Majewska: Czas zmienić otoczenie, czas odciąć się od toksycznych osób
Z radną niezrzeszoną Kamilą Manuelą Majewską rozmawiamy o tym, dlaczego opuściła SLD oraz o tym, z kim Karolina Pawliczak ustalała głosowania w Radzie Miasta. Wieloletnią działaczkę kaliskiej lewicy zapytaliśmy o jej aktualną przynależność partyjną wobec pogłosek o wstąpieniu do Polski 2050 czy Partii Razem. Poprosiliśmy także o ocenę prezydentury Krystiana Kinastowskiego i pierwszych tygodni działań Rady Kobiet przy prezydencie, której K. Majewska jest przewodniczącą. Zapraszamy do lektury!
Co było przyczyną opuszczenia przez Panią Sojuszu Lewicy Demokratycznej?
Powodów było mnóstwo i zbierały się one od dawna. Takich decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień. Wiele sytuacji stawało się coraz bardziej toksycznych. Przypomnę niektóre, bo zapewne Czytelnicy, jako obserwatorzy życia politycznego, je pamiętają. Jedną z takich sytuacji, do których nie powinno dochodzić we własnej partii, było nie zgłoszenie mojej kandydatury na funkcję wiceprzewodniczącej w Radzie Miasta Kalisza. Pozostali radni lewicy (ojciec i syn) sami nie podjęli decyzji o kandydowaniu i mimo prośby, nie zgłosili mojej kandydatury, dając tym samym przyzwolenie, aby to miejsce przepadło dla klubu Lewicy. Klub mógł zawsze na mnie liczyć. W czterech poprzednich kadencjach sama wielokrotnie proponowałam kandydatury Karoliny Pawliczak i Zbigniewa Włodarka na różne funkcje. Zachowanie to zostało skrytykowane i źle odebrane przez innych radnych. Zdarzenie to można uznać za niemiły precedens w historii klubu. Miało ono miejsce po wyborach do parlamentu.
Jakie inne sytuacje spowodowały Pani odejście z partii?
Choć w klubie radnych Lewicy sprawowałam funkcję przewodniczącej, to wiele decyzji podejmowano poza moją osobą, a o decyzjach dowiadywałam się np. z konferencji prasowych. Pamiętam sytuację, kiedy zwołałam klub radnych, koledzy nie pojawili się, natomiast otrzymałam informację, że głosowanie ustalili już z posłanką Pawliczak. Dodam, że przez ostatnie niemalże 20 lat, żaden poseł nie mówił nam, jak mamy głosować!
W pewnym momencie posłanka Karolina Pawliczak, zaczęła ustalać głosowania z Koalicją Obywatelską, zaczęto robić wspólne konferencje, na których, jak państwo pamiętacie, już mnie nie było. To był już okres mojego buntu. Uważam, że ta zbyt bliska współpraca z Koalicją Obywatelską była dużym błędem Karoliny. Lewica zatracała swoją odrębność jak Nowoczesna. W mojej ocenie było to działanie na szkodę klubu i Lewicy. Dodam, że wobec mnie rozpoczęto działania mające na celu zdyskredytowanie mojej osoby w oczach członków Lewicy. Próbowano dorabiać mi łatkę głosowania razem z PiS, choć było to kłamstwo i według mnie himalajska wręcz hipokryzja posłanki Pawliczak, która, przypomnę, głosowała jak PiS w Sejmie nad podniesieniem diet poselskich o kilka tysięcy złotych czy w poprzedniej kadencji współrządziła z klubem PiS, sprawując funkcję wiceprezydent miasta. Gdy odchodziłam z klubu radnych Lewicy, starałam się już wtedy zamanifestować swój sprzeciw do stosowanych w stosunku do mojej osoby praktyk.
Faktem jest również to, że posłanka Pawliczak dyskredytowała moją osobę „produkowanymi na zamówienie artykułami” na Zarządzie Krajowym i Radzie Wojewódzkiej. Atakowała mnie poza moimi plecami, nie dając mi szans na zajęcie stanowiska w tej sprawie. Doszły mnie słuchy, że artykuły te zostały wyprodukowane na zlecenie osoby z otoczenia kaliskiej Lewicy, co potwierdza fakt podesłania też mediom do wykorzystania zdjęcia z zamkniętego okazjonalnego spotkania lewicy, szybko zdjętego z publikacji. Nie byłam odosobnionym przypadkiem, podobny ostracyzm dotyczył też kolegi.
Czy ma Pani na myśli chociażby Dariusza Witonia, byłego przewodniczącego miejskich struktur SLD?
Tak, do tego wykorzystywano bezskutecznie sądy partyjne. Nie udało się posłance usunąć Darka z Lewicy, zrezygnował jednak z funkcji przewodniczącego SLD w Kaliszu. Ale z partii odeszło wiele ważnych osób. Sam zarząd zmniejszył się z 7 do 2 osób! Zostały w nim jedynie posłanka Pawliczak i jej dyrektor biura poselskiego. To o czymś świadczy.
Kto jeszcze opuścił szeregi SLD, a był kluczowy dla kaliskiej lewicy?
Wymienię tylko niektórych: wieloletniego radnego Tomasza Grochowskiego, Krzysztofa Jurka, wieloletnią skarbniczkę panią Małgorzatę Odziemską czy Sylwię Sielicką. Odeszli również członkowie „niefunkcyjni”. Obserwowałam to ze smutkiem i mogę to wprost powiedzieć: w mojej ocenie jest to pokłosie świadomego i celowego działania Karoliny Pawliczak.
Ostatnie 6 lat było dla mnie szalenie trudne w życiu osobistym: przeszłam wiele tragedii, takich jak rozwód, śmierć ukochanego ojca. Stres i towarzyszące temu emocje odbiły się bez wątpienia na moim życiu, czego efektem była choroba nowotworowa, operacja. W tych trudnych chwilach brakło niestety wsparcia ze strony Lewicy. W takiej sytuacji uświadamiamy sobie, że jesteśmy w grupie, ale jednak zupełnie sami, uświadamiamy sobie jakimi ludźmi się otaczamy. Zadałam pytanie czy takimi, co podkładają nogi i czekają na upadek? Poza rodziną i najbliższymi dużą empatią i serdecznością wykazali się Artur Kijewski oraz Elżbieta Dębska, radni PiS!
Zdałam sobie sprawę, że czas zmienić otoczenie, czas odciąć się od toksycznych osób, że zależy mi na pozytywnych relacjach. Tworzeniu, a nie niszczeniu. Na dzień dzisiejszy realizuję się społecznie, działam aktywnie na rzecz mieszkańców. I coraz częściej słyszę, że odejście od SLD sprawiło, że nabrałam powietrza w płuca i działam aktywniej dla mieszkańców. Ludzie to dostrzegają. Chciałabym przytoczyć jeden z wpisów na Facebooku: „Jesteś niesamowita! Niektórzy mówią, że im zależy, a potem nic nie robią. A Ty cały czas działasz!” utwierdza mnie w tym, że zmierzam prawidłową drogą.
To wszystko o czym Pani mówi nasuwa jedno pytanie: Skąd taka słabość SLD w Kaliszu?
Cóż, „ryba psuje się od głowy”…
Jak Pani ocenia decyzję przewodniczącego Włodzimierza Czarzastego o zawieszeniu jako członka SLD Karoliny Pawliczak?
Oceniam to jako słuszne posunięcie. W mojej opinii działania Karoliny były niszczące dla samej Lewicy. Gdyby przewodniczący Czarzasty tak nie zareagował, to partia byłaby zniszczona od środka. Uważam, że nie miał wyjścia, partia została w mojej ocenie przez tę grupę ośmieszona, działania tej grupy nie tylko szkodziły Lewicy, ale ją również osłabiły.
Ostatnio pojawiła się Pani na konferencji prasowej w gronie lokalnych liderów partii Razem. Czy potwierdza to pogłoski, że dołączyła Pani do tego ugrupowania?
Miałam zaproszenie do partii Razem, ale na ten moment nie skorzystałam z niego. Jestem w serdecznych stosunkach z członkami tej partii, na czele z liderką Beatą Kleczewską-Błażejczak i będę wspierać ich działalność. Czuję się wyróżniona, że to właśnie mnie zaprosili, jako osobę lewicy, na spotkanie z Adrianem Zandbergiem, jak również na wspólną konferencję. Mam korzenie lewicowe, jestem obecnie w Stowarzyszeniu Ziemia Kaliska Razem, które tworzą ludzie lewicy, a które stało się swego rodzaju konkurencją do kaliskiej Lewicy. Dodam, że nadal mam również kontakt i spotykam się z częścią osób z kaliskiej Lewicy.
Powiązanie Pani z partią Razem to nie jedyna informacja, która krążyła w mieście o Pani osobie. Pojawiła się ostatnio taka pogłoska, że próbowała się Pani dostać do szeregów ugrupowania Szymona Hołowni – Polska 2050. Czy mogłaby ją Pani skomentować?
Odejście z Lewicy sprawiło, iż zaangażowałam się jeszcze mocniej w działania na rzecz mieszkańców, a Ruch Szymona Hołowni dał się poznać, w tamtym czasie, jako interesująca alternatywa. Rozmowy były zaawansowane, jednak zostały zatrzymane z powodu czwórki radnych Koalicji Obywatelskiej, którzy postanowili zrobić ten sam krok. Otrzymałam informację, że dwie z tych osób postawiły ultimatum: albo czwórka radnych z jednej, albo ja z drugiej strony. Wiadomo, że dla takiego ugrupowania cztery szable są bardziej atrakcyjne niż moje indywidualne wzmocnienie Polski 2050.
Czy to był Pani akces, czy jednak przedstawiciele Polski 2050 zgłosili się do Pani?
Można powiedzieć, że nasze wzajemnie zainteresowanie zbiegło się w tym samym czasie, co mnie ucieszyło.
Utworzenie kaliskich struktur Polski 2050 i klubu radnych w kaliskiej Radzie Miasta spowodowało rozbicie Koalicji Obywatelskiej we wcześniejszym kształcie i przekształcenie klubu KO na powrót w Platformę Obywatelską. Jak Pani ocenia te roszady?
To dla mnie jest tendencyjna sytuacja. Hołowni wydaje się, że przejmuje wszystkich wokół. Tymczasem w mojej ocenie w Kaliszu, i nie tylko, to Koalicja Obywatelska przejęła Polskę 2050. Niesnaski, które w mediach próbowano tworzyć między Dariuszem Grodzińskim a Eskanem Darwichem, były w moim odczuciu fikcyjne. Już dwa dni po wizycie Hołowni w Kaliszu zobaczyłam w Internecie zdjęcia ze sprzątania Szałego, na którym obaj panowie szli obok siebie roześmiani! Uważam, że takie rozegranie sytuacji (mam na myśli przejście 4 radnych z KO do Hołowni), wynika ze strategicznego działania i matematyki. W Kaliszu mieliśmy 8 radnych Koalicji Obywatelskiej, natomiast każde ugrupowanie może wystawić w wyborach tylko cztery „jedynki”. Takie działanie w mojej ocenie pozwoliło KO zapewnić 8 jedynek podczas najbliższych wyborów samorządowych, ze swoich list i z list Szymona Hołowni.
To ciekawe spostrzeżenie. Wróćmy jednak do Pani sytuacji w Radzie Miasta. Czy prezydent Krystian Kinastowski może nadal liczyć na Pani głos w trudnych głosowaniach, podobnie jak w przypadku podwyżek cen za śmieci?
Jestem przeciwnikiem podnoszenia podatków, czy nakładania nowych i jako radna niezależna takich podwyżek nie poprę. Natomiast, z racji swojego wykształcenia znam różnicę między podatkami a opłatami. Miasto nie może na opłatach zarabiać, ich celem jest pokrycie kosztów wykonania usługi. Są więc sytuacje głosowania na zasadzie wyboru mniejszego zła. Dla mnie takim głosowaniem było to dotyczące podwyżek stawek za odbiór śmieci komunalnych. Wybór był między mniejszym a większym złem. Gdyby taka decyzja nie zapadła i Miasto nie uregulowało milionowych rachunków za śmieci, mogłoby się okazać, że konsorcjum z dnia na dzień przestaje odbierać z terenu Kalisza śmieci. By ten problem rozwiązać, potrzebne są zmiany odgórne, które dadzą samorządom możliwość naliczania opłaty od ilości wytwarzanych śmieci oraz narzędzia pozwalające wyłapywać osoby, które tych opłat unikają. W Kaliszu szacujemy, że jest ich około 10-12 tysięcy. To znaczy, że reszta płaci za nich i to jest problem do rozwiązania. Ja zaproponowałam stanowisko, nad którym głosowali radni, w którym ten problem wskazałam oraz jego możliwe rozwiązania (np. oparte o system PESEL). Stanowisko to kierowane było do władz centralnych, pomogłoby mieszkańcom Kalisza i innych miast. Zostało przegłosowane jednak bez głosów KO i Lewicy.
Czy podjęłaby Pani ponownie taką decyzję?
Tak, bo uznaję ją w tej sytuacji za jedyną słuszną. Jeśli natomiast okaże się ponownie w tym roku, że ta podwyżka nie wystarczy, by zrównoważyć system, będę rozważała możliwość pokrycia tej różnicy z budżetu miasta, jeśli pozwoli na to Regionalna Izba Obrachunkowa.
Przejdźmy do kolejnego tematu. Niedawno została Pani powołana w skład Rady Kobiet – doradczego organu prezydenta, na czele której Pani stanęła. Powołanie tego organu wzbudziło ogromne kontrowersje w środowisku lokalnym. Jak Pani ocenia początek funkcjonowania Rady Kobiet? Czy potwierdza Pani, że grono członków Rady opuściła siostra M. Izabela Welik?
Rzeczywiście, dla siostry temat, który podjęłyśmy na początku, czyli in vitro, był sprzeczny z jej wartościami. Bardzo mocno to przeżywała. Dodatkowo w Internecie pojawił się niesamowity hejt pod jej adresem. Myślę, że to było przyczyną jej rezygnacji. Starałyśmy się ją przekonać, że przed nami wiele pozytywnych działań, w których możemy wspólnie zrobić wiele dobrego związanych z pomocą społeczną, ochroną środowiska i innych. Niestety złożyła rezygnację.
Czy uważa Pani, że wszystkie ważne środowiska skupiające kaliskie kobiety mają swoje reprezentantki w Radzie Kobiet? Czy po rezygnacji siostry zakonnej powinno dojść do uzupełnienia składu tego organu?
Uzupełnienie składu leży w kompetencji prezydenta Krystiana Kinastowskiego. Oczywiście, my byśmy chciały, by to miejsce było uzupełnione, bo czym jest nas więcej, tym mamy więcej punktów widzenia, więc tym lepiej dla Rady. Dlatego chcemy organizować otwarte spotkania i zapraszać mieszkanki Kalisza.
Czy stanowisko ws. in vitro było jednogłośne?
Nie było, przeciwna była siostra Izabela, napisała ponadto zdanie odrębne w tym temacie. Przeciwna była jeszcze jedna z członkiń rady.
Właśnie, czy nie uważa Pani, że jako pierwszy temat Rada Kobiet powinna zająć się takim tematem, który bardziej zjednoczyłby we wspólnej pracy, bez względu na światopogląd, niż podzielił, tak jak kwestia in vitro?
Temat in vitro pojawił się, zanim Rada Kobiet zdążyła się jeszcze utworzyć i zorganizować, natomiast wszystkie panie są mocno nastawione na działanie w zakresie ochrony środowiska, dążenie do „odbetowania” Kalisza i tworzenia zielonych zakątków w mieście. Nie dziwi mnie fakt, że tak dzielący temat został nam przez posłankę Pawliczak podrzucony na samym początku, dziwi natomiast to, że jako wiceprezydent miasta miała okazję wykazać się w tym temacie w Kaliszu i nie zrobiła niczego w tym względzie.
Czy może taki temat, jak choćby wspomniana ochrona środowiska, powinien być pierwszym wspólnym stanowiskiem Rady Kobiet zamiast in vitro?
Tak jak wspomniałam, wymagano od Rady Kobiet zajęcia stanowiska w sprawie in vitro, zanim zdążyłyśmy jeszcze się zorganizować, zanim opracowałyśmy cele działania Rady i zagadnienia, którymi chcemy się zająć.
Jak Pani podsumuje obecną kadencję prezydenta Krystiana Kinastowskiego?
W mojej ocenie to najlepszy z kaliskich prezydentów, jakich pamiętam. On czuje tematy inwestycyjne i budowlane, gdyż jest w tym zakresie fachowcem. Nawet takie problematyczne tematy, z którymi nie dawali sobie rady poprzednicy, jak np. basen Delfin, czy renowacja wejścia na cmentarz prawosławny, są przez niego podejmowane.
Co wskazałaby Pani jako największy atut prezydenta Kalisza?
Zaletą Krystiana Kinastowskiego jest umiejętność realizacji inwestycji, dzięki czemu w Kaliszu dużo się dzieje, o czym już wspomniałam. W tych trudnych jak choćby rewitalizacja wokół ratusza, co każdorazowo wymaga uzgadniania z konserwatorem zabytków. Nie odbiła mu „woda sodowa” związana z posiadaniem władzy w mieście. Jest on nadal aktywną osobą, przebywa wciąż wśród ludzi, rozmawia z nimi, nie ucieka od nich.
Nad czym, w Pani ocenie, prezydent musiałby jeszcze popracować?
Powiem tak: życzyłabym mu po prostu mniej wrogów.
Podsumowując tę niezwykle pozytywną ocenę obecnej władzy można przypuszczać, że zamierza Pani nawiązać ściślejszą współpracę z obozem prezydenckim w Kaliszu?
Na razie o tym nie myślę, choć nie wykluczam nawiązania takiej współpracy.
Pojawiły się takie pogłoski medialne, że została Pani „kupiona” przy okazji wspomnianej sprawy podwyżek za śmieci. Jak się Pani do tego odniesie? Czy faktem jest to, że otrzymała Pani lub osoby z Pani otoczenia jakieś korzyści, które pozwalałyby wysnuć wątpliwości odnośnie intencji takiej, a nie innej decyzji?
Oczywiście, były to brednie, artykuły jak wspomniałam „produkowane na zlecenie”. Na dzień dzisiejszy wiem, że z tymi kłamliwymi insynuacjami dzwoniła do mediów osoba z mojego kręgu z Lewicy. Wiem również, że zostały wykorzystane przez koleżankę Pawliczak do nieudanej próby usunięcia mnie z lewicy.
Podwyżka za śmieci była nieunikniona, wynikała z przetargu. Co więcej, nieprzegłosowanie jej mogło źle się skończyć dla mieszkańców, był to głos rozsądku. Zawsze głosuję zgodnie ze swoim sumieniem i w trosce o mieszkańców miasta. Ani ja, ani nikt z moich bliskich nie uzyskał w związku z tym żadnych korzyści. Przez całe niemalże 20 lat funkcjonowania w radzie byłam i jestem nauczycielem, nie uzyskałam stanowisko dyrektora, jak inni po przegranym konkursie. Corocznie rozliczam się z każdej złotówki.
Zbliżamy się do końca naszej rozmowy. Moje ostatnie pytanie będzie prośbą o skierowanie słów, apelu za naszym pośrednictwem do Karoliny Pawliczak, którą wielokrotnie wymieniła Pani w naszej rozmowie, gdyż niebawem będzie naszym gościem w cyklu wywiadów „Bez Cienia Fikcji”. Co chciałaby Pani przekazać swojej dawnej koleżance z SLD?
Jedyne, co mogę powiedzieć, to życzyć więcej empatii.
Dziękuję za rozmowę.