Nieobecna opozycja, czyli kaliska współpraca ponad podziałami [OPINIA]
Uroczysta sesja Rady Miasta Kalisza. Święto Miasta, nagrody dla najbardziej zasłużonych kaliszan, dostojni goście i, teoretycznie, przestrzeń budowania lokalnej wspólnoty. Teoretycznie, ponieważ niestety pierwszy raz od niepamiętnych czasów (a może nawet pierwszy raz w historii…?) duża część opozycji postanowiła zignorować uroczystą sesję.
Centralne standardy, lokalna rzeczywistość
W polityce lokalnej zawsze cieszyło mnie to, że w przeciwieństwie do wojen plemiennych toczonych na centralnym szczeblu politycznym, polityków z innych opcji traktuje się tu bardziej jako konkurentów, a nie zaciekłych wrogów. Oczywiście nadal jest to polityka pełna złośliwości, populistycznych chwytów erystycznych i rywalizacji, jednak możliwa jest także i normalna uczciwa rozmowa, której praktycznie nie obserwujemy już w ogólnopolskich mediach.
Niestety ostatnie zignorowanie uroczystej sesji Rady Miasta Kalisza przez polityków Platformy Obywatelskiej oraz Lewicy trochę niszczy ten obraz. Opozycję w trakcie piątkowej sesji reprezentowali jedynie czterej radni Polski 2050, a także senator Janusz Pęcherz. Był także przewodniczący Rady Powiatu Kaliskiego z PSL-u Jan Adam Kłysz. Zgromadzonych nie uraczyli swoją obecnością miejscy radni Lewicy, radni PO, a także posłowie Platformy, poseł PSL-u i posłanka Lewicy. Szczególnie ważna jest w tym przypadku nieobecność radnych, gdyż była to w końcu sesja Rady Miasta. Obowiązkiem radnego jest uczestniczyć w posiedzeniach Rady (szczególnie tych najważniejszych), gdyż m.in. za to otrzymuje on swoje wynagrodzenie.
Polska 2050 – 4/4, Platforma – 0/4
Klub Radnych PO był w czasie sesji reprezentowany przez okrągłą liczbę „0” radnych. Każdy z nich twierdzi, że coś ważnego go zatrzymało. Radny Dariusz Grodziński w trakcie trwania sesji rozpoczynał La Stradę organizowaną przez zarządzany przez niego CKiS. – Byłem w pracy, więc jedno wykluczało drugie. Tyle mogę powiedzieć – tłumaczy Dariusz Grodziński. A co z pozostałymi radnymi? Przewodniczący Klubu PO, odpowiedzialny za koordynację pracy radnych, twierdzi, że nie wie i nie będzie się wypowiadał za kolegów.
Radny PO, dyrektor kaliskiego WORD-u Sławomir Chrzanowski tłumaczy się lakonicznie obowiązkami służbowymi, które musiał pełnić w piątkowy wieczór. Radny Marcin Małecki odpisał mi, że zajmował się opieką nad swoim dwuletnim synem. – Zależało mi, żeby być na sesji – zaznacza radny. Z radnym Radosławem Kołacińskim, dyrektorem kaliskiego szpitala, nie udało mi się skontaktować. Zważywszy jednak na stan kaliskiego szpitala, jego także mogły powstrzymać obowiązki służbowe.
Dodzwoniłem się także do asystenta kaliskiego posła PO Mariusza Witczaka. Poinformował mnie on, że poseł nie mógł pojawić się na sesji, ponieważ był w Warszawie. Na moje pytanie, dlaczego poseł zastępczo nie delegował na uroczystość chociażby swojego asystenta, nie otrzymałem odpowiedzi. Posłanka Pawliczak również nie była obecna i również nie wysłała swojego asystenta. Tłumaczy ona, że w ubiegłym roku chciała, aby na uroczystej sesji był obecny ktoś w jej zastępstwie, ale poinformowano ją wówczas o braku takiej możliwości. W tym roku w wydarzeniu brali udział asystenci polityczni (np. posłów PiS), więc było to niewątpliwie do zrealizowania. Być może wystarczyłoby tylko dołożyć trochę większych starań w tym zakresie…
Opozycyjnych radnych Polski 2050, którzy w komplecie pojawili się na sesji, chwalił nie będę, gdyż zachowali się zwyczajnie zgodnie z protokołem, tak jak przystało na członków Rady Miasta. Ciekawy to jednak zbieg okoliczności, że żadnemu z czworga radnych Polski 2050 nic nie wypadło, a w przypadku czterech radnych Platformy Obywatelskiej każdemu coś wypadło. Życie jest przewrotne.
„Prezydent nie dąży do tego, żeby jednoczyć”
Posłanka Pawliczak tłumaczy swoją nieobecność uczestnictwem w ślubie swojego bliskiego kolegi. – Na uroczystych sesjach prawie zawsze jestem. Teraz to był właściwie wyjątek – tłumaczy posłanka. Z kolei radni Lewicy, Łukasz i Zbigniew Włodarkowie, mówią, że byli na zaplanowanym 3 miesiące wcześniej kilkunastodniowym rodzinnym wyjeździe. – Tu nie chodzi o kwestię niechęci czy wyrażania manifestacji – mówił mi radny Łukasz Włodarek. I choć powyższe usprawiedliwienia brzmią logicznie, tak brak obecności jakiegokolwiek przedstawiciela Lewicy nie wygląda dobrze z punktu widzenia pokazania, że Lewicy zależy na budowania choćby symbolicznej lokalnej jedności politycznej. Kiedy pytam o to Karolinę Pawliczak, słyszę, że „pan prezydent też nie dąży do tego, żeby jednoczyć”.
Choć zdaję sobie sprawę z tego, że między politykami dochodzi do wielu sporów (uznaję to wręcz za wartościowe z punktu widzenia jakości rządzenia miastem), tak już trochę męczy mnie przerzucanie się argumentami w stylu: „on też zrobił coś źle”. Poważne państwa, takie jak na przykład Niemcy czy USA, mimo wielu konfliktów wewnętrznych posiadają wspólną rację stanu. Sztuką jest wyjść poza małostkowe niesnaski podczas takich symbolicznych okazji, jak uroczysta sesja Rady Miasta Kalisza. Nie chodzi tutaj o utopijną jedność i brak sporów, gdyż tego typu podejście byłoby infantylne, ale o budowanie przestrzeni do rozmowy i wspólnego poszukiwania strategicznych interesów naszego regionu. Myślę, że z punktu widzenia długookresowego rozwoju Kalisza musimy ze sobą rozmawiać (również ostro!), a nie obrażać się na siebie niczym dzieci w piaskownicy.
fot. transmisja z sesji, opracowanie własne