Wszystko wszędzie na raz
Przyznam szczerze, że tytuł idealnie odzwierciedla skomplikowanie i złożoność zaprezentowanego konceptu i tego, o czym naprawdę był ten film. Wracając wieczorem po jego seansie, jadąc do domu taksówką, zapytany przez kierowcę o czym był ten film, nie potrafiłem mu tego powiedzieć w skrócie. Nie zmienia to faktu, że był to jeden z lepszych filmów jakie widziałem.
O tym czym jest multiwersum możecie przeczytać w mojej zapowiedzi Doktora Strange: https://latarnikkaliski.pl/szalenstwo-multiwersum-zapowiedz-filmu-doktor-strange. Po przeczytaniu tamtego artykułu w ramach wstępu myślę, że można z czystym sumieniem wchodzić w ten świat. Najbardziej skomplikowaną kwestię mamy za sobą. Dalej będzie już przyziemnie. Nawet bardziej niż się zdaje.
Evelyn Wang (grana przez Michelle Yeoh), borykająca się z trudami codzienności żona i matka, zostaje wplątana w wojnę między światami, w której jest ważnym elementem. To swoista podróż po alternatywnych drogach życiowych. Główna bohaterka poznaje siebie jako gwiazdę filmową czy szefa kuchni.
Skomplikowana i złożona fabuła oraz hektolitry absurdalnego humoru to jednak tylko skorupa mająca coś głebiej ukrytego. Ten film to nie jest sci-fi ani typowy akcyjniak jakby się z pozoru wydawało. To tak naprawdę dramat filozoficzny pochylający się nad ważnymi życiowymi problemami.
Dla mnie wydaje się oczywistym stwierdzenie, że film był czymś nowym – nieoczekiwanym i niekonwencjonalnym. Mimo, że temat zaczyna być mocno eksploatowany (Doktor Strange 2, Loki, No Way Home), to jednak część produkcji czeka jeszcze na premierę (Loki 2, Ant-man i Osa 3). Jesteśmy więc jeszcze na początku drogi tego konceptu.
Staram się być wyrozumiały dla filmów, ale większość z nich bazuje na z góry określonych schematach. Jakby miały listę rzeczy do odhaczenia. „Wszystko wszędzie na raz” nie popełnia tego błędu. Jest czymś nowym i świeżym, czymś czego nie oczekiwałem, a jednak dostałem. Tego właśnie potrzebowałem, choć o tym nie wiedziałem. Ta produkcja przypomniała mi inny film, który był dla mnie czymś nowym, czyli Infinity War. Absolutnie nie ździwiło mnie, gdy w napisach końcowych przeczytałem, że za film odpowiadali Bracia Russo, czyli ten sam tandem co za Infinity War.