Dedykowane osiedla czy izolowane „bańki”?
W krajach zachodnich funkcjonują od dawna, a u nas stały się na nowo kontrowersją ostatnich tygodni – mowa o sprofilowanych czy dedykowanych osiedlach, choć bywają i tacy, którzy nazywają je dużo ostrzej: „współczesne getta”. Czy słusznie i czy wspomniana moda oraz innowacja mogłaby zawitać lub faktycznie zawita także w naszym mieście?
Przywykliśmy do scenariuszy, gdzie deweloperzy reklamują swoje nowopowstałe realizacje jako np. „osiedla dla młodych” czy „osiedla dla rodzin”. Bywają i całe programy miejskie lub o szerszym zakresie, gdzie młode rodziny mogą liczyć na wsparcie w tej kwestii. Takie rozwiązania nie budzą raczej kontrowersji, choć trzeba tu zaznaczyć, że dedykowane w ten sposób osiedla po prostu uwzględniają w swojej zabudowie przestrzeń dla dzieci pokroju np. placów zabaw. Chodzi więc głównie o infrastrukturę, a nie nakaz posiadania pociech. O taką przestrzeń często ciężko w centrach miast, gdzie wiele działek ma już swój ustalony kształt i modyfikacje są trudniejsze do wykonania czy bardziej czasochłonne. Pozornie na takich osiedlach nie ma wprost przedstawionych zakazów względem osób, które nie wpisują się w zamysł „dla młodych/rodzin”, ale oczywistym jest, że osoby pragnące ciszy i spokoju, mogą się w takim miejscu zwyczajnie „męczyć”. Co z grupami sklasyfikowanymi według innych kategorii? Czy skoro reklamowane są osiedla dla młodych, to równie dobrze mogłyby pojawiać się podobne dla „starych”?
Wspomniana sugestia o przestrzeniach miejskich dla osób starszych jest już od dłuższego czasu realizowana i praktykowana w zachodniej części Europy czy w Stanach Zjednoczonych, ale w tym przypadku sprawdzi się znane stwierdzenie, że „nie wszystko co zachodnie musi być lepsze”. „Osiedla 55+” (choć wartość wcale nie musi oznaczać sztywnej granicy wieku) lub „Adult communities”, to popularne w USA rozwiązanie, które opiera się na kreowaniu zabudowy dla właśnie osób starszych. Co ważne, należy zaznaczyć, że mowa jest właśnie o zabudowie, bo takie osiedle to nie tylko domy wynajmowane tej lub innej rodzinie, ale również wspólna przestrzeń projektowana pod kątem seniorów: miejsca na relaks, odpoczynek, rozrywkę czy realizowanie pasji. W ramach takiego wariantu większość (80-100%) miejsc zostaje zasiedlona przez seniorów. Warto wspomnieć także o tym, że podział mieszkańców ze względu na wiek, to nie jedyna wartość, na której mogą opierać się sprofilowane osiedla – takim wyznacznikiem może być również np. wyznanie. W tym przypadku pojawiających się kontrowersji jest sporo więcej, ale takie pomysły są już powoli przeszczepiane także na grunt naszego kraju.
W okolicach Warszawy (os. Przystań) czy Krakowa (os. Fatimskie, Slow City), a ostatnio także na Śląsku tworzone są lub już istnieją dedykowane „miasteczka”, które reklamuje się jako np. „nie dla młodych”, „dla katolików”, „ekologiczne”. To oczywiście uproszczenie, ale co bardziej złośliwi rozważają już także w komentarzach w sieci „osiedla dla osób powyżej 180 cm wzrostu” lub inne podobne eksperymenty. Właśnie słowo eksperyment dobrze odzwierciedla, to czym są takie próby w Polsce – sami deweloperzy nie unikają takiej oceny na swoich stronach. W przypadku osiedla zdefiniowanego jako „osiedla nie dla młodych” (ostatni przypadek tajemniczej mieściny na Śląsku), warto dodać, że deweloper zdecydował się na taki krok z uwagi na dostępną przestrzeń. W ten sposób już od początku nie ukrywa się, że infrastruktury dla dzieci czy młodzieży nie ma i nie będzie, co nie oznacza, że ma istnieć odgórny zakaz zamieszkania tam przez osoby z tej grupy wiekowej. Trzeba wtedy brać jednak pod uwagę to, że nawet gdyby pojawiły się w takim miejscu rodziny z dziećmi, to prawdopodobnie byłoby to dla nich uciążliwe w jakimś stopniu. Część osób słysząc o „osiedlach bez dzieci” zastanawia się czy taka realizacja jest zgodna z prawem. To wynajmujący decyduje komu chce zaoferować swoje lokale, a w sytuacji gdy najmłodsi pojawią się już w trakcie wynajmu – właściciel może po prostu nie przedłużyć umowy. Na płaszczyźnie udostępniania mamy więcej możliwości – inaczej jest w przypadku sprzedaży, ale ten drugi wariant nie funkcjonuje przy takich pomysłach na osiedla.
Przechodząc niejako do podsumowania samego pomysłu i tego czy wkrótce pojawi się także w Kaliszu – można śmiało założyć, że tak się prędzej czy później stanie, ale to jak chętnie kaliszanie odpowiedzą na tę „nowość”, to już inna kwestia. Czy jednak pomysły na tego typu osiedla są dobre? Jakiś czas temu na łamach portalu w jednym z artykułów wspominaliśmy o kilku aktualnych kaliskich osiedlach, porównując ich sytuację, gdzie jednym z wniosków były współczesne tendencje do „odgradzania się” od siebie wzajemnie. W tamtym przypadku było to ujęte w sposób dość dosłowny, ale na przykładzie dedykowanych osiedli taki zamysł spełnia się na poziomie dużo głębszym. O ile chęć „ciszy i spokoju” można łatwiej zrozumieć, to oddzielanie się z niektórych innych względów jest prostą drogą do zamykania się w swoich własnych „bańkach”. O ile reklamowany komfort do pewnego stopnia można uznać za sensowny, to warto zastanowić się czy chcemy otaczać się wyłącznie osobami o bliskich nam poglądach, preferencjach czy wyznaniu i niejako iść na skróty? Tak bywa już w wielu innych dziedzinach współczesnego życia. Brak konfrontacji z odmiennymi punktami widzenia powiększa bariery między ludźmi, a zamknięcie „w szczęśliwości” może wywołać jeszcze większy szok, gdy z jakichś względów będziemy mieli potrzebę opuścić naszą „bańkę”. Ponadto nawet w przypadkach mniej kontrowersyjnych takich jak np. amerykańskie „osiedla 55+”, wynajmowane tam domy są często wyborem sezonowym. Pomijając kwestię tego czy polscy seniorzy byliby w stanie pozwolić sobie na dwa domy, to można by taki scenariusz porównać raczej do małej podmiejskiej działki czy domku na Mazurach, a nie strefy izolacji na dłuższy czas.
Reklamowane w ten sposób sprofilowane osiedla to również dobry chwyt marketingowy i reklama – gorzej, gdy tylko na tym „dedykacja” się kończy. W pewnym sensie reklamowany komfort, bezpieczeństwo i spokój (z tych czy innych względów), to również pozór nawet na etapie koncepcji. Faktem jest, że niektórzy właściciele chętniej wynajmują mieszkania osobom bez dzieci czy zwierząt, z uwagi na mniejsze prawdopodobieństwo potrzeby kolejnych remontów, a osiedla bez dzieci to w teorii zniwelowanie hałasu. W praktyce może się jednak okazać, że sąsiadujący z nami single czy pary bez dzieci prowadzą głośniejszy tryb życia niż familie, w których najmłodsi się pojawili. Czy pomimo tych wszystkich argumentów istnieją również zalety? Z pewnością do takich można zaliczyć łatwiejsze gospodarowanie przestrzenią – gdy osiedle składa się z osób starszych, to w teorii infrastrukturę czy nawet połączenia komunikacji miejskiej można prościej dostosować do potrzeb mieszkańców. Podobnie rzecz ma się z lokalami dla rodzin z dziećmi – place zabaw, przedszkola czy szkoły, które nie są niezbędne, gdy w naszym otoczeniu nie ma młodzieży. Ostatecznie „moda” pewnie pojawi się także u nas, a decyzja o miejscu zamieszkania jest kwestią indywidualną każdego z nas. Jak jednak pokazują badania przygotowane dla portalu bankier.pl, ponad 90% respondentów uważa, że priorytetem przy wyborze domu czy mieszkania jest jego powierzchnia i lokalizacja na mapie miasta, a dopiero w dalszej kolejności udogodnienia przydatne dla danej grupy społecznej. Może lepszym rozwiązaniem byłyby sprofilowane tylko pojedyncze domy na danym osiedlu? Czy jednak wtedy nie zachowalibyśmy wszystkich wad, a zalety nie zostałyby zminimalizowane?
Źródło: https://www.bankier.pl/wiadomosc/Osiedla-bez-dzieci-tak-czy-nie-8094497.html.
Fot. poglądowe: pixabay