panią Marcelinę Hermann – osobę odpowiedzialną w Teatrze za kontakt z mediami.