Spacerem dookoła murów miejskich
Jak wygląda obecny stan murów miejskich i ile z fortyfikacji zostało wszyscy kaliszanie wiedzą. Nie ma tego zbyt wiele, ale z każdego fragmentu jesteśmy dumni i chętnie wyobrażamy sobie jak wyglądały te budowle w czasach swojej świetności.
Na myśl – fortyfikacje średniowieczne Kalisza – przed oczami jako pierwsza zapewne pojawia się Baszta Dorotka lub fragment murów przy katedrze – dobrze widocznych od strony ul. Parczewskiego. W jego sąsiedztwie znajduje się przystanek i codziennie wsiada oraz wysiada tam mnóstwo osób. W codziennej gonitwie nie myślimy o tym, co mijamy. Jak stary mur na nas spogląda i że na tak naprawdę, gdybyśmy przenieśli się w czasie, to czekając tu na autobus Kaliskich Linii Autobusowych bylibyśmy… po za miastem! Może warto więc wybrać się w podróż dookoła murów miejskich, by lepiej poznać to, na co w biegu przestaliśmy zwracać uwagę.
Na wstępie warto zauważyć, że niedługo taki spacer łatwiej będzie odbyć „w realu”, a to dlatego, że zaznaczane są obrysy budowli obronnych stojących niegdyś w Kaliszu. Obecnie ceglane kontury pojawiają się za mostem Kamiennym na ul. Śródmiejskiej oraz ul. Piskorzewskiej (część najbliższa ul. Parczewskiego). Kolejne mamy ujrzeć po przebudowie ul. Kanonickiej a także, co zapowiedział Prezydent Krystian Kinastowski na Facebooku – w parku, podczas przeprowadzanych tam m.in. remontów alejek. Planowana jest także przebudowa placów Jana Kilińskiego, Jana Pawła II i św. Józefa, więc może i tu warto kontynuować zaznaczanie tego przebiegu? To tyle z teraźniejszości i przyszłości. Czas na spacer w przeszłość.
Stojąc przed potężnymi murami z cegły i kamienia, warto wspomnieć, że pierwsze obwarowania miasta były drewniano-ziemne i tworzyły swego rodzaju wały. Powstały one w XIII wieku. Dzięki fundatorowi (był nim książę kaliski Bolesław Pobożny bądź Przemysł II) postawiono pierwszy ceglany mur. Kaliszanie na pewno znają powiedzenie „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Znali je także nasi przodkowie mieszkający tu w średniowieczu. W odniesieniu do kaliskich fortyfikacji można słowo „Polskę” zamienić na Kalisz, gdyż to dzięki staraniom i funduszom bohatera tego powiedzenia, czyli króla Kazimierza Wielkiego, w 1343 roku ceglany mur z fundamentami z kamienia w zaprawie wapiennej zastąpił poprzedni wał i ciągnął się wzdłuż granic całego miasta. Ówczesny Kalisz liczył zaledwie niespełna osiemnaście hektarów. Mur idący po obwodzie takiego grodu liczył około 1600 metrów. Czy były to wielkie ściany? Ich wysokość wahała się od 1,6 do 2,5 metra – w zależności od ukształtowania i specyfikacji terenu. Różnice w grubości budowli sięgają połowy metra. Miejscami mur miał 1,1 a czasami 1,6 metra, więc w niektórych miejscach był tak gruby, jak w innych wysoki. Wpływ na tak różnorodne wyniki miały między innymi ekipy budowlane, które budowały obwarowania etapami. Po stronie zachodniej mury nie posiadały jako takich fundamentów – stawiano je bezpośrednio na gruncie i obsypywano z obydwu stron wałem ziemnym, co miało umocnić konstrukcję. Podobnie robiono przy bramach wjazdowych. Inaczej działano np. na miejscu Baszty Dorotki. Tu fortyfikację wkopywano na około metr w ziemię.
Obecnie mury są dla nas ważne jako zabytki. W czasach, gdy spełniały swoją rolę były ważne, ponieważ stanowiły symbol bezpieczeństwa. Nie bez powodu pojawiły się w pieczęci miasta. Najstarszy zachowany odcisk pochodzi z 1374 roku, a więc z okresu stawiania murów wokół Kalisza. Znajduje się na nim mur miejski z blankami (czyli zwieńczeniem murów obronnych „zębami” – dobrze widoczne np. przy Dorotce) i bramą na środku, której wrota są zamknięte. Nad murem po obu bokach również blankowane dwie wieże zwieńczone dachem. Pomiędzy nimi stoi trębacz, którego nazwać można także miejskim pachołem, bądź ówczesnym strażnikiem miejskim, gdyż i taka nazwa się pojawia. Dmie w róg, więc albo wypełnia swój obowiązek i odgrywa hejnał na cztery strony świata, albo daje sygnał oraz ostrzega miasto przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, które zauważył podczas wypatrywania zagrożeń. Oparty jest o miecz i uzbrojony dodatkowo w palicę. Nad nim znajduje się gwiazda. Po co pojawia się ten opis? Obrazek przecież znany jest kaliszanom, ponieważ wizerunek, choć po wielu modyfikacjach, wciąż przedstawia tę samą scenę w herbie Kalisza.
Wróćmy jednak do obiecanego spaceru i murów. Podróż zaczynamy przy głównym budynku. Spełnia on jednocześnie funkcję obronną jak i reprezentacyjno-rezydencjalną. Mowa oczywiście o zamku. Zbudowany w XIII wieku, rozbudowany w XV wieku gmach składał się z czterech czterokondygnacyjnych skrzydeł. Zbudowany był na planie czworoboku. Całość została wtopiona w przebiegający mur. Grube mury, wysokie prawie na 14 metrów, szeroka i umocniona fosa, most zwodzony. Taki był nasz zamek. Choć bez zamkniętej w wieży królewny i chroniącego ją smoka, to i tak pewnie był piękny i robił wrażenie.
Dodatkową ochronę stanowiła z jednej strony wieża obronna wbudowana w pas murów, ale wychodząca po za teren oddzielony zamkową fosą (patrząc w stronę katedry) a z drugiej, stojąca w sąsiedztwie – Brama Toruńska (patrząc w stronę Parku Miejskiego).
To właśnie bramy okazują się najbardziej reprezentatywne – wspomniana Toruńska (Północna) oraz Wrocławska. Były to podobne do siebie obiekty, mające po trzy kondygnacje. Przed każdą dwie baszty (które flankowały mosty) połączone ze sobą murem. Dodatkowo oczywiście połączono je z murem właściwym. Tworzył się swego rodzaju tunel, a całość, brama wraz z przedbramiem, stanowiła pewien rodzaju kompleks. By wejść do miasta, przejść trzeba było przez dwa porty – jeden między basztami, drugi (właściwy) w głównym budynku bramowym, który posiadał kratę, zwaną broną. Na pewno robiły wrażenie i żal, że nie zachowały się do dnia dzisiejszego. Kto nie chciałby wchodzić na teren miasta lokacyjnego przez zabytkową, pięknie podświetloną bramę? Obiekty te były największe w swej kategorii i podobne do siebie w układzie. Oczywiście, podobnie jak obecnie do miasta możemy wjechać wieloma drogami (ile mamy możliwości?), tak wtedy było więcej miejsc do przekroczenia muru. Wzdłuż były również mniejsze bramy, określane, z racji mniejszej rangi i gabarytu, furtami, a co za tym idzie, nie były również tak reprezentacyjne i nie miały potężnego wyglądu. Od wschodu wskazać należy Bramę Łazienną, a od zachodu Piskorzewską, a po za nimi znaleźć można było kilka zupełnie małych i nienazwanych przejść.
Był zamek i były bramy. Nie zwiedziliśmy jeszcze baszt i wież, które również stały się nieodłącznymi elementami wrośniętymi w obwód murów obronnych miasta. Ile było ich dokładnie w Kaliszu? Przy odpowiedzi na to pytanie pojawiają się spory. Nie jest znana dokładna liczba oraz umiejscowienie wszystkich tych obiektów. Baszt mogło być 14-15, a doliczając doń wieże można mówić o 22. Z tak rozbudowanego i pokaźnego systemu baszt do dnia dzisiejszego w całości (choć po przebudowach) zachowały się jedynie dwie baszty – dobrze wszystkim znana Dorotka i równie piękna, choć mniej dostępna Artyleryjska na tyłach CKiS – obecnie z restauracją w środku.
Skąd taka niejasność co do liczby? Możliwe, że różnice wynikają ze sposobu liczenia. Były baszty wmontowane w mury, stojące przy bramach czy podwieszane, które nie widniały na wszystkich planach i różnie podczas liczenia je kwalifikowano. Można np. uznać basztę przy bramach jako część tej bramy, wtedy liczba budynków w danym obliczeniu automatycznie malała.
Idziemy sprzed Bramy Wrocławskiej, mamy za sobą więc już dwie baszty z jej przedbramiami. Po jej prawej stronie mijamy piętrową budowlę na planie prostokąta ze spiczastym, wysokim, czterospadowym dachem. Gdybyśmy jednak poszli w lewo, zobaczylibyśmy basztę, która nie miała fundamentów, przez co nie było jej na wielu planach. Wszystko przez to, że była podwieszana. Był to niewielki obiekt. Idźmy dalej w tym kierunku. Dochodzimy do znajdującej się na rzece baszty „prosto w młyny”. Kolejna duża, okrągła znajdowała się na narożniku południowo-zachodnim. Nazywano ją potocznie „katowską”. Zauważymy, że między nimi mur posiada podpory. Dalej, w kierunku wschodnim, fortyfikacje biegły wzdłuż rzeki. Podziwiając style przeplatania się cegieł, natknęlibyśmy się na kolejne dwie baszty, z czego jedna zawierała w sobie wspomnianą wcześniej bramę Piskorzewską (znajdujemy się w okolicy, w której przebieg muru w ulicy Piskorzewskiej jest właśnie odtwarzany). Nastepnie trzy baszy w okolicach kościoła św. Mikołaja: dwie prostokątne, a jedna, pomiędzy nimi, podwieszana. Fragment wsporników tej ostatniej widoczny jest do dzisiaj na murze przy ul. Parczewskiego.
Zbliżamy się w końcu do zamku, a więc kolejna, którą zauważamy to baszta „zamkowa”. Dodatkowo widzimy pięć baszt własnych oraz pięć wspornic na rezydencji króla. Oczywiście później Brama Toruńska i stojące w ramach jej zespołu baszty. Jak widać gęsto było tutaj od tych budowli. Do następnej, dzieli nas nieco większy odcinek drogi. Gdy go przejdziemy, ujrzymy Dorotkę. Jednak w tamtych czasach nie ujrzelibyśmy znanego nam budynku. Pierwotnie był to niższy obiekt na bazie prostokąta. Dopiero w XVI wieku prawdopodobnie zyskała półokrągłą podstawę po przebudowie. Co prawda, na zamku nie było zamkniętej królewny i smoka, ale za to tu była zamknięta Dorotka i kochający ją szewczyk Marcinek. Może mniej widowiskowe, ale oryginalne! Nazwa baszty nosi więc imię dziewczyny. Jest jednak druga historia, także związana z dziewczynami, które wykonywały najstarszy zawód świata. Na takie panie mówiono Dorotki i podobno zamykano je w tej baszcie. Baszta Prostytutka… hmm. Chyba jednak ciekawsza wersja z córką starosty i szewczykiem. Nie zawsze jednak tak ją nazywano. Na przestrzeni wieków nosiła także inne nazwy. W XVI wieku – Skarbiec. W XVIII – Carceres, czyli Baszta Więzienna.
Możemy iść dalej. Mur skręca na południowy zachód, idzie po łuku i podpierany jest przez trzy filary. Spragnieni? Nieco dalej mamy piwo. Tak – to nie pomyłka, gdyż kolejna baszta zaadaptowana była w późniejszym czasie na… browar. Około pięćdziesiąt metrów dalej mamy Basztę Łazienną. Była też tutaj furta, ale znajdowała się ona bezpośrednio w murze obok baszty. Kolejna budowla była dosyć nietypowa. Dochodzimy do ogrodów zakonników franciszkańskich i widzimy istotne wyjście, ale ani ja, ani Ty drogi czytelniku, nie wyszlibyśmy nim. Basztą, którą teraz spotykamy odprowadzano ścieki z miasta do rzeki. Tu, gdzie dziś biegnie ulica Sukiennicza, stała tak samo nazwana baszta. Inaczej mówiono na nią Franciszkańska. Obok niej widać przyporę wzmacniającą mury kościoła św. Stanisława. Wystawała ona po za fortyfikacje obronne. Ten fragment również zachował się do dnia dzisiejszego. Zatoczyliśmy koło, idąc dalej doszlibyśmy ponownie do Bramy Wrocławskiej.
Nie wszystkie budowle były zadaszone. Część z nich miała charakter otwarty. Budowane były na planie prostokąta i kwadratu, koła lub półkola. I zawsze były wyższe niż mur, do którego je spojono.
Jak na fortyfikacje obronne przystało w murach, bramach i na basztach odnaleźlibyśmy liczne elementy świadczące o obronnym charakterze budowli: wąskie otwory strzelnicze, glify, blanki.
Po za takimi oczywistymi elementami znaleźć można też było malowidła. Rzecz jasna znajdowały się herby i godła. Obok natomiast pojawiały się postacie świętych, którzy mieli, stojąc w bramach, chronić miasta przed wrogiem i zarazą. Brama Toruńska bogata była w tego typu malowidła – Najświętsza Matka Boska, Zbawiciel Świata, św. Roch czy św. Sebastian – mieli strzec Kalisz przed morowym powietrzem.
Odnośnie murów byłoby na tyle, ale to nie koniec budowli, które miały „ukryty profil obronny”. Mowa tu o kościołach i ratuszu, gdyż także w tych budowlach zastosowano elementy znane nam już z murów obronnych. Za dodatkowe wsparcie należy uznać wysokie wieże kościoła św. Mikołaja i ratusza (była to najwyższa budowla w mieście!) oraz przyporę kościoła franciszkańskiego, która posiadała okienka strzelnicze.
Dlaczego idąc na taki spacer, musimy uruchomić wyobraźnię? Czemu nie widzimy takich budowli chodząc po centrum miasta?
Mury wraz z rozwojem artylerii i techniki straciły na znaczeniu, nie spełniały już swojej funkcji. Dodatkowo te kaliskie popadały w ruinę. Doświadczone bitwami i dotknięte zębem czasu stały się kosztownym w utrzymaniu „gruzowiskiem”. W 1780 roku Komisja Dobrego Porządku kazała rozebrać bramę Wrocławską. Po pożarze w 1792 roku jej losy podzielił zamek. Tak etapowo i systematycznie, „kawałek po kawałku” rozbierano fortyfikacje, mur i jego bramy, a także zniszczony ratusz, kończąc całą rozbiórkę w 1806 roku. Zorientowano się, że mury, choć pełniły przez wiele lat ważną rolę, były także sporym ograniczeniem, które trzymało miasto zamknięte. Po rozbiórce nastąpił rozwój, powstawały nowe ulice, place czy chociażby park.
W oparciu o źródła:
J. Tomala, Kalisz miasto lokacyjne w XIII-XVIII wieku, Edytor, Kalisz 2004.
J. Piekniewski, Średniowieczne mury obronne Kalisza, Wydział Kultury i Sztuki, Sportu i Turystyki UM w Kaliszu, Kalisz 2007.
W. Kościelniak, O obronności Miasta Kalisza, Prezydent Miasta Kalisza, Towarzystwo Miłośników Kalisza, Towarzystwo Przyjaciół Książki w Kaliszu, Kalisz 1983.
www.kalisz.info/pieczecie-miasta.html