Banasiak: subiektywne podsumowanie czerwca
Zamiast wielu tematów – jeden. Wobec niego, nikt jednak obojętnie nie przejdzie/nie przejedzie*.
Powiało optymizmem podczas spotkania Komitetu Rewitalizacji z przedsiębiorcami i to z kilku powodów. Nie było to zwyczajowe ślęczenie nad zwietrzałymi paluszkami z obowiązkowym patrzeniem na zegarek, ale rzeczowa dyskusja.
Brawa dla Eskana
Przede wszystkim, w tzw. przestrzeni publicznej pojawiły się sformułowania KON – TRO – WER – SYJ – NE, za które można dostać po uszach od inżynierów społecznych, którzy na tęczowej, czy tam zielonej fladze, mają dwa pedały. Co ciekawe – te kontrowersyjne tezy (1. Brakuje w centrum parkingów, 2. Wiem, że są tutaj zwolennicy łażenia na szczudłach, ale większość ludzi jest leniwa i woli podjechać pod drzwi sklepu) wygłosił sam Eskan Darwich, radny z ugrupowania Polska coś tam, czy tam Trzecia Droga. Generalnie nie było to odkrycie kopernikańskie, ale taka spostrzegawczość to jednak rzadkość, choć może Eskanowi nastręczyć kłopotów – radny nie odwołuje się do obowiązującego sekciarskiego zaczadzenia, ale do zdrowego rozsądku.
Któryś z czynników oficjalnych zachował rewolucyjną czujność i od razu próbował sprowadzić rzecz do absurdu, pytając, czy chcemy parking na Głównym Rynku. Oczywiście nikt nie był na tyle odważny, żeby opowiedzieć, iż należałoby tę propozycję na co najmniej rozważyć. A można było wskazać np. pobliski Ostrów, gdzie nieuświadomiona społecznie ciemnota, może wjeżdżać na część rynku, a nawet – o zgrozo! – parkować auta!!! Oczywiście, mają przez to za swoje! Żeby w niedzielę te zmotoryzowane łobuzy mogły zjeść obiad w restauracji na rynku muszą wcześniej zarezerwować stolik, albo stać 1,5 godziny w drzwiach, z nadzieją, że ktoś – mimo rezerwacji – nie przyjdzie. Dobrze im tak, bo przynajmniej tłok mają w knajpach taki (nie tylko w niedzielę), że wszystkiego odechciewa poza jedzeniem. Głodomory płacą więc wstrętnym kapitalistom, którzy właśnie na ostrowskim rynku i w jego okolicach postanowili prowadzić biznes spożywczy albo tekstylny. Ci zacierają ręce, licząc peeleny. Z takiego obrotu sprawy nie są zadowolone oficjalne czynniki samorządowe, które przez niedopatrzenia związane z dopuszczeniem do wjazdu samochód na główny plac miasta, nie mogą teraz walczyć o ,,ożywienie rynku”. Wszystko jednak przed nami.
Salami dla kierowców
Obrzydzanie jeżdżenia samochodami po Kaliszu nadal jest w fazie wstępnej. Początek tego trendu należy umieścić kilka lat wstecz, gdy zaczęły znikać miejsca parkingowe. Był parking, a nagle ktoś postawił metalowe pręty, niby dla rowerów. Takie rurki, można było wstrzelić w elewację budynku, a zostawić miejsce na samochód, albo dwa. No ale skoro walczymy z kierowcami, to trzeba walkę klasową zaostrzyć i metodą salami (plasterek po plasterku) piłować samochodziarzy. To piłowanie odbywa się na wielu obszarach – niby policja dba o bezpieczeństwo ruchu drogowego, niby monitoruje zagrożenia (co się objawia nakładaniem kolejnych ograniczeń), ale żeby tak np. sprawdzić, jaka jest widoczność na skrzyżowaniach, to już chętnych nie ma. Na ten przykład jedzie człowiek z Bankowej w prawo, w kierunku NOT-u i na skrzyżowaniu z Pułaskiego, żeby bezpiecznie przejechać, powinien wysiąść z wozu, i sprawdzić, czy za krzakami nie jedzie szwagier, albo pierwszy kochanek drugiej bratowej. Zresztą – podobnych przykładów można znaleźć mniej więcej tyle, ile trener Noch popełnił błędów podczas roboty w Kaliszu.
Idziemy dalej (nieprzypadkowo idziemy, a nie jedziemy, bo jazda to – wiadomo – obciach). Tyle się mówiło o zakorkowanej starówce, a tymczasem niezauważenie pojawiły się nowe przystanki na zatłoczonych ciągach komunikacyjnych. Uwaga – nie zatoki autobusowe, ale żywe przystanki na gołej drodze: na Kolegialnej – przed mostem ,,żelaznym”, a także na Parczewskiego. Autobusy nagle zatrzymują się i blokują ruch, ale to rzecz jasna nie wszystko – żeby piesi mogli wleźć do Autosanu, trzeba było zlikwidować kolejne miejsca parkingowe. Mimo wszystko brak parkingów nie jest jednak tak denerwujący, jak utrudnienia w ruchu. Myślę więc, że jak dobrze pójdzie, to zimą korki będą od Niedźwiad do sądu. I może wtedy się dziadostwo nauczy kicać na piechotę albo jeździć autobusami.
Parkingów nie ma i co nam pan zrobi?
Aż się prosi o kilka słów na temat parkingów, bo to zagadnienie interesujące. Znikaniu pojedynczych miejsc parkingowych towarzyszy milczenie, ale od czasu do czasu pojawia się ogólne ubolewanie, że nie ma gdzie pozostawić auta. Systemowe rozwiązanie jest jednak bardzo proste – na ten problem wymyśliłem receptę w swojej własnej głowie i za darmo przekazałem ją swego czasu numerowi dwa w mieście. – Weźcie – mówiłem, bo byliśmy na ,,ty” – zróbcie ekshumację, załadujcie do jakiejś beczki to, co zostało z wyzwalających Kalisz gwałcicieli i złodziei, przenieście ich cmentarz na Majków i mamy wszyscy kilkaset miejsc parkingowych. Pomysł jednak nie zyskał aprobaty. Do dzisiaj się zastanawiam, czy dlatego, że numer dwa w mieście, zanim się rozkochał w Brukseli, Tusku itd. robił sobie zdjęcia z towarzyszem Millerem (który w Moskwie pożyczał jakieś grubsze drobne), czy dlatego, że taki teren można byłoby opchnąć poważnemu deweloperowi, który urządziłby tutaj galerię handlową, jak się patrzy, z miejscami parkingowymi rzecz jasna. W każdym razie pomysł poddaję pod rozwagę za darmo po raz kolejny i w promocji dodaję pytanie: kiedy, jeśli nie teraz, pozbędziemy się pomników gwałcicieli i złodziei przy teatrze?
Zawodowi ożywiacze starówki
Zanim dojdziemy do końca (kiedyś ludzie byli przekonani, że myślenie ma przyszłość, ale okazuje się, że chodziło o chodzenie) mała dygresja – wszędzie tam, gdzie jakiś wstrętny kapitalista postanowi zarobić obrzydliwe pieniądze i inwestuje w jakąkolwiek działalność, zabezpiecza teren na parking. Skąd kapitaliści wiedzą, że jeśli będą strzyc głowy, albo sprzedawać marchewę i nie będą mieli parkingu, to człowiek wybierze konkurenta, który plac na zostawienie auta posiada? Tego do końca nie wiadomo. Możliwe, że obrzydliwi kapitaliści obserwują świat i wyciągają wnioski, a nie naginają ją do własnych chorych wyobrażeń. W końcu wydają własne, ciężko zarobione, ale oczywiście obrzydliwe pieniądze. Niestety samolubni kapitaliści, nie słuchają tych, którzy wiedzą lepiej – są fachowcy, którzy od 20, czy 30 lat niezmiennie ożywiają Główny Rynek w Kaliszu. I mają w tym zakresie sukcesy. Ożywianie jest naturalnie zrównoważone – na razie udało się zapewnić komfort konsumującym. Nie ma kolejek, można bez kłopotu wbić do każdej porze restauracji i wszyscy są zadowoleni. No chyba, że jest godz. 21 w weekend, albo godz. 19 w dni powszednie. Wtedy pozostaje wziąć dziewczynę, żonę, czy partnera biznesowego i podskoczyć na hot doga do zielonej sieciówki. Może to nie najlepszy pomysł na kolację, czy randkę, ale przynajmniej obroniliśmy Główny Rynek przed samochodami…
*Niepotrzebnie się rozpraszasz drogi czytelniku. Wracaj do początku…
Boże, jaki chaos i bełkot. Bąki intelektualne. Proszę się tylko nie obrażać.
Co to za pierdolety, jakiś kuc to pisał? 😀
Nic nie zrozumiano?
Nareszcie ktoś napisał prawdę. Odważny pan jest. A ludzie chcą i potrzebują parkingów.