Andrzejak: Jakie to uczucie być tym z mniejszymi prawami?
Pandemia koronawirusa rozpoczęła się 17 listopada 2019 roku w mieście Wuhan, w środkowych Chinach, a 11 marca 2020 roku została uznana przez WHO za pandemię. Wtedy wielu z nas nie zdawało sobie sprawy z tego, że ten wirus tak drastycznie dotknie nas, Polaków. Po około czterech miesiącach, 4 marca odnotowano pierwszy przypadek pacjenta „0” w Polsce. To właśnie, wtedy wszystko się zmieniło. Cała społeczność „stanęła na głowie”. Masowe zamknięcia szkół, gastronomii, centrów handlowych, a w związku z tym wzrost depresji i społeczna izolacja. Już od około dwóch lat zmagamy się z życiem w takim, a nie innym świecie. Jak w nim żyć, skoro na każdym kroku jesteśmy ograniczani? Jak przeżyć najlepsze lata młodości, czyli okres szkoły średniej, w której tak naprawdę jesteśmy tylko formalnie?
Początki i dalszy rozwój sytuacji…
W momencie, gdy pojawiła się informacja o pierwszej osobie z wykrytym koronawirusem, w szkołach można było zauważyć radość, gdyż zamknięcie szkół miało potrwać tylko dwa tygodnie. Wszyscy myśleli, że będzie to miły okres regeneracji i odpoczynku, i że z pewnością niedługo wrócimy do normalności. Jednakże okres zamknięcia wydłużył się i to znacznie, a liczba przypadków w naszym kraju zaczęła wzrastać. 10 marca zostały wprowadzone pierwsze obostrzenia: odwołanie imprez masowych zaplanowanych w przestrzeni otwartej powyżej 1000 uczestników i powyżej 500 osób dla wydarzeń odbywających się w przestrzeni zamkniętej. Już dwa dni później, bo 12 marca ogłoszono zamknięcie wszystkich szkół do 25 marca, co zostało później przedłużone do 10 kwietnia. W tym okresie zajęcia odbywały się zdalnie, a aktywność instytucji kulturalnych, tj. filharmonii, teatrów, muzeów, kin, została zawieszona od 12 marca i później kontynuowana.
Ja ze swoją klasą pożegnałam się w marcu, a dopiero po trzech miesiącach zobaczyłam ich ponownie, na zakończeniu roku szkolnego. Nadszedł czas wakacji, czyli dwa miesiące rozluźnienia sytuacji, która była szansą na chwilowe zapomnienie o pandemii i powrót do rzeczywistości, gdyż praktycznie wszystko zostało ponownie otwarte. Lecz i ten czas spokoju nie potrwał długo. We wrześniu 2020 roku szkoły rozpoczęły naukę stacjonarnie. Dla mnie była to wielka ulga, gdyż spotkanie z drugą osobą na żywo to zupełnie coś innego niż siedzenie po drugiej stronie monitora. Ale i ta pozytywna aura dobiegła końca. Pod koniec października 2020 roku ponownie placówki szkolne wróciły na nauczanie zdalne. Był to dla wielu osób ogromny cios i powtórzenie tego, co już było. Dało się odczuć, że nastroje w społeczeństwie są bardzo pesymistyczne.
W pewnym momencie wszyscy pozornie przyzwyczaili się do trudnej sytuacji, w której należało się odnaleźć, ale nie oznaczało to jej akceptacji. Mimo woli, innego wyjścia z tej sytuacji nie było. Przymusowym było podporządkowanie się odgórnie narzuconym decyzjom. Promyk nadziei pojawił się pod koniec maja, gdy nastąpił upragniony powrót do szkół, a rok szkolny udało się zakończyć w trybie stacjonarnym. Niestety niewiele mam z niego wspomnień, gdyż większość czasu musiałam spędzić w domu, nad czym bardzo ubolewam. Miałam nadzieję, że w przyszłym roku, w klasie maturalnej wszystko się zmieni i każdy odetchnie z ulgą. Jednakże moje spekulacje okazały się nietrafione. To właśnie w ostatniej klasie poczułam, co to znaczy życie w pandemii i że potrafi być ono nie do końca sprawiedliwe.
Ucieczka w formę…
Można by rzec, że znajdujemy się w gombrowiczowskiej pułapce, jesteśmy „upupiani” i uciekamy, co chwilę z jednej formy w drugą formę, dokładnie tak samo jak bohaterowie „Ferdydurke”. Naszą pułapką jest COVID-19, „pupą” obostrzenia, a formą nasze zachowania i poglądy, jakie przyjmujemy w kontakcie ze społeczeństwem. Czy jesteśmy już, lub czy byliśmy, wolni od myśli, że gdzieś nie pójdziemy, bo możemy się zarazić, czy jak się nie zaszczepimy to będziemy mieli mniejsze możliwości? Czy są osoby wolne od tych myśli? Czy nie jest to okres rewizji dotychczasowych wartości, niczym jak z genialnej książki francuskiego pisarza Alberta Camus’a? „Dżuma” to tytuł znany nie jednej osobie, sytuacja, która wydarzyła się w XXI wieku ma wiele wspólnego z wydarzeniami z tej powieści. Tak samo jak bohaterowie tej książki możemy przyjąć różne postawy wobec zła… Podporządkowanie, bunt, niezgoda, a może nawet radość? Mi z pewnością najbliżej jest do postawy niezgody wobec zaistniałej sytuacji. Powodami, które wpłynęły na moją postawę, podzielę się w późniejszej części artykułu.
Pandemia oczami licealistów
Julia: „Na początku, gdy w Chinach rozpoczęła się pandemia, byłam w szoku i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że COVID-19 pojawi się w Polsce. Przez pierwszy miesiąc pandemii obawiałam się o zdrowie własne i rodziny. Wprowadzenie nauki zdalnej w szkołach bardzo mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że moje funkcjonowanie zmieni się tak diametralnie.
Uważam, że nauczanie zdalne nie może się równać z edukacją w szkole. Zauważyłam, że trudniej zmotywować mi się do pracy w domu. Ciężko było mi się skupić, gdyż oprócz mnie w mieszkaniu pracowali rodzice, a brat również miał lekcje. Zamiast zaoszczędzenia czasu na dojazdy do szkoły i odpoczynku, odczuwałam większe zmęczenie i zniechęcenie do nauki. Mimo to, że w liceum, do którego uczęszczam (I LO im. Adama Asnyka w Kaliszu) lekcje były prowadzone przez nauczycieli bardzo starannie, a przekazywane informacje były treściwie i zrozumiałe, to zdecydowanie preferuję naukę w szkole.
Odnosząc się do tematu szczepień, to moim zdaniem każdy człowiek powinien móc sam decydować o swoim zdrowiu. Uważam, że wprowadzenie i utworzenie szczepionek na COVID-19 w tak krótkim czasie, niesie ze sobą spore wątpliwości i budzi kontrowersje. Sądzę, że ludzie nie są uświadomieni, a także część z nich nie widzi problemu i absurdu, jaki towarzyszy nam już od ponad półtora roku. Do tego dochodzą skutki poszczepienne. U sporej części osób są dolegliwości, takie jak: gorączka, bóle kończyn, a niekiedy nawet kończy się to trafieniem do szpitala, a nawet śmiercią. Nie neguję ludzi, którzy chcą się zaszczepić, lecz osobiście nie zamierzam poddać się społecznym testom na obywatelach.
Obecnie społeczeństwo jest podzielone ze względu na poglądy polityczne, wyznawane wartości, czy wyznanie. Segregacja na tzw. ,,lepszych i gorszych” nastąpiła w momencie wprowadzenia szczepień. Polski rząd oczywiście zaznacza, że obywatele mają wolność, a szczepienia nie są przymusowe, lecz sortowanie ludzi ma miejsce każdego dnia. Nie jestem zaszczepiona i mówię o tym otwarcie, nie noszę maski, nie dezynfekuję rąk, bo uważam, że w żaden sposób nie chroni to człowieka przed zakażeniem. Z przykrością stwierdzam, że czuję się oceniana i dyskryminowana przez fakt, że nie zaszczepiłam się. Doświadczam tego w szkole, gdy nie mogę chodzić na zajęcia jako teoretyczne ,,zagrożenie” dla ogółu, ponieważ nałożono w naszej klasie kwarantannę, nie mogę opuszczać domu przez określony czas. Czuję się ubezwłasnowolniona, ponieważ nie miałam na to wpływu, nie jestem chora, nie mam objawów, a mimo to mam ograniczone prawa”.
Olga: „Największym szokiem, gdy w Polsce pojawił się COVID-19, było dla mnie zamknięcie w domach i ograniczenie wyjść, relacji z innymi ludźmi, a także przejście na nauczanie zdalne.
Nie było to najprostsze zadanie, ale udało mi się samej motywować do nauki. Nauczyciele przedmiotów ścisłych starali się, jak mogli, aby zapewnić nam przekazanie jak największej ilości wiedzy. Jednak nie ukrywam, że pewnych rzeczy nie da się pokazać w taki sposób, jak by to było w szkole, na żywo.
Jeżeli chodzi o szczepienia to uważam, że są one dla ludzi zbawieniem. Od dawien dawna jest wiadome, że chronią przed poważnymi chorobami. Nie podoba mi, że szczepienia w pewien sposób segregują społeczeństwo, gdyż ta segregacja jest widoczna w życiu codziennym. Limity wprowadzane nie obowiązują zaszczepionych, natomiast osoby niezaszczepione są ograniczane, a przecież każdy powinien być traktowany na równi. Jest to nowa szczepionka, gdzie nie ma jeszcze dokładnych badań. Może być to przyczyna obaw wśród ludzi, jakie przyniesie to skutki w przyszłości. Choć optymistycznie kończąc, wydaje mi się, że życie wróci do normalności, aczkolwiek potrzeba na to czasu”.
Natalia: „Największym szokiem dla mnie było nagłe zamknięcie wszystkich placówek oświatowych oraz sklepów. Zamrożenie gospodarki w ten sposób było nowym doświadczeniem dla wielu młodszych, jak i starszych ludzi. Samo noszenie masek wszędzie poza domem stało się dziwnym nowym obowiązkiem, które wielu nie odpowiadało. Nauczanie zdalne jest o wiele wygodniejsze, ale znacznie mniej efektywne niż stacjonarne. Z pewnością wiąże się z większą ilością czasu zaoszczędzoną na dojazdach, jednakże wymaga większej samodyscypliny i zaburza przestrzeń pracy i odpoczynku człowieka.
Moim zdaniem szczepienia powodują widoczną segregację ludzi. Szczepienia są względnie nieobowiązkowe, lecz z czasem z pewnością staną się nieuniknionym działaniem. Jest tak przykładowo w Austrii. We Włoszech już we wrześniu wiele restauracji nakazywało okazanie paszportu COVID-owego w celu obsługi klienta, co jest całkowitym absurdem. Dzięki temu przykładowi widać wyraźnie segregację. System ten niedługo pojawi się i w Polsce. Osoby zaszczepione nie powinny mieć innego profitu ze szczepienia poza ochroną własnego życia oraz zdrowia. Jest to każdego osobista sprawa, jak chce dbać o własne zdrowie.
Szczepienie nie daje 100% pewności o tym, że nie zachorujemy lub nie zarazimy innych. Nadal możemy być chorzy lub być nosicielami. Nie są one wyznacznikiem wartości człowieka, dlatego nie powinno się gloryfikować osób zaszczepionych, jako obrońców życia innych, gdyż dają tylko pewien procent szans na lżejsze przejście choroby <na własną rękę>.
Dopiero za wiele lat będziemy w stanie wrócić do normalności. Wirus ten będzie towarzyszył nam przez jeszcze długi czas, nigdy nie zniknie. Jedyną możliwością jest, że stanie się mniej szkodliwym dla zdrowia człowieka. Życie z pandemią jest możliwe, co potwierdzają wcześniejsze epidemie. Jest ono znacznie trudniejsze, lecz przy pomocy technologii XXI wieku jest znacznie łatwiejsze do wykonania niż w przypadku czasów hiszpanki”.
Statystki pokazujące obraz zahamowania…
Obecnie zauważamy poprawę sytuacji gospodarczej związanej z przetwórstwem przemysłowym, lecz czy za chwilę nie wróci sytuacja z 2020 roku, gdy COVID-19 znacznie przybierze na sile, a masowe obostrzenia nie zaczną znowu dominować? W tej sytuacji jedyną formą ochrony jest szczepienie.
Odsetek zaszczepionych na chwilę obecną, co najmniej jedną dawką szczepionki, wynosi 54,81%. W pełni zaszczepieni stanowią 47,16% całego społeczeństwa. Lecz czy szczepionka jest gwarantem, że się nie zarazimy, lub że nie będziemy zarażać innych? Nie… jest ona tylko formą ochrony, która umożliwi nam lżejsze przebycie choroby. Więc dlaczego nastąpiła segregacja na zaszczepionych i niezaszczepionych?
Jakie to uczucie być tym z mniejszymi prawami?
Szczepienia są formą nieobowiązkową, każda jednostka w tej kwestii może zająć dogodne dla siebie stanowisko, gdyż ma możliwość wyboru. Moim zdaniem nie powinno oceniać się, dlaczego dana osoba nie chce przyjąć szczepienia i nie należy doszukiwać się powodów takiej decyzji. W obecnej chwili każdy jest świadomy, że niezaszczepienie się wiąże się z przejściem na nauczanie zdalne w przypadku wyniku dodatniego u jednego z uczniów z klasy. Tak naprawdę sytuacja jest zrozumiała, że uczniowie dla ich dobra powinni zostać w domu i nie narażać innych, lecz czy osoby z tej samej klasy, lecz zaszczepione, nie mogą zarazić innej osoby niezaszczepionej z grona szkolnego?
Szczepienie w pewien sposób wprowadza segregację na zaszczepionych i nie. Nie chodzi tutaj w żaden sposób o krytykę szczepień czy pokazanie postawy antyszczepionkowca, tylko o pewien rodzaj walki o równe prawa. Dlaczego osoba, która przyjęła szczepienie, ma mieć większe możliwości w nauce? Faktem jest, że często nie da się jednocześnie prowadzić zajęć stacjonarnych i zdalnych, a praca na lekcji z nauczycielem to zupełnie coś innego niż samodzielna nauka w domu. Gdyby obie kwestie miały równoważną wartość, po co byłyby nam szkoły? Moglibyśmy to samo zrobić samodzielnie w domu. Notatki przepisywane od kolegów to też nie to samo, co bycie fizycznie na lekcji.
W klasie maturalnej, gdy ma się 6 czy 7 przedmiotów, a liczba godzin przedmiotów rozszerzonych w tygodniu wynosi około 7-9 godzin lekcyjnych, tydzień nauczania zdalnego jest w stanie sprawić duże problemy z nowym materiałem. W szczególności królowa nauk, czyli matematyka, to przedmiot, który niewyobrażanie trudno „ogarnąć” przeciętnemu uczniowi samodzielnie, bez wskazówek i pokazania sposobu działania przez nauczyciela.
Nie każda sytuacja jest bez wyjścia
Czy nie da się prowadzić jednocześnie zajęć zdalnych i stacjonarnych? Oczywiście, że się da. Ja znalazłam się w grupie osób, które przeszły na nauczanie zdalne. Dwa przedmioty, w moim przypadku rozszerzone, nauczyciele poprowadzili dla dwóch grup. Łączyli się z nami na platformie Teams i dali nam możliwość normalnej nauki. Mieliśmy możliwość słyszeć i widzieć, co robi grupa będąca w szkole, mogliśmy rozmawiać z nauczycielem i robić zadania. Część lekcji, która nie była prowadzona na żywo, też była idealnie przygotowana. Dostaliśmy wystarczająco materiałów, które pozwoliły nam się odnaleźć w rzeczywistości, w jakiej przyszło nam się uczyć. Jeszcze większym zaskoczeniem i radością było dla mnie, gdy po jednym dniu została podjęta decyzja, że wszyscy idziemy na nauczanie zdalne. Wielkim szczęściem jest to, że są osoby czy placówki, które nie dzielą społeczeństwa i traktują wszystkich jednakowo. Ja jestem dumna z tego, w jakiej szkole udało mi się uczyć.
Uświadomienie
Cieszy fakt, że można trafić na genialnych nauczycieli i wspaniałych kolegów z klasy, którzy wspierają w każdym momencie i potrafią znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Lecz na pewno są miejsca, gdzie nie wszyscy mają tyle szczęścia, i są ograniczani. Dlatego moim zdaniem, nie definiujmy człowieka i nie segregujmy go. Dlaczego mówi się tyle o tolerancji i o szacunku? Szanujmy się nawzajem i nie dzielmy społeczeństwa.
Już niedługo Święta. Czy znowu zakazane będą większe spotkania z rodziną? Czy na Sylwestra znowu obejmie nas „godzina policyjna”? Czy studniówki maturzystów odbędą się, czy jednak sytuacja na to nie pozwoli? Jako tegoroczna maturzystka uważam, że należy korzystać ze stwierdzenia carpe diem z poezji Horacego, bo czas najlepszego okresu w życiu nieubłaganie ucieka.
Jakie są wasze doświadczenia w tej kwestii? Czy znaleźliście się w podobnej sytuacji? Na pewno pewna część tak… Dajcie znać w komentarzach.
Cieszy, że młodzi ludzie widzą absurdy i niesprawiedliwość segregacji sanitarnej. Zaszczepieni mogą zarażać siebie i innych dokładnie tak samo jak niezaszczepieni.
Przeczytałem cały artykuł i z całym szacunkiem do autorki, pozwolę sobie skomentować jego pewne fragmenty, z którymi się nie zgadzam. Odnośnie nawiązania do Ferdydurke Gombrowicza – upupianie nie jest do końca adekwatne w tym temacie, gdyż odnosiło się ono do infantylnego stosunku dorosłych wobec młodzieży. COVID-19 jednak dotyka wszystkich, niezależnie od wieku. Z kolei formy przytoczone przez Gombrowicza pojawiają się w każdej gałęzi naszego życia i przyjmujemy je w różnych sytuacjach, nie tylko w trakcie pandemii. Oczywiście, możemy próbować pozostać w pełni autentyczni, jest to jednak walka z wiatrakami. Jeśli chodzi natomiast o Dżumę Camusa to tytułowa choroba ma trochę wspólnego z COVID-19. Obie są chorobami zakaźnymi przenoszonymi drogą kropelkową, tyle tylko że dżuma wywoływana jest przez bakterie, a COVID-19 przez wirusy. Jedna z postaci dżumy (dżuma płucna) jest leczona poprzez izolację osób chorych i podawanie im antybiotyków, ponieważ nie ma na nią szczepionki. Natomiast bunt doktora Rieux wobec zła był buntem przeciwko rzeczywistości, ponieważ starał się on ocalić jak najwięcej ludzi przed nadchodzącą śmiercią. Sądzę, że w obecnych warunkach dr Rieux próbowałby ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa, w tym także przez szczepienia.
Odnośnie kwestii zasadności szczepień, a także segregacji osób na zaszczepionych i niezaszczepionych. Osobiście uważam, że sczepienia powinny być przymusowe, gdyż tak jak mówią osoby, z którymi przeprowadziłaś wywiad, „są one zbawieniem dla ludzkości”. Szczepionki powodują, że układ immunologiczny radzi sobie lepiej z koronawirusem (co jest benefitem zarówno dla zaszczepionego, jak i dla służby zdrowia) oraz zmniejszają jego rozprzestrzenianie. Oczywiście szczepienia nie zapewniają póki co 100% odporności, jednak większa liczba osób zaszczepionych będzie ograniczała ilość nowych przypadków, a w konsekwencji zmniejszała szanse na powstanie nowych, bardziej odpornych i cięższych w przebiegu wariantów koronawirusa. Osoby niezaszczepione mają większą szanse na zostanie zarażonymi, a więc i wirus ma większą szanse na zmutowanie. Ponadto w krajach o dużym wskaźniku osób zaszczepionych liczba zgonów obecnie spada do minimum. Same badania szczepionki mRNA (czyli tego typu jak przy COVID-19) rozpoczęły się już w latach 90. XX wieku. Dlatego też segregacja osób zaszczepionych i niezaszczepionych z epidemiologicznego punktu widzenia ma sens. Tak samo utrudnianie koronawirusowi drogi wejścia do naszego organizmu poprzez noszenie maseczek, zachowywanie odpowiedniego dystansu społecznego i dezynfekcje rąk przyczynia się do zmniejszenia naszych szans na zachorowanie i kwestia wiary w słuszność takiego działania nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście, jeśli w szkołach jest wiele osób bez maseczek, stojących blisko siebie, to pewnym jest, że wirus będzie się rozprzestrzeniać o wiele szybciej. Dlatego też należy samemu dbać o profilaktykę, a także zachęcać do tego naszych znajomych.
Ten cały dystans społeczny i online’owe spotkania narobiły więcej szkód niż pożytku, bo zniszczyły więzi społeczne, a wirusy były, są i będą.
Szczepionki genetyczne krzywdzą ludzi na wiele skomplikowanych sposobów, dla większości ludzi są lekarstwem gorszym, niż choroba, której rzekomo przez krótki czas zapobiegają. Byłoby tak nawet, jeśli z covida nie leczyłyby (bardziej inteligentnych): witamina C, D, NAC, cynk, kwercetyna, iwermektyna. Polecam zapoznać się z materiałami OrdoMedicus.
Ciekawe obserwacje. Ja ze swojej strony napiszę, że pracownik firmy nie ma prawa pytać klientów o szczepienia, gdyż jest to tajemnica medyczna, do której dostęp mają jedynie lekarz i pacjent. O zdrowiu rozmawia się z lekarzem, a nie hotelarzem. A ci zaszczepieni, co tak boją się niezaszczepionych, sami pokazują, jak ufają swojemu eliksirowi zdrowia.
Celem zamaseczkowania było podzielenie społeczeństwa na rzekomo dobrych maseczkowców i złych, egoistycznych antymaseczkowców. Skłóconymi łatwiej się rządzi. Cel niestety został osiągnięty w dużym stopniu, choć widać znaczącą poprawę.
Świetny tekst pokazujący, że najważniejsza jest wolność wyboru. Żadne przymusy nie sprawia, że pandemia się skończy. Brawo za to młode spojrzenie!