Stokado
baner_FBAnt
Baner AWS

Latający dywan, czyli o śmieciach (i nie tylko) w nieco inny sposób

Kwestię śmieci i smogu w naszym mieście można już powoli wpisywać na listę kandydatów do tematu roku. Są to problemy głośne, bardzo ważne i przede wszystkim „namacalne”, bliskie każdemu z mieszkańców – bez względu na to, po której stronie stoi i jakie jest jego stanowisko. O obu kwestiach powiedziano już bardzo wiele – również na łamach Latarnika Kaliskiego. Mowa była o opłatach, regulacjach prawnych, o tym jak duży wpływ oba tematy mają na życie i zdrowie. Czynnikiem, który warto jednak jeszcze poruszyć jest ten ludzki – możliwe, że najistotniejszy. Wydaje się on ważny również dlatego, że na naszej skrzynce mailowej pojawiają się informacje od kaliszan zaniepokojonych np. zanieczyszczeniem powietrza w ich okolicy przez sąsiadów i brakiem reakcji ze strony „służb”. Każdy z takich problemów jest najczęściej zgłaszany dalej – np. do Straży Miejskiej. Co jednak się dzieje, gdy rozmowa telefoniczna się kończy, głos dyspozytora w słuchawce milknie, a my czekamy na interwencję?

W ostatnim czasie w redakcji pojawiła się informacja od naszego czytelnika, który zaniepokojony wspomnianą już wyżej kwestią zanieczyszczenia powietrza w jego okolicy, postanowił napisać, twierdząc że inne kroki nie pomogły. Jak widać problem smogu to nie tylko przekazywane pieniądze, wielkość dotacji oraz to na ile i jak miejskie władze pomagają kaliszanom. Ważny jest tu również czynnik ludzki, czyli to jak bardzo czujemy się odpowiedzialni za wspólną przestrzeń, jak wielką mamy świadomość danego problemu oraz tego, co możemy z nim zrobić. Podobnie sprawa ma się ze śmieciami w mieście. Jak te kwestie się łączą? Wiele mówi się o segregacji odpadów na poziomie regulacji, poszukiwaniu sposobów na egzekwowanie opłat za odpady od większej ilości mieszkańców, powstają także wiaty, które mają zapobiegać np. „podrzucaniu” śmieci do pojemników innych osób czy wręcz informuje się o pozostawianiu ich gdzieś „na odludziu” przez niektóre osoby. Kilka dni temu na oficjalnej stronie Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych w Kaliszu zostało opublikowane interesujące nagranie, które w symboliczny sposób pokazuje jak (nie) dba się o nawet wspólną i najbliższą przestrzeń naszego np. podwórka.

Informacje dodane do filmu podkreślają to, co najczęściej powtarzają wszyscy – administrator, zarządca, miasto nie troszczy się o porządek, a śmieci podrzucają sąsiedzi czy ogólniej – „inni”. Podstawowy schemat: to nie my – to oni. MZBM w słowach do wspomnianego nagrania pyta: „…ale czy ktoś byłby w stanie, przez nikogo być niezauważony, wnieść na ogrodzone podwórko lodówkę, szafę czy wersalkę, albo wyładować 20 worków gruzu?”. Wbrew pozorom nie wydaje się to niemożliwe, ale czy jesteśmy w stanie uwierzyć, że jest tak za każdym razem? W jednym z artykułów na portalu poruszana była kwestia hipotetycznie rozbryzganej farby na chodniku i tego, że czekając aż zrobi to „ona czy on”, farba nigdy nie zostanie usunięta. Wyparcie czy narzekanie na bliżej nieokreślone jednostki nie pomoże – zwłaszcza, gdy to np. sami mieszkańcy danego miejsca śmiecą. Oczywiście nie można tu generalizować i temat nie dotyczy każdej osoby, która zgłasza, że coś jest nie tak.

O podobnej sytuacji można mówić również w przypadku zgłoszeń np. do Straży Miejskiej, gdzie pojawia się informacja, że nasz sąsiad wykorzystuje w swoim piecu niewłaściwe materiały do opału. Nie każde z tych zdarzeń jest takie samo i nie każde jest zgłoszeniem bezpodstawnym, ale jak wynika z rozmowy z funkcjonariuszami  SM – bywają miejsca, gdzie pojawiają się kilkanaście razy nawet w ciągu jednego tygodnia w tej samej lokalizacji, gdyż na każde wezwanie muszą odpowiedzieć. Dzieje się tak nawet w przypadku, gdy już przed wizytą u danej osoby wiadomo, że nic nowego i przede wszystkim budzącego zastrzeżenia, nie wyniknie. Jak tłumaczy nam Marcin Stefankiewicz, Naczelnik Wydziału Prewencji Straży Miejskiej w Kaliszu: „Jak osoba rejestrująca dym może ocenić co jest spalane?”. Opieranie się na subiektywnych przesłankach okazuje się jedną z kluczowych przesłanek do zgłoszeń według SM – najczęstsze telefony kończą się na stwierdzeniu „dymi się”. Jednym z głównych zarzutów wobec funkcjonariuszy jest to, że na miejsce nie wracają, a gdy już się pojawią, to akurat jest to moment, gdy w powietrzu nie ma zanieczyszczeń. Co jednak dzieje się, gdy zgłoszenie zostanie już przyjęte i jak taka procedura wygląda?

„Procedura jest dość prosta – na miejsce jedzie patrol, ale nie dzieje się to oczywiście od razu. W pierwszej kolejności realizujemy obecnie zadania <covidowe> i jeżeli dyżurny widzi wolny patrol, to wtedy kieruje go na interwencję. Patrol jedzie na miejsce i wchodzi do danego lokalu, a potem dokonuje kontroli. Każda kontrola kończy się sporządzeniem protokołu i jeżeli są jakieś niedociągnięcia, to w zależności od oceny patrolu – może się taka sytuacja zakończyć np. mandatem lub pouczeniem. Kontrola dotyczy  oczywiście pieca i jego klasy. Jeżeli jest konieczność wymiany, to taka informacja jest wpisywana do protokołu. Wpisywana też jest adnotacja do kiedy taki piec należy wymienić. Jeżeli zachodzi taka konieczność, to pobierane są próbki i wysyłane do laboratorium – wszystko zależy od sytuacji. Posiadamy wilgotnościomierz i sprawdzamy także asygnatę opału przy interwencjach.” – wyjaśnia Marcin Stefankiewicz.

Naczelnik zaznacza również, że trzeba brać pod uwagę to, że sam dym nie świadczy, iż jego źródło wynika z wykorzystywania zabronionych materiałów do opału. Według przekazanych informacji i statystyk – na mapie Kalisza znajdują się miejsca, do których cytując – „wstyd jechać”, gdyż tak wiele razy strażnicy odwiedzili danego mieszkańca i niczego nieodpowiedniego nie stwierdzili. Zwłaszcza z uwagi na obecną sytuację z pandemią tym dobitniej trzeba przyznać, że możliwości takich kontroli są ograniczone, a nierealnym jest by patrol odwiedzał konkretne miejsce każdego dnia. Inną z poruszanych kwestii w rozmowie z naczelnikiem Stefankiewiczem był temat samej wymiany pieca i tego, że zgłaszający dane wykroczenie mieszkańcy, często oczekują, że ich sąsiad wymieni źródło ciepła od zaraz, a jak wyjaśnia naczelnik:

„Jeśli piec jest przewidziany do wymiany do danego roku, to nikt go też wcześniej nie wymieni, gdy nie ma na to środków – to są oczywiście koszty. Nikt z dnia na dzień na czyjeś życzenie nie może wymienić pieca. Sama informacja, że się <dymi>, a to dość częste zgłoszenie, nie jest wykroczeniem. Inaczej jest, gdy istnieje realne przypuszczenie opału środkami zabronionymi.”

Wszystkie te przykłady pokazują jednoznacznie, że podobne sytuacje problemowe należy zgłaszać, ale trzeba też brać poprawkę na to z jaką szybkością interwencja może się odbyć oraz to, że nie zawsze nasze założenia mają przełożenie na stan faktyczny. Oczekiwanie, iż każda interwencja zakończy się potwierdzeniem przypuszczeń, karą i natychmiastową wymianą źródła ciepła, w myśl przytaczanych przykładów, jest iluzją. Podobnie sprawa ma się w przypadku równie ważnego tematu śmieci, a dokładniej ich „podrzucania”:

„Temat podrzucania śmieci jest skomplikowany. Zgodnie z polskimi przepisami pojemniki do gromadzenia odpadów są po to by te odpady tam zbierać.  Gospodarzem jest tutaj Miasto Kalisz i jeżeli mieszkaniec miasta wrzuca odpady do pojemnika a nie obok to jakie popełnia wykroczenie? Ten mieszkaniec za śmieci zapłacił, a to że wrzucił je nie do swojego pojemnika, to temat z zakresu powództwa cywilnego. Dana spółdzielnia płaci za odpady, więc to ewentualnie ona jest narażona na koszty związane z wywozem czyichś śmieci. Jeżeli do nas takie sprawy dochodzą, to ustalamy sprawcę jeśli się da – sam wizerunek nie zawsze pozwala na jego ustalenie. Takie sporne sytuacje zdarzają się np., gdy mamy dwa budynki z różnych wspólnot. Jak możliwe byłoby przypilnowanie, by mieszkańcy każdego z budynków wrzucali odpady do właściwych pojemników? My podpowiedzieliśmy rozwiązanie z boksami, gdzie pojemniki można wstawić. Gdy taki pojemnik nie jest zabezpieczony w żaden sposób, to każda postronna osoba w świetle przepisów robi dobrze, bo śmieci wrzuca do pojemnika.” – mówi naczelnik Stefankiewicz.

Sprawa „podrzucania” śmieci jest o tyle skomplikowana, że mogą zdarzyć się sytuacje, gdy takie postępowanie narazi mieszkańców danego budynku na oskarżenie o brak segregacji odpadów ze strony firmy wywożącej śmieci. Jak tłumaczy SM – takie sytuacje również się zdarzają, a postronne osoby mogą wrzucić niewłaściwą rzecz do nieodpowiedniego pojemnika – wtedy odpowiedzialnością i wyższymi kosztami obarczona jest np. wspólnota. 

Ostatecznie we wszystkich omówionych sytuacjach najważniejszy jest wspomniany czynnik ludzki i to jakie podejście do wspomnianych tematów mają mieszkańcy. Nie powinno się nikogo usprawiedliwiać – również Straży Miejskiej czy innych podmiotów, ale z drugiej strony warto racjonalnie oceniać sytuację. Kompromis i porozumienie w tak problematycznych kwestiach jest trudny i o ile można go próbować rozwiązać np. wiatami do grupy pojemników, to żadne z rozwiązań nie wyeliminuje problemu do „zera”. Wydaje się, że nie chcemy dążyć do tego by zupełnie zamykać każdą przestrzeń, a przy tym podlegać całodobowemu monitoringowi – jeśli tak jest, to pracę nad poprawą sytuacji powinniśmy zaczynać siebie, by nie było tak, że pojawiają się oskarżenia wobec obcych, a to nasi współlokatorzy okazywali się właścicielami symbolicznego „latającego dywanu”. We wszystkich innych i uzasadnionych przypadkach informacje oczywiście trzeba kierować do właściwych organów.

Źródła:

https://www.mzbm.kalisz.pl/aktualnosci/latajacy-dywanik

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze