RYBIKOWSKI: Aktywiści versus Kinastowski 0-1
Kilkadziesiąt osób zebrało się na kaliskim rynku, aby zaapelować do władz miasta o podjęcie działań na rzecz większego zazielenienia miasta. Głównymi organizatorami protestu byli historyk i aktywista Maciej Błachowicz oraz prawnik Radosław Gąsior (publikujący także na łamach Latarnika Kaliskiego). Wśród uczestników protestów można było rozpoznać przedstawicieli Kaliskiej Inicjatywy Miejskiej, Komitetu Obrony Demokracji oraz przedstawicieli formacji politycznych, opozycyjnych wobec rządzącej w Kaliszu większości. Po kilku minutach od rozpoczęcia zgromadzenia do zebranych podszedł prezydent Krystian Kinastowski wraz z wybranymi współpracownikami z Urzędu Miasta. I poradził sobie bardzo przyzwoicie.
Tereny zielone to kwestia, która na pewno wymaga w Kaliszu poprawy. Świadczą o tym m.in. zewnętrzne rankingi (https://latarnikkaliski.pl/kalisz-zielone-miasto/), ale i codzienne obserwacje mieszkańców. Co prawda, mam duże wątpliwości, czy jest to temat najbardziej dziś zajmujący kaliszan, niemniej jednak został uznany za dobry do wyrażenia sprzeciwu wobec obecnego Prezydenta. Nie da się bowiem ukryć, że przybyli na kaliski rynek do entuzjastów Krystiana Kinastowskiego nie należeli. A jako iż wybory samorządowe za pasem, to jest to także dobra okazja, by się przypomnieć, policzyć i wzajemnie wybadać. Choć oczywiście wśród zebranych były też osoby niemające żadnych specjalnych samorządowych aspiracji, jak choćby jej pomysłodawca Maciej Błachowicz.
Czy Kinastowski ma po poniedziałkowym wydarzeniu czegoś się obawiać? Nie sądzę. Frekwencja do najgorszych nie należała, ale widząc znane z wcześniejszych protestów twarze, wskazuje to raczej na mobilizację opozycyjnych struktur, aniżeli jakieś nadzwyczajne przebudzenie mieszkańców Kalisza na temat zieleni. Protest zaczął się od nawoływania do opracowania strategii na rzecz zieleni w mieście oraz włączania budzików mających pobudzić rządzących do konkretnych działań. Czyli przekaz, jaki wybrzmiał, to apel, by „miasto coś zrobiło”, bez merytorycznego wkładu ze strony protestujących. Bo trudno za takowy uznać udostępnianie zdjęć z miasta w social mediach z tekstem: „tu można posadzić drzewo”.
Protestujący dość niekomfortowo czuli się w sytuacji, w której było im dane polemizować z Prezydentem. Problem w tym, że sami takiej rozmowy chcieli. Świadczy o tym zarówno miejsce protestu w okolicach ratusza, jak i apel do Prezydenta o rozmowę już od pierwszych chwil wydarzenia. Już po kilku minutach od przyjścia władz miasta, pojawiły się pierwsze próby odebrania Kinastowskiemu mikrofonu i coraz bardziej nerwowe reakcje na jego słowa. Sam Prezydent był spokojny, starał się mówić o konkretnych przypadkach związanych z kaliską zielenią, umiejętnie jednak wrzucając szpilki swoim oponentom politycznym. Po drugiej stronie spokoju na tym poziomie zabrakło, pojawiły się liczne wycieczki ad personam i oskarżenia o kłamstwo. Pojawiła się nawet uwaga co do braku obecności Prezydenta na pogrzebie Arkadiusza Pacholskiego. Krótko mówiąc, jeśli ktoś w tym starciu nie chciał dialogu, to raczej była to strona miejskich aktywistów.
Sam protest, jako pewien element patrzenia władzy na ręce, należy uznać za zjawisko pozytywne. Choć docenić należy, że Prezydent po czterech latach rządzenia nie okopał się za murami ratusza i jest gotów stanąć do polemiki, także w niesprzyjających warunkach. Ci, którzy wieszczyli, że tego typu przedsięwzięcia doprowadzą do nadszarpnięcia wizerunku Krystiana Kinastowskiego muszą się srogo zawieść. Ten bowiem żyje i ma się dobrze, choć nie może spoczywać na laurach. Ponad rok do wyborów to jeszcze bardzo dużo czasu…
fot. zrzut ekranu transmisji live portalu Fakty Kaliskie
Jeśli ktoś broni topoli, to sorry, ale nie ma pojęcia o zarządzaniu miejską zielenią.