Stokado
baner_FBAnt
Baner AWS
FinalFour

FELIETON Eskana Darwicha: Granica grania na emocjach

Proces migracyjny staje się w ostatnich latach stałym elementem rozgrywek międzynarodowych oraz narzędziem do destabilizacji ładu światowego, jak i sposobem na wojnę hybrydową. Obecny ład, który jest przede wszystkim efektem pierwszej wojny światowej, jest w trakcie rewizji. W celu zburzenia starego porządku wywołuje się lokalne konflikty. Historia pokazuje, że zarówno konflikty lokalne, jak i te na skalę światową, doprowadzają do przekształcenia stref wpływów i powstawania nowych podmiotów międzynarodowych.

Globalny ład, który powstał po I wojnie światowej, po 100 latach przestał być korzystny dla wpływowych graczy międzynarodowych. Rozpad Jugosławii, powstanie Sudanu Południowego, aneksja Krymu czy próba stworzenia państwa kurdyjskiego to tylko niektóre przykłady nowego ładu. Zanim omówię temat migracji w kontekście kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, należy zwrócić uwagę na kryzys, który miał miejsce w 2015 roku na granicach Europy Południowej. Te sytuacje mają ze sobą wiele wspólnego. Wówczas prezydent Turcji Erdogan zastosował te same mechanizmy, które stosuje obecnie Łukaszenko. Służby tureckie wsadzały migrantów na łodzie i wpychały ich na stronę grecką, mając na uwadze kilka celów:

  • Była to zemsta na Zachodzie, który uniemożliwił realizację wielkiego planu Erdogana odbudowy Imperium Otomańskiego (Plan zakładał zainstalowanie w Syrii podległego Turcji rządu Bractwa Muzułmańskiego i dalsze rozszerzanie wpływów w kierunku południowym: na Irak i cały Półwysep Arabski, oraz w kierunku wschodnim: w szczególności na Afganistan i Pakistan. Proszę sobie wyobrazić, co powstałoby z połączenia silnych armii: tureckiej i egipskiej z potęgą ekonomiczną i energetyczną Półwyspu Arabskiego i potencjałem nuklearnym Pakistanu. Taka potęga oznaczałaby odrodzenie nowego dużego gracza na arenie międzynarodowej, który byłby zagrożeniem dla interesów Zachodu i jego systemu wartości. Plan ten, na jakiś czas, został jednak storpedowany;
  • Destabilizację UE, w szczególności Grecji, która jest w konflikcie z Turcją od wieków;
  • Wynegocjowanie ruchu bezwizowego dla obywateli Turcji do UE;
  • Zdelegalizowanie ruchów kurdyjskich na zachodzie;
  • Zaprzestanie zachodniej pomocy wojskowej dla formacji kurdyjskich walczących z Państwem Islamskim (ISIS);
  • Uzyskanie zgody krajów zachodnich, w tym USA, na okupację północy Syrii pod pretekstem stworzenia bezpiecznych terenów dla uchodźców syryjskich.

W rzeczywistości chodziło o wyeliminowanie siły kurdyjskiej, która była przeszkodą dla owej polityki ekspansyjnej Erdogana opartej na odbudowie nowego Imperium Otomańskiego za pomocą Bractwa Muzułmańskiego. Proszę wyobrazić sobie jeszcze, że Zachód nie udziela Kurdom w Iraku i Syrii pomocy w walce z państwem islamskim (ISIS) – z pewnością Kurdowie przegraliby tę nierówną walkę, a w efekcie większość uciekłaby na Zachód. Ci, którzy by pozostali, zostaliby zmuszeni podporządkować się ISIS. W efekcie spowodowałoby to likwidację oporu przed islamizacją obszaru strategicznego dla nowego planu Erdogana.

Unia Europejska nie stanęła wtedy twardo po stronie Grecji i zamiast uszczelnić granice z Turcją, uległa szantażowi Erdogana, który dostał od niej kilka miliardów euro. Ponadto napadł on na Kurdów syryjskich przy bierności większości krajów zachodnich. UE, w ramach solidarności z Grecją, wprowadziła zasadę dystrybucji uchodźców pomiędzy krajami UE. Polska, rządzona wtedy przez koalicję PO-PSL, zobowiązała się (politycznie) do przyjęcia kilku tysięcy uchodźców. Narracja medialna rządzących była wtedy nieudana, prawdopodobnie z obawy przed opinią publiczną. Komentarze przedstawicieli rządu co chwilę się zmieniały (rano mówili – „przyjmować”, a wieczorem – „nie wiem, czy chcemy przyjmować”, raz mówili – „przyjmujmy 1000”, a za chwilę – „weźmiemy każdą liczbę”). Do tego doszedł ostry sprzeciw ówczesnej opozycji (PiS), która straszyła islamskimi imigrantami (w programach telewizyjnych powtarzano hasło: „każdy terrorysta to muzułmanin”).  To spowodowało, że polskie społeczeństwo skutecznie odrzuciło ideę przyjmowania uchodźców. Wówczas w rozmowach z politykami PO powtarzałem, że przegramy wybory, ponieważ ta narracja nie trzyma się kupy. Myślę, że większość decydentów w PO nie była za tym, aby przyjmować uchodźców w takiej formule, jak chciała tego UE, tylko że zostali oni przekonani do idei solidaryzmu w UE. O ile wówczas nie byłem zwolennikiem przyjmowania uchodźców w taki sposób, w jaki proponowała Unia Europejska (z różnych względów, jest to obszerne zagadnienie, temat na osobny artykuł) o tyle byłem zwolennikiem solidaryzmu z Grecją. Rząd PO-PSL skupił się na medialnej narracji humanitaryzmu, a nie solidaryzmu, co sprawiło, że nie udało im się przekonać opinii publicznej do idei przyjęcia uchodźców. W konsekwencji ówczesna władza przegrała następne wybory parlamentarne (oczywiście nie była to jedyna przyczyna tej porażki).  

W tym kontekście nie sposób nie zauważyć wagi narracji używanej w bieżącym dyskursie politycznym. Po niedawnym upadku rządu w Afganistanie i powrocie Talibów do Kabulu, polski rząd, dowodzony przez Zjednoczoną Prawicę, która nosi na sztandarach niechęć do uchodźców i migrantów muzułmańskich, przyjął około tysiąca uchodźców z najbardziej zislamizowanego obszaru. Warto to podkreślić: Prawo i Sprawiedliwość, które w 2015 roku zniechęcało polskie społeczeństwo do tych, którzy uciekali przed islamistami, w 2021 roku przyjęło z otwartymi ramionami uchodźców ze społeczeństwa afgańskiego. Społeczeństwa, którego nawet liberalni przedstawiciele z europejskiego punktu widzenia są bardzo konserwatywni. Jak to się stało, że polskie społeczeństwo nie zająknęło się, media prawicowe nie zaprotestowały i nikt nie powtarzał, że wśród nich mogą być terroryści? Przecież zgodnie z ich wcześniejszą narracją „każdy terrorysta to muzułmanin”. Otóż odpowiedź jest prosta – obraz sytuacji, który przedstawił nam PiS, był bardzo przekonujący, a otoczenie polityczno-medialne było sprzyjające. Media liberalne nie mogły krytykować PiS za tę decyzję, a politycy opozycji nie protestowali (nawet Konfederacja nie zabrała głosu). Prawo i Sprawiedliwość, za pomocą mediów rządowych, przedstawiało Polakom odpowiednią opowieść z Afganistanu polegająca na tym, że MY ratujemy swoich współpracowników, MY nikogo nie zostawiamy w potrzebie, MY jesteśmy humanitarni, oni walczyli razem z nami, więc MY mamy w stosunku do nich zobowiązanie. W konsekwencji przyjęto dużo więcej osób niż tylko współpracowników polskiego kontyngentu. W ogóle zniknął z przestrzeni medialnej przymiotnik „muzułmański”. W tej opowieści użyto przede wszystkimarracji solidaryzmu z naszymi i połączono ją z humanitaryzmem, co w efekcie dało pożądany rezultat. Jestem przekonany, że gdyby na podobny krok zdecydowała się obecna opozycja, to zostałaby politycznie rozszarpana przez media prawicowe.

W bitwie na narracje jak dotąd wygrywa PiS. Pytanie tylko dlaczego? Czy to dlatego, że w partiach autorytarnych łatwiej opracować jednolitą narrację? A może po stronie opozycji nie ma strategów politycznych, albo walka polityczna powoduje, że są oni krótkowzroczni? Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Może jednym z powodów jest brak wizji – poza tą, że należy odsunąć PiS od władzy. Częste zmiany narracji w danej sprawie powodują, iż opozycja staje się niewiarygodna, choćby w sprawie przyjmowania uchodźców, ale również kwestii Turowa, zapory na granicy, 500 plus i wielu innych.

Nie mam wątpliwości, że obecna sytuacja na granicy jest atakiem hybrydowym na państwo polskie i UE. Posiada ona w sobie cechy podobne do tych z kryzysu z 2015 roku, wraz z elementami regionalnymi. Celem tego kryzysu zainicjowanego przez Putnia i Łukaszenkę jest:

  • Uznanie reżimu Łukaszenki przez UE po sfałszowanych wyborach na Białorusi;
  • Zniesienie sankcji nałożonych na reżim Łukaszenki;
  • Uzyskanie pomocy finansowej w analogiczny sposób, jak zrobił to Erdogan;
  • Odwet na Polsce za wsparcie opozycji białoruskiej;
  • Zasianie fermentu na obszarach zainteresowanych integracją z UE i NATO;
  • Destabilizacja UE, w tym przede wszystkim Polski.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden element trwającej obecnie wojny hybrydowej: element psychologiczno-wizerunkowy. Chodzi o zohydzenie Polaków w opinii publicznej na szczeblu międzynarodowym. Ten proces dzieje się już od jakiegoś czasu. Polacy są przedstawiani jako antysemici, przeciwnicy Rosji, Niemiec, muzułmanów, imigrantów, uchodźców, Unii Europejskiej, a nawet Czech. Obecna sytuacja na granicy wpisuje się w myśl: „popatrzcie, jak Polacy są znieczuleni na tragedię biednych ludzi z obszaru ogarniętego wojną, nawet matki z dziećmi nie robią na nich wrażenia”. Ma to doprowadzić do sytuacji, w której gdy Polska zostanie napadnięta, nikt nie będzie miał poczucia solidarności z Polską i Polakami.

Stosunki międzynarodowe mają podobne zasady, cele i mechanizmy, jak stosunki międzyludzkie. Tak samo działają tam takie rzeczy, jak: interes, wzajemność, złość, pożądanie, chęć itd. Nie od dzisiaj wiadomo, że „lepiej mieć sąsiada dobrego niż brata dalekiego”. Tak jak bywa z sąsiadami z tej samej dzielnicy, tak też bywa z państwami na arenie międzynarodowej, jednak z jedną różnicą – państwo jest skazane prawie zawsze na tych samych sąsiadów, a człowiek może sprzedać dom czy mieszkanie i wyprowadzić się. Ponieważ stosunki te są do siebie dosyć podobne, możemy podać taki przykład: kiedy do Kowalskiego, który mieszka w dzielnicy X i ma dobre stosunki ze swoimi sąsiadami, przychodzi bandzior i napada na jego dom, to sąsiedzi przychodzą mu z pomocą. Natomiast gdy nie jest on lubiany, to sąsiedzi będą udawać, że nie widzą tego napadu – ponieważ nikomu nie będzie przykro, że Kowalski został napadnięty. Oczywiście najlepiej być silnym, aby samemu być w stanie się obronić.

Niestety Polska nie jest w stanie samotnie obronić się przed większymi agresorami. Nasz kraj aspiruje do bycia znaczącym graczem w Europie Środkowo-Wschodniej, naruszając tym samym interesy graczy dominujących tej części świata. Problem w tym, że nie da się zbudować silnej pozycji międzynarodowej, konfrontując się ze wszystkimi jednocześnie. Jest taka mądra maksyma, która mówi: „jeśli nie jesteś w stanie pokonać rąk silniejszych niż twoje – pogłaszcz je, przynajmniej do czasu kiedy nie staniesz się silniejszy”. W mojej ocenie Polska powinna stawać się coraz bardziej znacząca wśród decydentów światowych, ponieważ jest to 40 milionowy naród, który bogato zapisał się na kartach historii i zasługuje na odpowiedną pozycję w hierarchii międzynarodowej. Niestety polityka prowadzona przez obecny rząd polega na konfrontacji praktycznie ze wszystkimi. Narzędzia dobrane do osiągniecia tych celów mogą być zgubne.

Drugim elementem tej rozgrywki jest destabilizacja Unii Europejskiej, która jest nie tylko gwarantem rozwoju ekonomicznego, ale przede wszystkim wspólnotą opartą na systemach wartości, takich jak: demokracja, wolność, solidarność, humanitaryzm i prawa człowieka. UE jest  gwarantem pokoju i dobrobytu w Europie, a przynajmniej w jej zachodniej części. Wartości, które są spoiwem dla UE, stanowią zagrożenie dla krajów opartych na systemach totalitarnych. Nie bez kozery większość Europejczyków ciągnie do UE, a nie do Rosji. Masowe i niekontrolowane wpuszczenie migrantów o odmiennych systemach kulturowych wcześniej czy później doprowadzi do zamierzonych efektów przez wrogów UE (podkreślam: masowe i niekontrolowane). Napływ ogromu migrantów do UE z obszarów ogarniętych wojną i ekstremizmem islamskim, niesie za sobą potężny ładunek destabilizacyjny. W stosunkowo krótkim czasie przybywa zbyt wielu ludzi, ażeby poszczególne kraje mogły zasymilować ich w społeczeństwach budowanych na kompletnie odmiennych kulturach. Migranci, w szczególności ci przybywający z rodzinami, nawet przy dobrych chęciach nie są w stanie w tak krótkim czasie przyswoić nowej kultury opartej na wolności osobistej. Brak adaptacji i wrogość niektórych migrantów do kultury europejskiej powoduje, że ludzie ci żyją i pracują we własnych enklawach kulturowych, kierują się swoimi zasadami, a następnie próbują narzucać je innym. Zachowania migrantów są idealną pożywką dla grup ekstremistycznych i fundamentalistycznych, nastawionych wrogo do instytucji UE. Sytuacja taka jak ta, jest dla nich wodą na młyn. Zyskują oni argumenty w dyskursie politycznym, co w efekcie stwarza dla nich możliwości dostania się do poszczególnych parlamentów krajów UE. Niewykluczone, że tak radykalne grupy, nastawione na skrajny nacjonalizm, wyprowadzą swoje kraje z UE. Jednym słowem, rosnące poparcie dla tych grup jest wprost proporcjonalne do przybywania odmiennych kulturowo migrantów.

Żeby nie realizować polityki państw wrogo nastawionych do wspólnoty UE, należy zminimalizować liczbę nielegalnych migrantów na obszarze Unii Europejskiej, przynajmniej do czasu uporania się z  asymilacją obecnych migrantów w państwach członkowskich.

Polski rząd a opozycja w kontekście kryzysu migracyjnego

W moim odczuciu w sprawie ochrony granic, w starciu na narracje PiS-u i opozycji (nie licząc PSL) – używając żargonu piłkarskiego – jest 1:0 dla PiS. Opozycja od samego początku szła bez jakiejkolwiek strategii w tej sprawie, a PiS, świadomie lub nie, wpuścił niektórych posłów opozycji w maliny, ogrywając ich jak dzieci. Dla niektórych posłów granica stała się areną do wyrażania swojej niechęci w stosunku do polityki rządu Zjednoczonej Prawicy. Posłowie, którzy pojawili się na granicy (przy czym nie chcę odbierać im chęci pomocy) nie pomogli migrantom, a wręcz przeciwnie. Ich zachowanie spowodowało, że rządzący wykorzystali tę sytuację do wzmocnienia swojej pozycji wśród elektoratu antyemigracyjnego i odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych, takich jak inflacja, spory z Unią Europejską itd.

Sytuacja na granicy wpisuje się w polską rację stanu i należy poddać ją ocenie politycznej. Odstawiając na chwilę na bok aspekt humanitaryzmu, można poddać ją ocenie w kategoriach zysków i strat, zarówno wewnętrznych jaki i zewnętrznych (międzynarodowych). Rządzący kierują tym kryzysem, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie zyski i straty w aspekcie polityki wewnętrznej, zupełnie ignorując przy tym ten drugi aspekt. Co w tej sytuacji można byłoby zrobić?  Zgadzam się z opinią rządzących, aby nie otwierać granicy dla koczujących tam migrantów (niektórzy politycy opozycji sugerowali, żeby niektórych przyjąć, jednak nie wiadomo, wedle jakiego klucza). Prawdą jest, że gdyby otworzono granice dla kilku tysięcy, to za chwilę w świat poszłaby informacja, że istnieje łatwa droga w dotarciu na Zachód. Wówczas Polska stałaby się szlakiem handlu ludźmi i nie tylko. Grupy przestępcze dostałyby jasny sygnał, że przez Polskę da się swobodnie przemycać ludzi na zachód.

W mojej ocenie w tej sprawie opozycja popełniła błąd strategiczny. Przy głosowaniu projektu ustawy w sprawie stanu wyjątkowego, a w szczególności przy jego przedłużeniu, należałoby zagłosować za, w połączeniu z propozycją dopuszczenia dziennikarzy i niektórych organizacji pozarządowych (takich jak Polska Akcja Humanitarna) do strefy stanu wyjątkowego. W razie odrzucenia tej propozycji przez PiS i tak należałoby zagłosować za. Oprócz tego należałoby zagłosować za budową zapory na granicy polsko-białoruskiej. Co więcej, trzeba było zaproponować taką samą zaporę na granicy z Ukrainą i Obwodem Kaliningradzkim, ponieważ cała ta linia jest granicą zewnętrzną UE i NATO. Nie widzę technicznego problemu w tym, żeby w momencie, gdy Ukraina wstąpi do UE, zdemontować owe zapory i przenieść je na granicę ukraińsko-rosyjską. Przecież jest to wojna hybrydowa, a więc należy spodziewać się różnych prowokacji z różnych stron. Przyjmując taką postawę, opozycja parlamentarna byłaby w stanie zaproponować inną narrację niż PiS. Należałoby również zaprosić do współpracy instytucje międzynarodowe, takie jak FRONTEX i UNHCR, w celu rozwiązania tego kryzysu, tak aby zminimalizować szkody wizerunkowe Polski na arenie międzynarodowej.

Migranci, którzy znajdują się po stronie białoruskiej, są pod jej jurysdykcją, ale ci, którym udało się przedostać przez zieloną granicę do Polski, są już pod naszą jurysdykcją. W tym przypadku zgodnie z prawem międzynarodowym i konwencjami, Polska powinna udzielić im tymczasowego schronienia, do czasu rozpatrzenia ich wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej. Pozostawić w Polsce tych, którym należy się ochrona, a pozostałych deportować do ich krajów macierzystych. Oczywiście może wystąpić problem z dobrowolną deportacją, więc w tym przypadku znaczenie będą miały relacje z krajami pochodzenia migrantów. Ponad połowa z nich pochodzi z Iraku (a póki co jest on uznawany za kraj relatywnie bezpieczny). Zarówno rząd federacyjny Iraku, jak i rząd lokalny w Kurdystanie Irackim, wyrażają chęć sprowadzenia swoich obywateli do kraju, więc nie powinno być tu dużego problemu. Natomiast sytuacja związana z migrantami pochodzącymi z Syrii i Afganistanu jest zgoła inna, ponieważ trwa tam wojna domowa. Bez wątpienia lwia część migrantów koczujących na granicy polsko-białoruskiej, w myśl prawa międzynarodowego, nie kwalifikuje się do bycia uchodźcami. Niemniej jednak są wśród nich ludzie będący ofiarami wojny domowej w Syrii, którzy od lat mieszkają w obozach dla uchodźców w Kurdystanie Irackim, Libanie i Turcji. Wyruszyli oni w kierunku polskiej granicy, szukając lepszego życia. Należy zwrócić także uwagę, że wśród grupy migrantów po stronie białoruskiej mogą być agenci służb specjalnych Federacji Rosyjskiej i Białorusi, którzy udają ludzi z Bliskiego Wschodu, lub ludzie, którzy współpracują z tymi służbami pod fałszywą flagą. Ich celem jest wywołanie konfliktów pomiędzy migrantami a polskimi żołnierzami, tak aby zbudować w tych ludziach nienawiść i złość w stosunku do Polaków. Wtaczają im oni do głowy, że to Polska i Polacy stoją na drodze przeciwko ich szczęściu w dotarciu do wymarzonego raju niemieckiego. Dzisiaj dają im kamienie, a jutro mogą im dać do rąk karabiny. Ich frustracja może być źródłem zagrożenia dla polskich żołnierzy, bowiem człowiek sfrustrowany nie ma nic do stracenia.

Nowy ład światowy, wzrost populacji świata, zmiana klimatu, narastające konflikty etniczno-religijne spowodują masowe migracje na całym świecie. Prawdopodobnie strumień tej fali będzie skierowany w kierunku UE jako obszaru relatywnego spokoju i dobrobytu.

Podoba‚ Ci się materiał? Udostępnij go i komentuj - Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna! Chcesz by podobnych materiałów powstawało jeszcze więcej?Wesprzyj nas!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Starsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w treści
Zobacz wszystkie komentarze
marek

Chciałbym odnieść się do fragmentu w, którym autor wyjaśnia brak sprzeciwu społeczeństwa wobec przyjęcia imigrantów z Afganistanu. PIS od czasu wygranych wyborów w 2015 roku, przyjął kilkadziesiąt tysięcy imigrantów z krajów muzułmańskich a dodatkowo wprowadził dla wszystkich imigrantów dopłaty do studiów (13 tys. zł na osobę) i możliwość korzystania z programów socjalnych jak dopłaty do czynszów. PIS mógłby przegrać wybory gdyby opozycja to wykorzystała ale opozycja tego nie wykorzystuje z powodów ideologicznych. Media zwyczajnie nie poruszają tematu a konfederacja jest za słaba aby przebić się ze swoją narracją w tej sprawie.
W poniższym artykule, TVP wychwala PISowskie multikulti i chwali się socjalem dla imigrantów (ostatni akapit). Gdyby przeciętny wyborca PISu dowiedział się o tym to PIS straciłby kilka punktów procentowych w sondażach
https://www.tvp.info/39192544/tu-zakladaja-rodziny-i-rozkrecaja-biznesy-obcokrajowcy-zakochani-w-polsce

Opozycja pomaga PISowi uwiarygodnić się jako partia antyimigancka

Najnowsze