Wydarzenie_1200x628
baner_FBAnt
Baner AWS
wszystkie_wiadomosci

P.SOBOLEWSKI: Na samym początku nocowaliśmy w stodołach, dziś myślę, że byłoby to nie możliwe, gdyż…

Piotr Sobolewski, przewodnik i publicysta krajoznawczy zmierzył się z pytaniami Martyny Andrzejak. Były prezes kaliskich przewodników PTTK zaprasza w podróż do przeszłości, ale i nie tylko. Opowie również o tematach związanych z młodzieżą czy studentami.

Martyna Andrzejak: Jak zaczęła się Pana „przygoda” z Kaliszem?

Piotr Sobolewski: Kaliszaninem jestem z dziada, pradziada, więc Kalisz mam po prostu w genach. Będąc w klasie maturalnej, gdy kończyłem liceum, nie miałem jeszcze określonego pomysłu na życie. Na początku myślałem o rybołówstwie morskim, choć do dziś źle się czuję na statku. To były moje młodzieńcze „wymysły”. Następnym pomysłem była turystyka. Nie sądziłem, że dostanę się na turystykę przy poznańskim AWF-ie, jednakże udało się. Myślałem wtedy, że w przyszłości być może będę przewodnikiem turystycznym na przykład w takim Egipcie. Życie pokazało jednak inaczej. Trafiłem do Regionalnej Pracowni Krajoznawczej przy PTTK, mieszczącej się na ul. Łódzkiej, w zabytkowym domu. Przyznaję, że lubiłem chodzić na rajdy w czasach licealnych i studenckich, zawsze było to bliskie memu sercu.

Dlaczego zaczął Pan się interesować krajoznawstwem i regionalizmem?

Jeśli chodzi o krajoznawstwo i regionalizm, to najczęściej mama przekazywała mi wiedzę z tego zakresu, ale nigdy nie myślałem, że tak mocno zwiążę swoje życie z Kaliszem i kaliszanami. Rozwinęło się to dopiero, gdy trafiłem do Regionalnej Pracowni Krajoznawczej. Zacząłem wtedy sporo czytać o Kaliszu. Choć literatura nie miała takich zasobów jak obecnie, to zawsze udało się znaleźć coś ciekawego. Sam nawet zacząłem podejmować próby publicystyczne na temat Kalisza i jego mieszkańców. Później ukończyłem kurs przewodników turystycznych po Kaliszu i Szlaku Piastowskim. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że znam Kalisz bardzo dobrze od strony krajoznawczej.

Skąd wziął się pomysł na Kaliszobrania?

Kaliszobranie wzięło się po części z przypadku. Miała być to forma wzbudzenia świadomości w kaliskim społeczeństwie. Będąc członkiem koła przewodników, zostałem wybrany na prezesa. Było to pod koniec 2008 roku. Zaczynając swoją kadencję, chciałem zaskoczyć jakimś nowym elementem. Miałem świadomość znikomej wiedzy kaliszan o Kaliszu. Dlatego w lutym, w 2009 roku wymyśliłem Kaliszobrania. Nagłośniłem to wydarzenie w mediach lokalnych, ale i tak obawiałem się niskiej frekwencji. Ku mojemu zaskoczeniu na pierwszym Kaliszobraniu pojawiło się prawie 200 osób. W kolejnych edycjach zdarzyło się nawet po 300 osób. Byłem zadowolony z tego, że mój pomysł odniósł zamierzony cel. Po 100 edycjach naszła mnie myśl, że już czas skończyć, gdyż przeszliśmy Kalisz bardzo dokładnie i wyczerpały się miejsca naszych podróży. Ciągle były głosy, aby ta forma powróciła, uniemożliwiła to jednak pandemia. Może kiedyś uda się wrócić do tej formy spaceru.

Jak wyglądały „Rajdy z Gęsim Piórem”, które organizował Pan ucząc wychowania fizycznego?

Wychowania fizycznego uczyłem w Ekonomiku i to właśnie w tym okresie były realizowane te rajdy. Miały być one formą połączenia zamiłowań turystycznych z polonistycznymi. Organizowałem je z panią Litwicką. Plany były ambitne, ale skończyło się na 4 rajdach, gdyż z młodzieży „uleciał” zapał do rajdów. Chodzenie wyszło z mody. Pamiętam, że Rajdy zaczęliśmy od Jana Kochanowskiego, odwiedziliśmy wtedy Czarnolas i Zwoleń. Później byliśmy u Mikołaja Reja. Odwiedziliśmy także Lublin. Taka forma zwiedzania była bardziej popularna w czasach, gdy uczyłem w podstawówce. W szkole średniej ta forma rozrywki i nauki traciła raczej na popularności.

Jakie „luksusy” czekały na Was w czasie rajdów?

Na samym początku nocowaliśmy w stodołach, można uznać to miejsce za mało komfortowe. Sądzę, że dziś byłoby to nie wyobrażalne, ze względu na wszelkie udogodnienia jakie w swoim zasięgu ma społeczeństwo.

Jak zmieniła się młodzież od czasu, gdy był Pan uczniem do momentu, gdy uczył Pan w szkole średniej.

Młodzież zastąpiła szkolną turystykę innymi zainteresowaniami. Social media, telefony czy laptopy zajęły bardzo dużą ilość czasu młodym ludziom. W dodatku wzbogaciły się społeczeństwa – większość zdobyła ogromne możliwości do podróżowania.  Tak więc, czym ja, zabierając dziecko w pionierskich warunkach gdzieś w polskie ostępy, mogę zaimponować, skoro rodzice zabiorą to dziecko na przykład do Rzymu? Motywacje tutaj spadają. Aczkolwiek w tym przypadku nie potępiam w czambuł młodzieży, wręcz przeciwnie. Uważam, że są to osoby z ciekawymi pomysłami, z wartościowymi celami, z zainteresowaniami i aspiracjami. Bardzo lubię w młodzieży to, że ma świeże genialne pomysły i dąży do ich realizacji. Po prostu turystyka w odniesieniu do osób młodych zmieniła swój wymiar.

Jak czuje się Pan jako Youtuber?

Lubię nagrywać, ale wiem, że popełniam mnóstwo błędów technicznych. Przede wszystkim lubię mieć słuchacza, którego widzę, wtedy się rozkręcam. Mówienie do komputera to zupełnie coś innego. Nie mogę powiedzieć, że czuję się z tym źle, ale nie jest to spełnienie moich pragnień.

Czy pomysł na książkę „Sekrety Kalisza” wziął się z zamiłowania turystyką regionalną, czy miał być formą manifestu wobec niedocenionego Kalisza? Być może powód był zupełnie inny?

O Kaliszu pisałem dlatego, że: „mam lekkie pióro” i znam dobrze to miasto. Dlatego zacząłem pisać, sprawiało mi to przyjemność. Jednakże w kwestii marketingu nie jestem najlepszy. Mój znajomy powiedział mi, że wydawnictwo łódzkie „Księży Młyn” wydaje serię „Sekrety…” poszczególnych miast. Kalisz nie był wtedy w ich zasobach, dlatego postanowiłem podjąć próbę napisania tej lektury. Wszystko było oczywiście w określonej przez redakcję formule, aby się sprzedawało. Była to „przygoda” publicystyczna, z której jestem bardzo zadowolony.

Jak ocenia Pan zmienny krajobraz Kalisza np. hala targowa Szrajerów jest obecnie galerią handlową (Tęcza). Który Kalisz był piękniejszy?

Dla mnie większe piękno miał w sobie dawny Kalisz, ale ludzie starsi ode mnie, którzy pamiętają okres międzywojenny czy lata tuż po wojnie z jeszcze większym sentymentem podchodzą do dawnego wyglądu miasta. Najstarsi kaliszanie uwielbiali nasz kaliski park, w którym znajdowała się oranżeria, domek szwajcarski, sztuczne ruiny, parkowe rzeźby (było ich wówczas osiem, dziś została kwiaciarka). Osoby, które zachowały taki obraz w pamięci, uważają, że obecny park to tylko namiastka tego, co było kiedyś. Obecnie także toczą się dyskusje na łamach portali, czy należy wybrać historycyzm (powrót do przeszłości), czy zgodzić się na rozwój urbanistyczny. Każdy może mieć indywidualne poglądy w tej kwestii.

Czy piękno dawnego Kalisza, które Pan lubi ma jakiś związek z Pańskim dzieciństwem?

Tak, mam ogromny sentyment do czasów dzieciństwa, dlatego wolę Kalisz z lat 60′ XX wieku. Do tej pory chodzę na dawne podwórko kamienicy mojej babci przy ul. Pułaskiego, wspominać stare czasy. Obecnie nikt z tamtych czasów tam nie mieszka, a nowi mieszkańcy patrzą na mnie podejrzliwie. Choć wiem, że kondycja i estetyka tego miejsca jest licha, to widzę w nim piękno. Chciałbym móc choć na jeden dzień w tygodniu wrócić do Kalisza z lat mojej młodości.

Czy Kalisz ma możliwość być miastem prawdziwie studenckim?

Kalisz nigdy nie będzie miał łatwo przyciągnąć dużej ilości studentów, gdyż konkurencję robią nam duże, a nieodległe ośrodki (Poznań, Wrocław, Łódź). Z jednej strony Kalisz oferuje studentom dwie prestiżowe uczelnie (UAM i Akademia Kaliska), ale z drugiej strony nie może pochwalić się bogactwem wydarzeń dla studentów. W teatrze, w kinach czy choćby w kawiarniach spotyka się najczęściej licealistów lub osoby starsze, ale nie studentów. Studenci są często z obszarów podmiejskich i wolą wrócić od razu po zajęciach do domu. Jest to jeden z głównych powodów, że życie studenckie w naszym mieście nie może na chwile obecną rozwijać się tak prężnie jak w Warszawie czy Wrocławiu.

Czy ciągłe przebudowy, prace drogowe i inne inwestycje są korzystne dla miasta, czy jednak stanowią zagrożenie?

Masowe zmiany mogą być zagrożeniem dla tradycji i kultury Kalisza, ale rolą starszego pokolenia jest podtrzymywanie historii i obyczajów regionalnych oraz przekazywanie ich młodszej grupie. Pomagają w tym zadaniu również przewodnicy i regionaliści. Potrzeby ludzi się zmieniają, więc zmienia się też miasto. Skansenu z Kalisza nie da się zrobić. Choć boleje nad tym, że nawierzchnia Rynku i puste domy oraz sklepy do wynajęcia „straszą” i nie przyciągają wzroku, to rozumiem, że zachodzące zmiany są potrzebne.

Myślał Pan kiedykolwiek o wyprowadzce z Kalisza?

Miałem pokusę po studiach, gdyż przez 4 lata przywiązałem się do Poznania. Uważam, że były to bardzo fajne 4 lata w moim życiu, do których chętnie powracam wspomnieniami. Myślałem o pozostaniu w Poznaniu, ale z czasem „pogrążałem się” w Kaliszu i bardzo go polubiłem. Nigdzie indziej się nie widzę – wiem, że jest to moje miejsce na ziemi. Nie wyobrażam sobie obecnie, ani wyprowadzki, a już na pewno nie emigracji.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Starsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze