Stokado
baner_FBAnt
Baner AWS

Ks. Paweł Nowacki: „Kard. Wyszyński mówił, żebyśmy byli jak orły”

Z okazji dzisiejszej beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego, nazywanego Prymasem Tysiąclecia, zachęcamy do lektury rozmowy z ks. Pawłem Nowackim, wikariuszem kaliskiej parafii katedralnej pw. św. Mikołaja, znawcą życia i nauczania nowego polskiego błogosławionego. Nasz gość przybliżył nam kaliskie wątki w działalności i życiu kard. Wyszyńskiego. Czy Prymas Wyszyński cieszyłby się z utworzenia diecezji kaliskiej? Jak zachowałby się wobec obecnych wyzwań Kościoła? Czy miałby dziś swój kanał na YouTubie? Dlaczego powinniśmy być jak orły? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znajdziecie w wywiadzie!

Mateusz Walczak: Zacznijmy od tego, skąd u Księdza takie zainteresowanie osobą oraz nauką księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego? 

Ks. Paweł Nowacki: Wszystko zaczęło się w seminarium. Oczywiście wcześniej kard. Wyszyński był dla mnie postacią znaną, ale tylko z imienia i nazwiska. Wiedziałem, że walczył z komunizmem oraz że jest nazywany Prymasem Tysiąclecia. Natomiast podczas jednych z pierwszych rekolekcji w czasie pobytu w seminarium (to był pierwszy albo drugi rok) wziąłem „Zapiski więzienne”, a później już poszło lawinowo. Gdy wejdzie się w tą duchowość, łatwo zrozumieć, że to nie jest tylko posągowa postać, która przewodziła Kościołowi katolickiemu w Polsce. Był to człowiek, który miał coś do powiedzenia, nie tyle swoim słowem, choć ono też jest piękne i głębokie, ale swoją osobowością. Prymas Stefan Wyszyński stał się niedoścignionym wzorem na moje kapłaństwo. Mimo, że wszyscy wokół dziwili mi się, czemu sięgam do nauczania z okresu PRL, że jest to zamierzchła epoka, do której nie warto wracać, że są nowe autorytety duchowe. A teraz okazuje się, że cała wiedza jest bardzo przydatna, dzielę się z nią z innymi i mam pełną świadomość, jak ważnym wydarzeniem dla Polaków będzie beatyfikacja kard. Wyszyńskiego.

W dniu publikacji wywiadu odbywa się beatyfikacja tego wielkiego Polaka. TO dobry moment, by porozmawiać o związkach kard. Wyszyńskiego z Kaliszem, z południową Wielkopolską. Czy Prymas odwiedzał nasze okolice? 

Tak, bywał kilkakrotnie w Kaliszu, ale także w okolicach. Nie ma się co dziwić, gdyż jako Prymas Polski wziął na siebie odpowiedzialność za cały Kościół w Polsce i bardzo chciał się pojawiać tam, gdzie był potrzebny. Natomiast z Kaliszem był dodatkowo związany, gdyż był kapłanem diecezji włocławskiej: stamtąd się wywodził, we Włocławku ukończył seminarium, a Kalisz był poniekąd sercem tej diecezji z racji patrona miasta, św. Józefa, do którego kapłani chętnie przyjeżdżali. Kard. Wyszyński uczestniczył kilkukrotnie w pielgrzymkach duchowieństwa polskiego upamiętniające męczeństwo w Dachau, które odbywały się w Kaliszu regularnie od zakończenia II wojny światowej. Wśród kapłanów umęczonych w Dachau było wielu przyjaciół i kolegów Wyszyńskiego z czasów seminaryjnych.

Choć kard. Wyszyński przeżył wojnę, to jednak prześladowania czekały na niego w okresie PRL.

Kardynał Wyszyński zanotował w „Zapiskach Więziennych” z czasów internowania (1953-1956), że kiedyś jeden z profesorów w seminarium zapowiedział, że w ich tonsury (wtedy jeszcze księża wycinali je sobie na głowach) będą wbijane gwoździe. Stefan Wyszyński zrozumiał dopiero wtedy, że poprzez swoje internowanie czy wręcz więzienie dołączył do swoich kolegów, którzy przeżyli lub zginęli w obozach koncentracyjnych. Wtedy on też stał się prześladowany za Chrystusa i poczytywał sobie to za zaszczyt. Dlatego był mocno związany ze środowiskiem księży dachauczyków i przybywał do Kalisza m.in. na uroczyste poświęcenie kaplicy poświęconej męczeństwu polskich kapłanów, która znajduje się w podziemiach Sanktuarium św. Józefa. Podkreślał wówczas, że krew męczenników i duchownych uświęciła Kościół w Polsce.

Inne okazje do odwiedzenia Kalisza to m.in. konsekracja kościoła Opatrzności Bożej przy ul. Polnej, gdzie dziś posługują ojcowie orioniści. Ale kard. Wyszyński bywał nie tylko w Kaliszu. Odwiedzał podkaliskie Niedźwiady u sióstr karmelitanek. Jednym z najważniejszych wydarzeń w okolicy była koronacja obrazu Matki Bożej w Skalmierzycach. Prymas Wyszyński był wielkim czcicielem Maryi. A na terenie całej obecnej diecezji kaliskiej koronował także kilka innych wizerunków Matki Bożej, m.in. w Lutyni czy w Golinie. Zresztą z północną częścią naszej diecezji też był mocno związany, gdyż ona niegdyś należała do archidiecezji gnieźnieńskiej, gdzie był pasterzem, stąd często przyjeżdżał np. do Jarocina. Tamtejsi wierni mogą być mu wdzięczni za budowę kościoła Chrystusa Króla.

Dodałbym jeszcze, że kard. Wyszyński bywał często w Stawie Kaliskim z okazji zjazdów koleżeńskich z czasów seminarium. 

Dokładnie tak. Te okolice nie były mu obce. Przyjeżdżał tutaj jak do siebie. Tak jak już powiedziałem, Kalisz był sercem diecezji włocławskiej, a pamiętajmy, że w roku 1981, gdy kard. Wyszyński umiera, nie istniała jeszcze samodzielna diecezja kaliska. Choć trzeba podkreślić, że Kalisz był ważnym ośrodkiem religijnym.

Pewne pomysły wysuwali w tej sprawie także m.in. biskupi włocławscy, ale na przeszkodzie jakimkolwiek dużym zmianom stanęła niekorzystna sytuacja polityczna w tym okresie. 

Dopiero w 1992 roku diecezja kaliska została utworzona, więc kard. Wyszyński za swego życia nie doczekał jej powstania. A szkoda, bo zapewne by się cieszył, że Kalisz doczekał takiego wyróżnienia. Jako kapłan włocławski (taki napis widnieje np. na pomniku Wyszyńskiego przed katedrą włocławską) był mocno związany z Kaliszem i myślę, że Prymas byłby szczęśliwy, że w tym mieście jest serce diecezji, że posługę sprawuje biskup kaliski. Podkreślę jeszcze, że kard. Wyszyński odwiedził w roku 1974 obecnej katedrę kaliską, w której aktualnie posługuję. To wydarzenie upamiętnia okolicznościowa tablica na murach kościoła.

Co takiego jest spuścizną kard. Wyszyńskiego, o czym warto pamiętać z okazji jego beatyfikacji? Do czego Kościół XXI wieku może nawiązywać do Kościoła z czasów Prymasa Wyszyńskiego? 

Myślę, że można to opisać w trzech kluczach. Pierwszy z nich to człowiek. Kard. Wyszyński zawsze dostrzegał drugiego człowieka. I myślę, że tego właśnie dziś brakuje Kościołowi w Polsce, że zagubił się w swojej masowości, a często nie dostrzeżona jest jednostka, człowiek, który potrzebuje Boga, towarzyszenia w drodze wiary. Prymas Tysiąclecia świetnie to wyczuwał. Gdy czyta się wspomnienia ludzi, którzy z nim współpracowali, kardynał w każdej rozmowie był oddany w zupełności rozmówcy. On nie zajmował się innymi sprawami, nie przeglądał dokumentów, nikt mu nie mógł przeszkadzać, bo on był skupiony na człowieku, na jego problemie. To było dla niego spotkanie Boga w drugim człowieku. Myślę, że dobrze, że jest on beatyfikowany z matką Różą Czacką, choć ma to także dużo oponentów, gdyż ona była taka sama – przede wszystkim widziała człowieka i w nim dostrzegała Boga. Służba drugiemu człowiekowi oznaczała dla nich służbę Bogu. Można to określić kluczem indywidualizacji człowieka w sferze duszpasterstwa.

A drugi filar?

Druga sprawa to na pewno radykalizm wiary. W jego życiu było niezwykle silne odwołanie do słów z Ewangelii św. Mateusza: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.” I koniec kropka! Oczywiście w pierwszej kolejności przejawiało się to w walce z komunizmem i tak my to odbieramy. Ale on był taki radykalny w swojej duchowości, w przeżywaniu swojej wiary. Fascynujące jest to, że gdy trafił do miejsca internowania, pierwszą jego czynnością było opracowanie sobie programu życia duchowego: konkretne godziny pobudki, Mszy świętej, modlitwy, różańca, rozmyślań, itd. A musimy pamiętać, że przebywał w miejscach, które charakteryzowały się fatalnymi warunkami bytowymi: zimą śnieg wpadał do wnętrza jego pokoju, było zimno i wilgotno, pomieszczenia nie były szczelne, ponadto był całkowicie inwigilowany i podsłuchiwany. To wszystko bardzo mocno odcisnęło się na jego zdrowiu. Pomyślmy: w takich okolicznościach można się załamać, chociaż przez kilka dni, przecież został aresztowany i wyrwany ze swojego domu w środku nocy i momentalnie znalazł się w innym miejscu. Został odcięty od możliwości sprawowania swojej posługi, od swoich spraw, a przecież był wówczas biskupem w dwóch dużych archidiecezjach: warszawskiej i gnieźnieńskiej. Opracowanie takiego planu dnia, a później trzymanie się go, utrzymało jego hart ducha i kondycję psychiczną. Często powtarzam moim kolegom kapłanom, że jest to wzór dla nas kapłanów, gdyż żyjemy w niezwykle dynamicznym świecie, zupełnie innym niż ten z połowy XX wieku, stąd tym bardziej uporządkowany harmonogram dnia jest niezwykle istotny.

Proszę powiedzieć jeszcze o trzecim, ostatnim słowie-kluczu.

Trzecim kluczem nauczania kard. Wyszyńskiego jest patriotyzm. W dzisiejszych czasach tak bardzo boimy się łączyć Kościół z Ojczyzną i jej sprawami. Boimy się mówić o tym, że Kościół jest dla Polski od samego początku czymś bardzo istotnym, wręcz państwotwórczym. Boimy się w imię poprawności politycznej, że Kościół nie może wypowiadać się o sprawach państwa. Oczywiście, nie twierdzę, że Kościół ma uprawiać politykę. Kard. Wyszyński był niejako zmuszony, by jednak politykę uprawiać, ale to były inne realia.

Powiedzmy wprost: z zapisków Prymasa wynika, że był tego świadomy, że wchodzi niejako w rolę polityka i źle się z tym czuł. 

Tak właśnie było. On nie wprowadzał Kościoła do polityki, ale pilnował niezależności Kościoła. „To co carskie – cesarzowi, a to co boskie – Bogu” i tego bronił. Dlatego, w kontekście realiów PRL, jest uznawany za polityka, choć nigdy nim nie był. Natomiast, w mojej opinii, Kościół dziś za bardzo dał się zagonić do zakrystii w sprawach Bożych, kształtowania sumień ludzkich, przewodnictwa duchowego. Pozostaliśmy na zasadzie ekskluzywności: kto chce zostać w Kościele, to my, księża, możemy przewodzić. Natomiast zapominamy, by w Ojczyźnie nieustannie pielęgnować określone wartości Boże, dlatego w mojej ocenie Kościół związany mocno z patriotyzmem potrzebuje odnowy i kard. Stefan Wyszyński jest tutaj wzorem do naśladowania, bo on potrafił to zrobić w sposób idealny i zachować niezbędną równowagę.

Co zrobiłby kard. Wyszyński gdyby pojawił się tu i teraz, w Polsce roku 2021? Jakie kroki podjąłby w czasie pandemii, ale także w czasach trudnych dla Kościoła, gdzie pojawiają się skandale pedofilii w Kościele? Jak próbowałby, oczywiście hipotetycznie, znajdować dobro w tym niełatwym momencie? 

Wiadomo, że będzie to tylko nasze gdybanie, bo kard. Wyszyński nigdy w tych czasach nie żył. Okres życia Prymasa przypadł na zupełnie inny moment w Kościele. Patrzę też na swoje kapłaństwo, na przestrzeni sześciu lat i widzę ogromną zmianę, a co dopiero cofając się do czasów PRL. Dziś trzeba stawiać czoło zupełnie innym wyzwaniom. Myślę, że ten radykalizm wiary, o którym mówiłem, przechodziłby także na obecne problemy. Choćby w sprawach pedofilii w Kościele, uważam, że kard. Wyszyński nie zrezygnowałby ze swojej radykalności i wierności zasadom. On wielokrotnie zderzał się z innego rodzaju problemami duchownych, jak choćby ruch księży-patriotów, alkoholizm czy księża, którzy zbłądzili na drodze celibatu. Są rozmowy świadków sytuacji, co robił Wyszyński, gdy spotykał takich księży: otóż otwierał on szafę i kazał odwieszać im tam sutannę. Myślę, że starałby się być przejrzysty w tych sprawach, tym bardziej, że jednak obecne realia są znacznie przyjaźniejsze niż w czasie komunizmu, więc tym bardziej kard. Wyszyński mógłby sobie pozwolić na taki radykalizm. W czasach PRL trzeba było takie sprawy rozważać starannie, gdyż nigdy nie było wiadomo, czy to nie jest jakaś prowokacja służb wobec Kościoła. Dziś takiego ryzyka nie ma.

W kwestiach pandemii, myślę, że Prymas Tysiąclecia nie pozwoliłby wycofać się tak mocno Kościołowi. Był on genialnym dyplomatą – próbował dążyć do kompromisu nawet z władzą komunistyczną, która była wobec Kościoła wybitnie nieprzychylna! Był autorem pierwszego porozumienia z komunistami na świecie w roku 1950. Z tego powodu spotkały go liczne prześladowania wśród hierarchów – ówczesny papież Pius XII przez pewien czas nawet nie dopuszczał go do osobistej audiencji, a raz nawet kard. Wyszyński nie został przyjęty gdy już był w Rzymie! Nie rozumiano również, że takie rozwiązanie było jedynym, które pozwalało Kościołowi trwać w trudnych warunkach komunizmu. W kwestiach walki z pandemią na pewno byłaby współpraca z regulacjami państwowymi, gdyż sytuacja ta zaskoczyła wszystkich. Natomiast z biegiem czasu uważam, że kard. Wyszyński upominałby się do sumień ludzkich, by ludzie wracali do Kościoła, by pozwolić – oczywiście w ramach pewnych obostrzeń – uczestniczyć ludziom w uroczystościach kościelnych i na nowo budować wspólnotę.

A czy Prymas Wyszyński byłby aktywny w Internecie? Czy miałby swojego Facebooka, Instagrama czy Twittera?

 

Myślę, że tak, ponieważ kard. Wyszyński odczytywał dobrze znaki czasu, więc z pewnością wykorzystywałby mass media oraz Internet, żeby trafić do ludzi. Potrafił przemawiać do ogromnych rzesz wiernych, więc z pewnością zacząłby także publikować filmy na YouTubie, by dotrzeć do wiernych, którzy w wyniku pandemii byli zmuszeni zostać w domu i ograniczyć udział w niedzielnych mszach świętych czy innych uroczystościach. Myślę, że dzięki takiej aktywności mógłby skutecznie przypominać o Chrystusie i jego nauczaniu. Warto zauważyć, że wielu ludzi – nie mówię tu wyłącznie o osobach związanych z Kościołem, ale w ogóle – ta sytuacja przerosła, spotkali się z murem i nie potrafili się odnaleźć w pandemicznej rzeczywistości. Choć oczywiście część osób jakoś odnalazło się w tej niełatwej, zupełnie nowej codzienności. Niemniej czasy pandemii COVID-19 potwierdzają jedynie jak różny był Kościół w czasach Wyszyńskiego od Kościoła współczesnego oraz jak bardzo kapłani, przyzwyczajeni do wypełnionych kościołów, nie potrafili się odnaleźć w zupełnie obcej i nowej rzeczywistości. Znakiem tych czasów i całej sytuacji, która wielu kapłanów przerosła, było ubiegłoroczne ograniczenie udziału w liturgii wielkanocnej wyłącznie do 5 osób. Wielu kapłanów boleśnie to przeżywało, gdyż dotychczas to było wręcz nierealne.

Wróćmy do samej beatyfikacji. Rozmawiamy w dzień meczu piłkarskiego Polska-Anglia, podczas którego na trybunach zasiądzie ponad 50 tysięcy kibiców. Tymczasem w uroczystościach beatyfikacji Sługi Bożego Stefana Wyszyńskiego weźmie udział zaledwie 7 tysięcy wiernych. Jak Ksiądz skomentuje taką decyzję? 

Jako wielki miłośnik, czy – zostając w żargonie piłkarskim – kibic kard. Wyszyńskiego dla mnie jest to przerażające. Natomiast staram się rozumieć tą decyzję. To jest decyzja osób odpowiedzialnych za przygotowanie tej podniosłej uroczystości. Wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby po masowej beatyfikacji, z udziałem setek tysięcy osób, nastąpiłby wzrost zakażeń w Warszawie czy jej okolicach. Podejrzewam, że nastąpiłby wielki atak na Kościół i nikt nie pamiętałby o tym meczu i pełnym stadionie, który odbył się kilka dni wcześniej, także w Warszawie. W tym kontekście rozumiem organizatorów, choć duchowo przeżywam to jako wielkie rozczarowanie. Niedawno rozmawiałem z pewną siostrą zakonną o beatyfikacji i uznaliśmy, że kard. Wyszyński zawsze był uciskany i nawet przy okazji wyniesienia go na ołtarze, w wyniku pandemii, tą wielkość jego osoby chce się w jakiś sposób ograniczyć poprzez zmniejszenie liczby fizycznych uczestników tego wielkiego wydarzenia. Można uczestniczyć duchowo, poprzez transmisje, ale to nie to samo co udział osobisty. Prymas Wyszyński gromadził setki tysięcy, a nawet miliony! My dzisiaj takich tłumów w Kościele już nie doświadczamy, a myślę, że taka uroczystość zgromadziłaby tłumy. Miejmy nadzieję, że będziemy umieli dobrze to przeżyć duchowo.

W końcu przez ostatnie półtora roku wierni przyzwyczaili się do mszy świętych online, w domu. To bardzo wygodna wersja. 

Niestety tak. Ale ta beatyfikacja jest wyjątkowa jeszcze z jednego powodu. Wielu Polaków zna kard. Wyszyńskiego, który umarł 40 lat temu. Takie beatyfikacje osób żyjących zaledwie kilkadziesiąt lat temu w Kościele katolickim zdarzają się niespodziewane rzadko. Choć ostatnio mogliśmy się przyzwyczaić do takich sytuacji, jak choćby wyniesienie na ołtarze Jana Pawła II, ojca Pio, Matki Teresy z Kalkuty, natomiast nie wiemy, co czeka nas dalej. Ten poziom przeżywania wiary obecnie jest o wiele mniejszy niż nawet kilka czy kilkanaście lat temu, więc nie wiemy, kiedy doczekamy się kolejnego wydarzenia o tej randze. Starsi mieszkańcy Kalisza i okolic mogą pamiętać, co mówił, może nawet uczestniczyli osobiście w uroczystościach przez niego sprawowanych. Drugiej takiej okazji możemy już nie dostać za naszego życia, więc tym bardziej żal, że nie możemy tego przeżyć.

Czy ksiądz będzie uczestniczył osobiście w mszy beatyfikacyjnej? 

Niestety, nie będę mógł uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dla naszej diecezji przypadło jedynie kilka wejściówek, a diecezji w Polsce mamy kilkanaście. Zostało zaproszonych wielu gości, delegatów zagranicznych i wszystko to wchodzi w limit 7000 osób. Na pewno jednak będę przeżywał duchowo to wydarzenie.

Na koniec, czy mógłby ksiądz przypomnieć jedną myśl z kazań wygłoszonych w Kaliszu czy szerszej na terenie dzisiejszej diecezji kaliskiej, które z okazji beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego warto przypomnieć naszym Czytelnikom? 

Na pewno wskazałbym piękno słowo o polskim przywiązaniu do Matki Bożej w Skalmierzycach, w trakcie koronacji tamtejszego obrazu Matki Bożej, która odbyła się w dniu 4 września 1966 r. Żebyśmy tego rysu maryjnego nie zatracili, bo to element naszej polskości. To jest jednoznaczne u kard. Wyszyńskiego, że katolickość oznacza dla niego polskość. On nie wyobrażał sobie innej Polski niż tej zbudowanej na wartościach chrześcijańskich. I to, co zawsze jest u niego myślą przewodnią – w kontekście tego, że mamy w godle orła, że my Polacy mamy być jak orły. Powinniśmy latać wysoko, patrzeć szeroko i nie dać się zapędzić w taką pozycję kury, która dziobie własne poletko i nie widzi co jest dalej, co jest obok. I to jest na dzisiejsze czasy genialną lekcją. Wielu ludzi żyje dziś zamkniętych wyłącznie na swoje sprawy, swoje poletko, nie interesuje mnie nic co będzie jutro czy później. A tymczasem potrzeba zmiany logiki na taką, która pozwoli nam widzieć więcej i lepiej, czyli obiektywniej, a także myśleć dalekowzrocznie. Kard. Wyszyński umiał myśleć z perspektywą wieloletnią i zachęcał, by każdy z nas, bez względu na wiek, tak myślał i działał. I w takim spojrzeniu dopiero dostrzeżemy, że bez Boga na pewno nie damy rady.

Dziękuję za rozmowę.

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze