Stokado
baner_FBAnt
Baner AWS

Szurmiński: Droga do sukcesu powinna być naszym celem, a nie jego osiągnięcie samo w sobie

Adam Szurmiński – pasjonat sportu, popularyzator biegania, trener, trzykrotnie najlepszy kaliszanin Międzynarodowego Biegu Ptolemeusza (2014, 2015, 2019), uczestnik Lekkoatletycznych Mistrzostw Polski Juniorów w biegu 5000 metrów.

Piotr Błaszczyk: Na początku Adamie gratuluję zawarcia związku małżeńskiego z Adrianną. Jak się czujesz jako świeżo upieczony mąż?

Adam Szurmiński: Dziękuję bardzo. Tak, 23 stycznia zawarłem związek małżeński z Adrianną i jestem już prawie trzy miesiące mężem mojej kochanej żony. Jako świeżo upieczony mąż czuję się bardzo dobrze i jestem bardzo szczęśliwy.

Jak wyglądał Twój poprzedni sezon biegowy i czy wróciłeś już do treningów w tym roku?

Do końca września 2020 r. regularnie trenowałem. Sezon zakończyłem 27 września, zajmując trzecie miejsce w III Biegu Sycowska Pogoń na dystansie 10 km. Mimo zajęcia miejsca na podium uzyskałem niesatysfakcjonujący dla mnie czas 34:31. Potem zrobiłem sobie przerwę ze względu na chęć odpowiedniego, duchownego przygotowania się do moich zaślubin.

Obecnie, od początku kwietnia tego roku, wznowiłem intensywne treningi biegowe, targetując je pod debiut w maratonie w Warszawie, który ma odbyć się w ostatni weekend września.


Co uznajesz za swoje obecnie największe sukcesy sportowe?

Zaczynając przygodę z lekkoatletyką w 2011 r., skupiłem się przede wszystkim na dystansach między 800 a 5000 metrów na bieżni. W 2013 r. wziąłem m.in. udział w Mistrzostwach Polski w biegu na 5000 m w kategorii junior starszy, zakończyłem ten bieg z czasem 16:03, co uznaję za wynik, wówczas, naprawdę bardzo solidny. Pozwolił mi on zająć 23 miejsce.

Następnie skupiałem się na biegach ulicznych, udało mi się np. trzykrotnie zostać najlepszym kaliszaninem w Biegu Ptolemeusza w latach 2014, 2015 i 2019. W 2019 r. osiągnąłem mój najlepszy wynik, jeśli chodzi o klasyfikację open, zająłem wtedy 6 miejsce.

Mając na względzie obecne przygotowania do maratonu, ważnym dla mnie biegiem było uczestnictwo w 10. PKO Poznań Półmaratonie w 2017 r., gdzie w moim debiucie na tym dystansie zająłem 24 miejsce w kategorii open (21. miejsce wśród mężczyzn) z czasem 1:13:44.

Jakie teraz stawiasz przed sobą cele?

Teraz skupiam się przede wszystkim na mojej żonie i budowaniu szczęśliwego małżeństwa! A sportowo, na biegach ulicznych, w tym przede wszystkim, tak jak wspomniałem, na maratonie.

Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby udało mi się uzyskać wynik w granicach 2:35, który jednocześnie pozwoliłby mi znaleźć się w TOP 10 kaliszan, jeśli chodzi o dystans maratoński.

Ranking TOP 10 kaliszan w maratonie autorstwa Mariusza Kurzajczyka:

  1. Robert Klupś 1967 2.20.43 Warszawa 1995

  2. Ryszard Płochocki 1961 2.22.56 Toruń 1994

  3. Andrzej Baran 1967 2.28.32 Wrocław 2002

  4. Aron Przybył 1984 2.33.10 Dębno 2006

  5. Krzysztof Górny 1978 2:34:39 Poznań 2013

  6. Mateusz Łańduch 1987 2:34:56 Poznań 2017

  7. Dariusz Kochanek 1976 2.36.58 Poznań 2010

  8. Dariusz Cichorek 1972 2.37.27 Poznań 2007

  9. Wojciech Stasiak 1962 2.39.54 Poznań 2004

  10. Jerzy Wleklak 1961 2:44.03 Wrocław 1993

Jeśli znasz kogoś, kto jest z Kalisza i powinien być umieszczony w rankingu – daj nam znać!

A jak to wygląda zawodowo? Rozumiem, że oprócz startów w biegach udzielasz się również w trenerce?

Tak. Od jesieni 2019 r. prowadzę grupę biegaczy średnio- i długodystansowych w klubie Start Długołęka. Mimo moich początków jako trener, jednej z moich zawodniczek udało się zadebiutować w zeszłorocznych Mistrzostwach Polski, gdzie w kategorii młodzików zakwalifikowała się do finału na dystansie 2000 metrów i uplasowała się tam w drugiej dziesiątce.

Warto myślę powiedzieć naszym czytelnikom o Twoim profilu na Facebooku „Adam Szurmiński – droga jest celem”, na którym jeszcze w 2020 r. popularyzowałeś aktywny tryb życia, w tym przede wszystkim relacjonowałeś swoje starty w zawodach. Jaka była geneza tego profilu? Czy nadal działasz na rzecz popularyzacji biegania?

Zaskoczyłeś mnie tym. Z tego, co pamiętam, to ostatni post na tym profilu został zamieszczony w lutym zeszłego roku. Potem, przede wszystkim przez zawirowania związane z lockdownem, przerwą w startach, ale też brakiem pomysłu na urozmaicenie go – mówiąc brutalnie – porzuciłem wstawianie tam nowych postów. Uznałem, że nie do końca jestem typem influencera. Niemniej, myślę, że może ta rozmowa jest dobrym momentem, żeby jednak spróbować ponownie? Nawet, jakby ten profil miał sprawić, że chociaż jedna osoba zdecyduje się zacząć biegać – to chyba warto.

Jeśli chodzi o popularyzację biegów, to oczywiście nadal w tej kwestii działam! Mieszkając w Kaliszu, prowadziłem m.in. treningi biegowe w ramach akcji „Biegam, bo lubię” na bieżni Stadionu Miejskiego przy Łódzkiej. Obecnie, ze względu na moje inne miejsce zamieszkania, stworzyłem w Długołęce (tam, gdzie prowadzę również treningi w klubie sportowym Start Długołęka) inicjatywę zrzeszającą biegaczy amatorów „Długołęka Biega”. Prowadzę tam treningi dla każdego chętnego biegacza amatora. Mają one to do siebie, że nie zawsze są do wykonania bez wsparcia trenera, takie jak mierzone interwały, płotki czy wzmacnianie siły biegowej. Ta inicjatywa spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem mieszkańców i cieszy się dużą popularnością. Szczególnie, że w tego typu akcjach te efekty sportowe mają być obok tych integracyjnych, jak budowanie zintegrowanej społeczności, przyjaźni, fajna atmosfera, wspólna zabawa itd.

A skąd nazwa tego profilu?

Będąc na rekolekcjach letnich w 2017 r. w Wołczynie, podczas jednego z wykładów zapadła mi w głowie właśnie ta sentencja, że to sama droga do sukcesu powinna być naszym celem, a nie jego osiągnięcie samo w sobie.

Zacząłem się nad tym zastanawiać. Często miałem w swoim życiu takie sytuacje, że przygotowywałem się do jakiegoś startu, osiągałem nawet w nim bardzo dobry wynik, dochodziłem do tego celu, ale często potem miewałem okresy pogorszenia nastroju i szukania nowych wyzwań. Nie potrafiłem często czuć satysfakcji z tych wyników i cały czas brakowało mi spełnienia. Osiągnąłem jakiś sukces, ale co dalej?

Po pewnym czasie doszedłem do przekonania, że to droga do sukcesu jest równie ważna, jak sam cel. A może nawet ważniejsza! To z niej możemy się najwięcej nauczyć i tak naprawdę to ona nas kształtuje.

Porozmawiajmy o bieganiu w Kaliszu. Wiem, że już tutaj od kilku lat nie mieszkasz, ale nadal jesteś związany z tym środowiskiem. Gdzie dzieci czy młodzież mogą zacząć swoją przygodę z bieganiem w Kaliszu?

Z całym przekonaniem mogę zarekomendować mój macierzysty klub UKS 12 Kalisz, znajdujący się przy ul. Długosza 14. Tam te najmłodsze dzieci mogą rozpocząć swoją przygodę ze sportem.

Klub ten prowadzi bardzo ciekawy program Ministerstwa Sportu i PZLA „Lekkoatletyka dla każdego”. Jest to program skierowany właśnie do tych najmłodszych, gdzie trenerzy prowadzą zajęcia ogólnorozwojowe i skupiają się przede wszystkim na tym, aby dzieci połknęły bakcyla sportowego i miały z zajęć dużą frajdę. Chodzi o to, żeby takie dziecko pobiegało, poskakało, porzucało piłeczką.

W tym początkowym etapie nie może być mowy o jakiejś specjalizacji. Ona, wdrażana na zbyt wczesnym etapie, powoduje zbyt szybkie osiągnięcie szczytu możliwości, a potem w wieku 18-19 lat często w najlepszym wypadku stagnację, a zazwyczaj regres sportowy.

A dorośli?

Jeśli chodzi o dorosłych, to w Kaliszu jest coraz więcej różnego rodzaju stowarzyszeń, klubów, zrzeszeń, które skupiają sportowców – amatorów. Mamy Klub Biegacza Supermaraton, inicjatywę Parkrun Kalisz, grupę triathlonową. Jest w czym wybierać. Kalisz biegowo mocno stoi i jak ktoś chce, to znajdzie sobie towarzyszy do wspólnego uprawiania sportu na podobnym poziomie, co jest bardzo ważne i dodatkowo motywujące.

176076405_937136857098785_1422314966916093612_n

Jakie są najciekawsze imprezy biegowe w naszym regionie?

Tak jak wspominałem wcześniej, bardzo interesującym, dużym i dobrze zorganizowanym eventem jest Bieg Ptolemeusza. Poleciłbym również Bieg Republiki Ostrowskiej, czy też organizowany wcześniej Nocny Półmaraton Helena.

Ciekawym, kameralnym wydarzeniem był również Bieg Piastowski. Warto również zainteresować się biegiem przełajowym, który odbywa się co roku w Ostrzeszowie. Oczywiście te biegi w ostatnim czasie nie odbywały się ze względu na obostrzenia pandemiczne.

Właśnie, pandemia. Czy wpłynęła ona w jakiś sposób na Twoje przygotowania, treningi?

Do marca 2020 r. normalnie trenowałem, zdążyłem być nawet w lutym zeszłego roku na obozie przygotowawczym do sezonu w Szklarskiej Porębie. Potem, jak wszystko zostało zamknięte i zakazano wychodzenia na dwór, to również oczywiście tegoo przestrzegałem i na około dwa tygodnie wstrzymałem trening.

Jak widzisz swoją przyszłość?

Na ten moment wiążę ją z Wrocławiem. Żona stąd pochodzi, oboje tutaj pracujemy, chcemy wziąć kredyt, kupić mieszkanie i raczej nie ma tematu powrotu do Kalisza. Oczywiście, życie nauczyło mnie, że nie można brać niczego za pewnik, jedynie śmierć i podatki, więc kategorycznie nie wykluczam powrotu kiedyś do naszego rodzinnego miasta.

Sportowo – bardziej chcę rozwijać się trenersko, ale jeśli chodzi o starty, to nie nakładam na siebie presji, żeby koniecznie zrobić jeszcze jakiś znaczący progres. Bieganie, traktuję już typowo amatorsko, chcę przy okazji potrenować, być w dobrej formie, ale nawet jak jakieś starty nie wyjdą mi tak, jak zakładałem, to nie będę mocno nad tym ubolewał.

A przechodząc na biegi zawodowe, zbliżają się Igrzyska w Tokio, jak oceniasz polskie szanse medalowe w lekkoatletyce?

Wiadomo, polska rzutami stoi. Myślę, że mamy duże szanse medalowe zarówno w rzucie młotem kobiet, mężczyzn, jak i pchnięciu kulą mężczyzn. Jeśli chodzi o biegi, myślę, że bez szans nie pozostaje sztafeta kobiet 4×400 metrów czy średniodystansowcy – Marcin Lewandowski, Adam Kszczot. Szczególnie warto zwrócić uwagę na Kszczota, dla którego to będą prawdopodobnie ostatnie Igrzyska Olimpijskie, a przypomnijmy, że w ostatnich dwóch nie wszedł do finału, mimo że jest wicemistrzem świata z 2015 i 2017 r.

Jak oceniasz potencjalny start polskich maratończyków w Igrzyskach? Ostatnio było głośno, jak kilku z nich zdobyło minima kwalifikacyjne.

Bardzo ciekawa sprawa, ale też jest ona potencjalnie przykrą dla kilku z nich. Do Igrzysk możemy zgłosić maksymalnie trzech mężczyzn i trzy kobiety. W ostatnim biegu w Enschede minimum kwalifikacyjne zdobył Marcin Chabowski oraz Adam Nowicki. Tego samego dnia w Dębnie minima zdobyli na mistrzostwach Polski Arkadiusz Gardzielewski, Kamil Karbowiak oraz Krystian Zalewski. A co ważne, minimum kwalifikacyjne można jeszcze wywalczyć. W związku z tym nieunikniona może być sytuacja, że mimo zdobycia minimum przez część zawodników, kilku z nich niestety na Igrzyska nie pojedzie.

Na zakończenie chciałbym poruszyć jeszcze jeden temat. Dysproporcje między Afrykańczykami a Europejczykami, jeśli chodzi o biegi długodystansowe.

Taka tendencja jest od wielu lat. Afrykańczycy dominują, gdyż od urodzenia mieszkają na wysokości około 2000 metrów, czyli wysokości najbardziej odpowiedniej do treningów długodystansowych. Trenowanie na tej wysokości powoduje większą produkcję czerwonych krwinek. Jeśli dołożymy do tego odpowiedni plan treningowy, to jest to prosty sposób na całkowitą dominację na dystansie maratońskim.

Oczywiście zawodnicy europejscy to widzą i to też powoduje, że jeżdżą tam na obozy, a niektórzy, jak np. norweski maratończyk Sondre Nordstad Moen, nawet tam zamieszkał, aby móc trenować tam przez cały sezon. Pozwoliło mu to wejść do ścisłej czołówki biegaczy maratońskich na świecie.

Rekordy życiowe:

800 m – 1:59.35

1000 m – 2:40.24

1500 m – 4:04.84

3000 m – 9:02.38

5000 m – 15:57.31

10 km – 33:26

Półmaraton – 1:13:42

Tutaj na bieżąco można śledzić treningi Adama: https://www.strava.com/athletes/70952484?oq=adam%20szurmi

Ostatnie starty Adama Szurmińskiego

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze