Po gali w Kaliszu. Interesujące widowisko z niedoróbkami.
Dziesiąta gala MB Promotions za nami. Okazała się ona szczęśliwa dla Polaków, bowiem biało-czerwoni wygrali wszystkie międzynarodowe pojedynki, które stoczone zostały w kaliskiej Arenie. W walce wieczoru Kamil Łaszczyk pokonał na punkty Jose Valdesa z Meksyku.
Gala organizowana przez Mateusza Borka była na pewno ważnym wydarzeniem dla Kalisza. Sam fakt, że przez ponad 4 godziny widzowie w całej Polsce mogli w najlepszym czasie antenowym oglądać zmagania z kaliskiej areny, jest bez wątpienia sukcesem promocyjnym miasta. Na gali roiło się także od vipów, zarówno tych lokalnych, jak i ogólnopolskich związanych ze światem boksu i dziennikarstwa. Pewnym mankamentem była frekwencja, nie udało się zapełnić parkietu hali, a na trybunach zajętych było maksymalnie 20% krzesełek.
Zacznijmy jednak od pozytywów. Takowym bez wątpienia było to co powinno być crème de la crème gali bokserskiej, czyli same walki. Mateusz Borek często powtarza, że jego celem jako promotora nie jest wybieranie dla swoich zawodników rywali, którzy będą służyć wyłącznie za podbijanie ich rekordu. Karta wart wybrana została ciekawie, pojedynki były wyrównane i budujące napięcie do ostatniej rundy. Nie dziwi, że tylko jedna walka zakończyła się nokautem, zwłaszcza że dominowały niższe wagi, gdzie zakończenie walki przed czasem zdarza się rzadziej. Zbliżony potencjał zawodników zaowocował tym, że walki toczone były na pełnych dystansach.
Otoczka zawodów, wejścia zawodników, także stała na bardzo wysokim poziomie. Czuło się atmosferę widowiska, zwłaszcza gdy przed ostatnią walką zabrzmiały hymny obu krajów. Kamil Łaszczyk nie spisał się na miarę swoich możliwości i aspiracji, mówił o tym zresztą otwarcie po walce sam zawodnik oraz jego promotor Mateusz Borek. Gdyby nie przebudzenie w ostatnich rundach, pierwsza porażka w karierze tego pięściarza była bardzo realna. Tak się jednak nie stało, więc teraz Łaszczyka czekają kolejne wyzwania, które mają poprawić formę tego zawodnika. Widać bowiem, że Łaszczyk potrzebuje być w rytmie walk, bo ostatnia aż 9-miesięczna przerwa wywarła na niego negatywny wpływ.
Co zawiodło? Na pewno wspomniana już frekwencja, która może nie była katastrofalna, ale bez wątpienia mogła być lepsza. Co ciekawe liczba osób w Hali Arena nie zwiększała się w raz zbliżania się walki wieczoru. Kulminacja publiczności obecnej na Arenie nastąpiła gdzieś w okolicach godziny 22.00. Co sprawiło, że ludzie nie dotrwali do końca? Wydaje się, że kluczowy był brak jakiegokolwiek cateringu. Gala bokserska to nie mecz piłki ręcznej czy siatkówki, który skończy się po około dwóch godzinach (a i tam przecież wypadałoby przygotować jakieś punkty gastronomiczne). W trakcie gali, trwającej 6 godzin, widzowie mają chęć zjedzenia bądź napicia się czegoś. Oblężenie przeżywały okoliczne sklepy spożywcze, a zaobserwować można było także przypadki dowożenia jedzenia i picia zamówionych „na wynos”.
Organizatorzy gali zapewniali, że za kwestie wyżywienia na obiekcie odpowiada jego właściciel, czyli Ośrodek Sportu, Rehabilitacji i Rekreacji w Kaliszu. Takowy miał podobno na gali być, ale coś „wysypało” się przed wydarzeniem. Sprawa na pewno powinna zostać wyjaśniona, a konsekwencje poniesione. Nie może być tak, że jedynymi osobami niegłodnymi na hali pozostają vipy, mający swój własny bufet. Wygląda to trochę na sytuację, w której elita kaliska zadbała o siebie, zapominając o zwykłych sympatykach sportu, którzy kupili bilety na galę. Odbyło się to ze szkodą finansową, bo przecież publiczność wydałaby w punktach gastronomicznych swoje pieniądze, dając zarobić firmie cateringowej i OSRiRowi. Brak takowych zakrawa zatem na niegospodarność, która może negatywnie odbić się na frekwencji przy kolejnych tego typu wydarzeniach.
W kuluarach gali pojawiła się informacja, że miasto chce ponownie zorganizować galę bokserską w przyszłym roku. To dobra wiadomość, gdyż jest spora szansa, że takowe wydarzenia mogą się w Kaliszu przyjąć i uzupełniać sportową ofertę miasta. Rozpoznawalność Mateusza Borka i współnależącego do niego youtubowego Kanału Sportowego także powodują, że o organizowanych przez niego galach jest głośno. Wszelkie niedoróbki powinny być jednak do tego czasu poprawione, a wtedy może i nawet frekwencja dopisze w większym stopniu, nie tylko wśród vipów. Inaczej bowiem potencjalny nabywca biletu może dojść do wniosku, że bardziej komfortowe będzie oglądanie transmisji w telewizji, na wygodnej kanapie i z dostępem do lodówki.
fot. MB Promotions